Jak nie stracić na bitcoinach

Czy śmierć Tobiasza Niemiro jest wyłącznie wynikiem upadku Bitmarketu, czy też skutkiem innych nieszczęśliwych okoliczności tego się szybko (a może i nigdy) nie dowiemy. W tej sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Jedno jest pewne – z Bitmarketu „wyparowało” około 2 300 bitcoinów, czyli wg obecnego kursu wynoszącego w chwili publikacji artykułu 37 700 zł, ponad 86 milionów. Dramat Tobiasza Niemiro łączy się z zawiedzionymi nadziejami, a może też poważnymi dramatami wielu osób, które w bitcoinach inwestowanych przez Bitmarket upatrywały szansy na poprawienie swojego losu. Jak w takim razie inwestować i czy można się zabezpieczyć przed giełdowymi oszustwami i krachami? Czy w Polsce można bezpiecznie inwestować w kryptowaluty i jakie należy zachować środki ostrożności, żeby nie stracić?
Drewniany stół, a na nim świeczka, nierówna kartka i laptop z symbolem Bitcoina; ręka z piórem przepisuje ciąg małych i wielkich liter z ekranu.
Drewniany stół, a na nim świeczka, nierówna kartka i laptop z symbolem Bitcoina; ręka z piórem przepisuje ciąg małych i wielkich liter z ekranu.

Technologia wyprzedziła jak zwykle wszystko

Oczywistym jest fakt, że bitcoin oraz technologia blockchain zmieniły sposób postrzegania zagadnień związanych z kreacją walut, transferami oraz ich wymianą. To bez wątpienia rewolucja. Banki, a przede wszystkim rządy na całym świecie mają ogromny problem z technologią mającą w założeniu dawać swoim użytkownikom pełną niezależność od istniejących systemów monetarnych. W tym, co najważniejsze, niezależność od systemów kontrolnych i regulacyjnych. Z drugiej strony blockchain jest dla banków ogromną szansą na skok rozwojowy, zwiększenie efektywności procesów i zwiększenie bezpieczeństwa.

Tradycyjne, obecne na rynku przez wiele, wiele lat banki mają ogromne problemy z systemami IT. Bywa, że nowoczesne, często nowatorskie, systemy front-end (czyli to, co widzimy w aplikacjach bankowych i przez strony www) muszą komunikować ze “starożytnymi” wręcz systemami typu mainframe. Stąd w dalszym ciągu mamy choćby sesje przelewów, system SWIFT, banki korespondujące i wiele innych systemów, tkwiących co najmniej w XIX wieku. Wydaje się więc, że obecnie wygodniej i łatwiej (pod kątem IT) jest od podstaw uruchomić nowy bank (pomijając oczywiście kwestie finansowe i prawne) niż modernizować stary. Blockchain mógłby to zmienić. Jest szansą dla starszych instytucji na nowe “otwarcie”.

Jak działa Bitcoin?

Jak zawsze jest jednak jakieś “ale”. Większość rządów liczących się na arenie międzynarodowej krajów podchodzi do kryptowalut co najmniej z rezerwą. Dla przykładu: Chiny – z jednej strony sądy tego kraju uznały bitcoina za własność, z drugiej strony rząd uznał handel walutami wirtualnymi za nielegalny. Pomimo tego istnieje całkiem zaawansowany projekt Ludowego Banku Chin wprowadzenia własnej kryptowaluty. Generalnie problemem jest kontrola. Rządy i banki centralne chcą mieć wyłączność na prawo emisji pieniądza i prowadzenie polityki monetarnej, a kryptowaluty owo prawo znacznie uszczuplają.

