Test Steelseries Prime+. Tradycyjnie, lekko, wygodnie i przewodowo

Po przetestowaniu modelu Prime Wireless od Steelseries nadszedł czas na jej przewodowy, podkręcony jeszcze bardziej o ciekawe dodatki, wariant. Zapraszam na test Prime+, która względem swojego bezprzewodowego brata ma do zaoferowania jeszcze więcej.
Test Steelseries Prime+, Steelseries Prime+, Prime+
Test Steelseries Prime+, Steelseries Prime+, Prime+

Chociaż zwykłem nie odsyłać czytelników od jednego wpisu do drugiego, to przy okazji testu Prime+ powielanie treści, którą znajdziecie już w naszym dokładnym teście Prime Wireless nie ma na sensu. Jeśli więc interesuje Was kwestia wyglądu, ergonomii, przycisków, oprogramowania, czy podświetlenia, to przejdźcie po ten link, gdzie znajdziecie wszystkie odpowiedzi. 

Model Prime+ względem Prime Wireless różni się bowiem jedynie w kilku szczegółach, pomijając oczywiście osprzęt niezbędny do trybu bezprzewodowego. Waży mniej, bo 71, a nie 80 gramów bez odpinanego, lekkiego i zabójczo elastycznego przewodu USB-A do microUSB, a to, co w tym modelu jest najważniejsze, sprowadza się do sensora optycznego i dodatkowego ekraniku OLED. Co ciekawe, w porównaniu zauważyłem, że rolka Prime+ (jak również Prime) jest głośniejsza od tej w Prime Wireless.

Dlatego w poniższym teście skupię się tylko na tych wyróżnikach modelu Prime+, choć w skrócie zdradzę Wam, że jego wykonanie, zastosowane materiały, projekt, ergonomia i jakość przełączników, to coś rodem z najwyższej półki. Czym więc Prime+ powinien zainteresować klientów, wahających się między tym modelem, a Prime lub Prime Wireless?

Czym wyróżnia się SteelSeries Prime+?

Zaczynając od fizycznego wyróżnika modelu Prime+, musimy udać się na spód myszki. To tam bowiem obok świetnych ślizgaczy, sensora TrueMove Pro+ i przycisku funkcyjnego znajdziemy mały panel OLED złożony Z 96 × 24 pikseli, które rozświetlają się wyłącznie kolorem białym. Dzięki temu panelowi możemy przeprowadzać wszystkie zmiany w ustawieniach myszy za pośrednictwem rolki i wspomnianego przycisku, a mowa tutaj o dostosowywaniu do pięciu poziomów DPI w zakresie od 100 do 18000 (skoki co 50 DPI), czułości sensora LOD, odświeżania (125, 250, 500, 1000 Hz), czy nawet podświetleniu.

Chociaż osobiście najlepszym wyborem wydaje mi się pozostawienie tego ekraniku na opcji wyświetlania obecnego stanu myszy (poziom odświeżania, DPI, LOD), to w oprogramowaniu Steelseries GG (gdzie również znajdziecie opcję z parametrem LOD) możecie sami stworzyć albo wczytać autorską grafikę na ten ekranik. Jest to więc świetny wizualny dodatek, ale należy pamiętać, że Steelseries postawiło na niego tylko po to, aby gracze mogli szybko i z użyciem samej myszy wpływać na jej szczegółowe ustawienia. 

Chociaż sam sensor TrueMove Pro+ działa, jak każdy inny tradycyjny optyczny model, to SteelSeries zaprzęgnął do niego specjalny czujnik dystansu. Ten odpowiada za dostosowywanie poziomu LOD, czyli Lift off Distance, a więc odległości od powierzchni (podkładki, biurka), po której przekroczeniu sensor przestaje reagować na nasze ruch. Jeśli ta wartość jest zbyt wysoka, to każde, nawet minimalne uniesienie myszy nad podkładkę spowoduje znaczące przesunięcie kursora, a więc tym samym celownika, co w ogromnym stopniu będzie przeszkadzać zwłaszcza graczom posługującym się wyłącznie nadgarstkiem.

Nie można jednak z poziomem LOD przesadzać, bo obniżając go za nisko, myszka będzie niespodziewanie tracić kontakt z podłożem, a jej spójność sygnału może drastycznie spaść. To przygoda, którą każdy właściciel Prime+ będzie musiał przejść na własną rękę metodą prób i błędów, bo podkładka podkładce nie jest równa.

Test sensora TrueMove Pro+

Na temat TrueMove Pro wiemy sporo – to optyczny sensor przygotowany specjalnie na zlecenie SteelSeries przez giganta na rynku, czyli PixArta. W Prime+ znalazła się z kolei po raz pierwszy w ofercie producenta jego dopieszczona wersja, która również ma do zaoferowania do 18000 DPI czułości, przyspieszenie rzędu 50G oraz IPS (sczytywane przez sensor punkty na cal) na poziomie 450. Nic jednak w tym dziwnego, bo Steelseries, choć wspomina o czujniku TrueMove Pro+ jako tym głównym w Prime+, to na 99% ten “plusik” odpowiada tutaj za obecność dodatkowego czujnika LOD na pokładzie. 

W praktyce to połączenie sprawdza się następująco:

Powiedzieć, że to świetny wynik, to jakby nie powiedzieć nic. Prime+ jest jeszcze dokładniejsza w testach syntetycznych, niż Prime Wireless, ewidentnie przewyższając swoim TrueMove Pro+ wersję TrueMove Air, choć swoje trzy grosze zapewne dorzuca do tego tryb przewodowy. W przypadku Prime+ możecie być pewni, że otrzymacie precyzję z najwyższej półki doprawioną możliwością zabawy z parametrem LOD.

Osobiście udało mi się sprowadzić go grubo poniżej 1 mm, ale wtedy zaczynały pojawiać się już okazjonalne problemy z gubieniem sygnału. Postawiłem więc na znacznie bezpieczniejszy poziom około 1 mm, gdzie wszelkie podnoszenie myszki wiązało się tylko z nieznacznym poruszeniem kursora.

Test Steelseries Prime+ – podsumowanie

Obecnie Prime+ jest nowinką na rynku w cenie 400 złotych. Jak na mysz przewodową, to kwota ogromna, ale należy pamiętać, że Steelseries połączył w niej ze sobą całą masę świetnych funkcji, zamykając wszystko w lekkiej, ergonomicznej wysokiej jakości obudowie w tradycyjnym i wręcz minimalistycznym formacie. Całość dopełnia jeden z najlepszych sensorów optycznych na rynku, dodatek czujnika specjalnego z myślą o parametrze LOD i użyteczne menu zaklęte w prosty ekran OLED z przyciskiem funkcyjnym. Potrzebujecie takiej mieszanki, a cena nie gra dla Was roli? Śmiało więc – kupując Steelseries Prime+ z pewnością się nie zawiedziecie.