Przedstawiciele Departamentu Skarbu USA w kontekście wzrostu popularności kryptowalut powiedział: „najważniejsza jest ochrona integralności naszego systemu finansowego”. Przekładając z języka polityki: najważniejszy jest dolar oraz FED. Najczęściej powtarzanym zarzutem dotyczącym kryptowalut jest ten, że wykorzystują je terroryści i kartele narkotykowe. Owszem, kryptowaluty służą ciemnej stronie mocy, ale jak podaje Messari.io na każdego dolara “wypranego” za pomocą bitcoinów, przypada ponad 800 dolarów “wypranych” w Darknecie. Drugim, chętnie stosowanym argumentem przeciwko wprowadzeniu kryptowalut jest ten, że biorą się one znikąd, nie stoi więc za nimi żadna wartość, żadne dobro, żaden wymierny kruszec. Problem w tym, że obecnie za pieniądzem fiducjarnym również nie stoi żadne dobro.

Skąd się biorą pieniądze?

W bardzo dużym uproszczeniu: kiedyś pieniądz posiadał tak zwany parytet, czyli pokrycie, najczęściej w kruszcu. Osobiście posiadam i skrupulatnie chronię w szufladzie pięciodolarówkę „Silver Certificate” z 1923 roku, która ma (a właściwie miała) faktyczne pokrycie w kruszcu.

Pięciodolarówka „Silver Certificate”, która miała pokrycie w kruszcu (źr: Wikipedia)

Niemniej jednak oderwanie dolara od kruszców zostało ostatecznie przypieczętowane za administracji prezydenta Nixona. Od tego czasu ilość pieniądza w rynku niby jest kontrolowana przez banki centralne, ale gdy zachodzi taka potrzeba, to zaczyna się używać prasy drukarskiej i farby. Dotyczy to nie tylko dolarów, ale również innych walut, w tym euro. Mechanizm ów nazywany jest ładnie „luzowaniem ilościowym”.

Paradoksalnie Bitcoin i inne kryptowaluty do kreacji potrzebują przede wszystkim sprzętu (czyli koparek) oraz energii. Zarówno koparki, jak i prąd kosztują całkiem realne pieniądze, które należy zainwestować. Wniosek z tego taki, że kryptowaluta nie rodzi się z niczego. Ma pokrycie w sprzęcie (czyli mocy obliczeniowej) i energii. Największa kopalnia bitcoinów w szczytowych momentach [mycred_link href=”/2018/11/kryptowalutowe-gornictwo-pobiera-wiecej-energii-niz-to-tradycyjne/”]pobiera 300 megawatów energii[/mycred_link]. Dodatkowym czynnikiem jest tendencja do samoregulacji sieci bitcoinowej – trudność „wykopania” BTC zależy od stanu całej sieci oraz zdolności obliczeniowej podłączonych koparek. Im jest ich więcej, tym zagadka kryptograficzna jest trudniejsza, a wykopanie BTC trwa dłużej. Zatem istnieje kontrola podaży pieniądza i jest ona naturalna. Prasa drukarska takiej samokontroli nie ma, co widać doskonale choćby po bezprecedensowej sytuacji w Wenezueli.

Bitcoin jest najbardziej znaną kryptowalutą, najłatwiej więc przylepić mu łatkę “gangsterskiej” waluty. Prawda jest jednak taka, że bitcoin nie jest w 100 proc. anonimowy. Funkcjonują inne rodzaje kryptowalut, które skupiają się na anonimizacji i zachowaniu prywatności znacznie mocniej. Te są jednak mniej znane, bitcoin jest na świeczniku. A gdy w mediach pojawiają się informacje choćby o przestępstwach narkotykowych, to przewija się w nich też wątek, że prócz plantacji konopi czy „laboratorium” konfekcjonującego biały proszek, zlikwidowano również kopalnię kryptowalut. Często są to faktycznie bitcoiny, te bowiem padają ofiarą własnej popularności i no cóż… braku rozeznania kryptowalutowej oferty wśród przestępców. Ci zamiast korzystać z innych walut, próbują prać “lewe” pieniądze kupując koparki i kopiąc bitcoiny. Tymczasem, o ile właściciela wykopanego bitcoina trudno namierzyć, to już dość łatwe do namierzenia są transakcje zamiany kryptowalut na tak zwane „FIAT-y” czyli waluty realne – takie jak dolar, euro, czy złoty. W ten sposób od rzemyczka do koniczka można dojść od bitcoina do “laboratorium”. I rośnie mit o ciemnej stronie bitcoina.

Antminer S17
Antminer S17 – najmocniejsza koparka BTC. Cena w promocji ok. 4 000 dol. czyli ok. 15 tys. złotych. Trochę mniej niż pół bitcoina.

Na następnej stronie m.in. o tym, co KNF sądzi o kryptowalutach i jak grać, żeby nie przegrać. Oczywiście na giełdzie kryptowalut.

Bitcoin w kraju nad Wisłą

W Polsce kopanie oraz obracanie kryptowalutami jest legalne. Funkcjonują nawet bitcoinomaty, pozwalające na dokonywanie transakcji zamiany walut. Na rynku działa kilka giełd pozwalających na swobodne inwestowanie oraz na korzystanie z wielu narzędzi tradingowych. Giełdy kryptowalut w Polsce nie podlegają kontroli urzędowej, w tym lokalnego regulatora, którym jest Komisja Nadzoru Finansowego. W skrócie oznacza to przede wszystkim tyle, że posiadacze kryptowalut i klienci giełd krytpowalutowych nie są w żaden sposób chronieni przez państwowe instytucje i sami ponoszą konsekwencje swoich działań. A jednocześnie państwo nie wzdraga się pobierać podatku od przychodów związanych z kryptowalutami.

W związku z upadkiem Bitmarketu, zwróciliśmy się do więc do KNF z pytaniami dotyczącymi regulacji i nadzoru tego rynku. Nie otrzymaliśmy bezpośrednich odpowiedzi. W zamian za to KNF opublikowała oświadczenie związane pośrednio z upadkiem giełdy Bitmarket, które w bardzo dużej mierze odpowiada jednak na zadane przez nas pytania.

Rynek kryptowalut nie jest w Polsce rynkiem regulowanym. KNF nie licencjonuje, nie rejestruje, ani nie nadzoruje giełd kryptowalutowych. Organ nadzoru nad rynkiem finansowym nie jest wyposażony w narzędzia umożliwiające pomoc osobom poszkodowanym w wyniku upadku giełdy kryptowalut. KNF zwracała wielokrotnie uwagę na ryzyka związane z lokowaniem środków w kryptowaluty, także poprzez przeprowadzenie w połowie 2018 r. szerokiej kampanii społecznej. Ponadto zgodnie z informacjami, o których mowa w opublikowanej przez Ministerstwo Finansów w dniu 18 lipca 2019 r. Krajowej Ocenie Ryzyka Prania Pieniędzy oraz Finansowania Terroryzmu, branża kryptowalut została oceniona jako generująca podwyższone ryzyko AML.

KNF najwyraźniej uznaje, że kampania społeczna jest wystarczającym narzędziem ochrony konsumentów. I powodem z pewnością nie jest brak wiedzy czy odpowiednich zasobów ludzkich, bowiem znam osobiście przynajmniej jedną osobę pracującą w KNF, która ma ogromną wiedzę na temat technologii Blockchain.

KNF sprawuje nadzór nad podmiotami świadczącymi usługi płatnicze. Część giełd kryptowalut, obok obrotu kryptowalutami, świadczy jednocześnie usługi płatnicze. W przypadku zidentyfikowania przez Urząd KNF podmiotu świadczącego usługi płatnicze bez stosownego zezwolenia KNF, co miało kilkakrotnie miejsce w przypadku giełd kryptowalut, Urząd ma obowiązek złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 150 ust. 1 ustawy o usługach płatniczych (nieuprawniona działalność w zakresie świadczenia usług płatniczych) i wpisać taki podmiot na listę ostrzeżeń publicznych KNF. UKNF 6 czerwca 2018 r. wydał w tej sprawie stosowny komunikat, który można znaleźć na stronie KNFW odpowiedzi na kierowane do UKNF przez przedstawicieli branży kryptowalut postulaty podjęcia rozmów mających na celu uregulowanie tej branży w Polsce wskazujemy, że podstawowym celem działania KNF jest nadzór ostrożnościowy nad rynkiem finansowym poprzez zapewnienie prawidłowego funkcjonowania tego rynku oraz jego stabilności. Ani kryptowaluty, ani obrót nimi nie są elementami rynku finansowego, a często przedstawiane są wręcz jako nieregulowana alternatywa dla tego rynku. 

Jak widać według naszego regulatora kryptowaluty nie stanowią elementów rynku finansowego. Tu należy zwrócić uwagę na fakt, iż KNF funkcjonuje w bardzo zawiłej sytuacji prawnej i choć faktycznie logika może podpowiadać, że kryptowaluty są jednak elementem rynku, to nie możemy zapominać o zapisach prawnych i pewnych definicjach. Znaczenie może mieć również lobby bankowe, które, naszym zdaniem, może być zainteresowane utrzymaniem status quo.

Urząd dostrzega związane z obrotem kryptowalutami i realizujące się ostatnio ryzyka dla konsumentów, na które KNF zwracała wielokrotnie uwagę, jak również ryzyka związane  z zagrożeniami, jakie obrót kryptowalutami generuje w obszarze przeciwdziałania praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Należy jednak wskazać, że KNF nie posiada inicjatywy ustawodawczej, zwłaszcza w omawianym obszarze. Biorąc pod uwagę potencjalne ryzyka społeczne generowane przez branżę kryptowalut, ewentualne decyzje w zakresie uregulowania tego rynku w Polsce musiałyby zostać podjęte przez organy posiadające taką inicjatywę. KNF jest gotowa do wyrażenia opinii dotyczącej potencjalnego projektu ustawy w tym zakresie w toku standardowego procesu legislacyjnego, w ramach przewidzianych prawem konsultacji społecznych i międzyresortowych. Podejmowanie dyskusji z przedstawicielami branży, mającymi być adresatami takich potencjalnych regulacji, poza trybem konsultacji społecznych i zanim zapadną decyzje organów posiadających inicjatywę ustawodawczą o podjęciu prac nad takimi regulacjami, KNF uznaje za niewłaściwe i zdecydowanie przedwczesne.

Tutaj pojawia się również pewna niedoskonałość ram prawnych, w których działa KNF. Brak mocy inicjatywy ustawodawczej faktycznie zamyka sens jakichkolwiek konsultacji tej instytucji z przedstawicielami organizacji związanych z technologią blockchain. Powinni oni szukać rozwiązań w komisjach sejmowych, szczególnie, że KNF ma charakter regulacyjny i kontrolny, a nie ustawodawczy.

Co to jednak oznacza dla szarego posiadacza powiedzmy bitcoinów. Otóż mówiąc wprost: ryzyko jest po Twojej stronie, nie licz na jakąkolwiek pomoc prócz możliwości poinformowania prokuratury lub pozwu cywilnego; oczywiście, jeżeli jest kogo pozwać, a ewentualny pozwany nie znajduje się na jakiejś egzotycznej wyspie będącej rajem podatkowymi, i nie tylko podatkowym. Wtedy można co najwyżej pisać na Berdyczyów.

Bitcoin a zwykły Kowalski, czyli jak nie stracić

Jeśli udało się Wam wykopać, albo tanio kupić jakąś kryptowalutę, to od razu przestrzegamy: giełdy kryptowalut rządzą się innymi prawami niż giełdy tradycyjne. Brak nadzoru finansowych instytucji państwowych powoduje, że ich upadek jest łatwiejszy, choć dla graczy równie bolesny. Nie grajcie więc na giełdach kryptowalutowych tak jak gra się na giełdzie tradycyjnej. Upadek Bitmarket to nie pierwsza taka sytuacja, czy w Polsce, czy też na świecie.

Użytkownicy tracili więcej i w bardziej spektakularny sposób. Chiny, Japonia czy Korea musiały się zmierzyć z o wiele większymi aferami, niż ta obecna w Polsce. Przykłady z naszego serwisu: “Binance, giełda kryptowalut okradziona” lub Giełda kryptowalut QuadrigaCX po śmierci właściciela nie ma dostępu do 190 milionów $, bądź:

Włoska giełda kryptowalut straciła 170 milionów dolarów

Spektakularnych przypadków jest więcej. Giełdy stanowią całkiem łakomy kąsek dla hakerów, którzy jak pokazała historia są w stanie wyczyścić je do cna. Jednak dla giełdowego gracza pokusa jest zbyt silna. Przechowywanie kryptowalut poza giełdą oznacza dłuższy czas reakcji, dlatego dobrze jest mieć cały czas środki „pod ręką”. Transfery pomiędzy portfelem prywatnym a giełdą trwają chwilę, choć niewielką, ale jednak trwają. Dochodzą jeszcze do tego prowizje giełdy i pośredników. Dlatego zaczynając przygodę z krytpowalutami trzeba się zdecydować: działamy aktywnie bądź chomikujemy.

Jeśli wybierzecie to pierwsze, to z pełną świadomością, że będąc aktywnym traderem ryzykujecie środki przechowywane na giełdzie. Jeśli wolicie bezpieczniejsza opcję, to zarządzajcie finansami z własnego portfela, nie trzymając kryptowalut na giełdzie. Ze świadomością, że tracicie ewentualne okazje. Tu mała dygresja: jeśli gracie stosunkowo niewielkimi środkami, a przy okazji zarobiliście je na giełdzie, to pozostawienie ich na rachunku giełdowym, nawet w przypadku straty, spowoduje co najwyżej wyjście „na zero”. Jeśli jednak gracie za pożyczone, to zalecamy daleko idącą ostrożność. Ogólnie, granie na jakiejkolwiek giełdzie za pożyczone środki nie jest dobrym pomysłem.

Giełda: miejsce kaprysów fortuny
Antoni Regulski

Po drugie trzymajcie swoje środki w odpowiednim portfelu. Rodzajów takich portfeli jest kilka. Podstawowym, lecz moim zdaniem najmniej bezpiecznym, jest portfel online. Usługi przechowywania online są powszechne i tanie. Wady tych usług są jednak znaczne. Przede wszystkim portfele online są częstym celem ataków hakerskich. Lepiej przechowywać za ich pomocą jakieś niewielkie środki, które mają nam służyć do zakupów online czy drobnych płatności. Trzymanie w takim portfelu oszczędności życia to poważny błąd. Tak jak w przypadku giełd, z poważną ostrożnością należy podchodzić do nie tylko systemów bezpieczeństwa danego portfela online, ale również osób, które nim zarządzają. Zdarza im się bowiem znikać…

Rozsądnym wyborem są portfele programowe (listę rekomendowanych znajdziecie na stronie bitcoin.org) przeznaczone na desktopy, czy urządzenia mobilne. Są to zwykłe aplikacje, których celem jest przechowywanie oraz zarządzanie kryptowalutami. Większość z nich jest łatwa w obsłudze. Jedyną trudność może stanowić konieczność zapamiętania bardzo długiego hasła. Hasło ustawiane jest podczas instalacji i składa się z dwunastu słów. Bezwzględnie i stanowczo należy je sobie zapisać. Niekoniecznie na komputerze!

Portfele krytpowalut.
Na stronie bitcoin.org znajdziecie polecane aplikacje oraz urządzenia do przechowywania kryptowalut.

Służy ono do odzyskania zawartości naszego portfela, w przypadku gdy komputer, laptop lub urządzenie mobilne zostaną zniszczone lub ukradzione. Tak jak w przypadku każdej aplikacji, jest ona tak bezpieczna, jak bezpieczny jest system operacyjny oraz jak o bezpieczeństwo dba sam użytkownik. Jest to o tyle ważne, że wraz z aplikacją na komputerze czy urządzeniu mobilnym zapisane są klucze dostępowe, w uproszczeniu powiedzmy, że do naszych pieniędzy.

Należy jednak uważać, na fałszywe aplikacje:

Rośnie kurs kryptowalut, przybywa fałszywych programów-portfeli

W teorii najbezpieczniejszymi są portfele sprzętowe. Przypominają one swoim wyglądem pamięci pendrive. Po podłączeniu ich do komputera zwykle należy podać numer PIN. Do ich obsługi używa się aplikacji na komputerze, umożliwiających komunikację pomiędzy systemem operacyjnym a „pendrive’em”.

Co ważne, na komputerze, w aplikacji nie są przechowywane żadne dane dotyczące portfela, w tym klucze. To istotna zaleta. Dlaczego napisałem, że portfele sprzętowe są najbezpieczniejsze w teorii? Otóż okazuje się, że opracowano już przynajmniej dwie teoretyczne możliwości złamania portfela sprzętowego. Z tego co donoszą producenci, podatności te zostały zlikwidowane poprzez upgrade. Niemniej jednak istnieje metoda sprzętowego włamania do portfela, zatem przynajmniej w teorii, nie należy obnosić się z nim, niczym z breloczkiem.

Swoje kryptowaluty można też zapisać na kartce. Papierowy portfel to klucz prywatny zapisany na kartce. Tak po prostu. Nie wygląda to specjalnie imponująco i wydaje się mocno archaiczne w porównaniu z tym, czego dotyczy, ale jest niezwykle skutecznym i bezpiecznym, bo przecież cały czas offline, systemem chroniącym. Pod warunkiem, że będziemy pamiętać, gdzie taką niezwykle cenną notatkę schowaliśmy.

Najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest więc zapisanie swoich bitcoinów w postaci „zimnej”, czyli na tak zwanym „zimnym portfelu”. Zapisu można dokonać w różnoraki sposób. Pierwszym, podstawowym jest po prostu zapisanie klucza opisującego liczbę posiadanych przez nas bitcoinów na kartce papieru. Klucz, a właściwie dwa klucze (o czym za chwilę) ma postać frazy znaków. Frazę tę można również zapisać, czy przedstawić w postaci kodu QR. Jeden klucz (share – publiczny) służy do podawania adresu, na który ktoś ma przesłać do nas swoje bitcoiny. Drugi klucz (secret – prywatny) służy do podpisywania przelewów i ten powinien być chroniony tak bardzo jak tylko się da. Oczywiście swoje klucze można zapisać na pendrivie – polecam trzymać go przynajmniej w szufladzie chronionej zamkiem, szczególnie, jeśli dysponujemy jakimiś większymi zasobami. A najlepiej w sejfie.

Sposobów uchronienia się przed ewentualnym upadkiem giełdy jest więc kilka. Niestety, kryptowaluty mają to do siebie, że ponieważ powstają poza oficjalnym obiegiem finansowym, nie korzystają z przywileju ochrony przez państwowe instytucje. Dlatego lepiej nie powierzać życiowego dorobku giełdom kryptowalut i nie pokładać wszystkich nadziei w bitcoinie. | CHIP

Gdybyście jednak mieli ochotę poczuć się jak rekiny kryptobiznesu, to polecamy poniższy artykuł. Od czegoś trzeba zacząć.

CHIP: Radzimy jak przygotować kartę graficzną do obliczania kryptowalut