Merkury jest naprawdę gorący. W jaki sposób ludzie mogliby tam przetrwać?

Merkury to położona najbliżej Słońca planeta naszego układu, a wykonanie pełnego okrążenia wokół naszej gwiazdy zajmuje jej zaledwie 88 dni. Nic więc dziwnego, że panujące tam temperatury są niezwykle wysokie.
Merkury jest naprawdę gorący. W jaki sposób ludzie mogliby tam przetrwać?

Jak wysokie? Dzienna strona tej planety, czyli zwrócona w stronę Słońca, otrzymuje siedmiokrotnie więcej promieniowania niż Ziemia. W związku z tym termometry mogłyby tam wskazać nawet 430 stopni Celsjusza. Ale jest też druga strona medalu: Merkury nie posiada atmosfery, dlatego bardzo szybko traci nagromadzone ciepło. Tamtejsza egzosfera składa się z tlenu, sodu, wodoru, helu i potasu.

Czytaj też: Poznaliśmy okoliczności, w jakich mogło powstać jądro Merkurego

Ta cienka warstwa jest zdecydowania zbyt słaba do utrzymania temperatur, dlatego nocą spadają tam one do zaledwie -180 stopni Celsjusza. W obrębie biegunów ujemne wartości mogą utrzymywać się przez cały rok, dlatego można tam znaleźć lód, który powstaje za sprawą… promieniowania słonecznego. To właśnie ono, wchodząc w interakcje z lokalnymi minerałami, prowadzi do powstawania wody.

Przy tak ekstremalnych wartościach jakakolwiek próba załogowego lądowania na Merkurym wydaje się iście karkołomnym zadaniem. I choć najprawdopodobniej nigdy nie doczekamy się takiej wyprawy, to w teorii mogłaby się ona odbyć. Ale jakim cudem ludzie mieliby przetrwać na planecie, która dniami rozgrzewa się do ponad 400 stopni Celsjusza, by nocami ochładzać się do niemal -200 stopni Celsjusza?

Powierzchnia Merkurego może osiągać temperatury od -180 do +430 stopni Celsjusza

Warto w tym momencie wspomnieć, że jeden dzień na Merkurym odpowiada około 59 ziemskim dniom. Cykl dnia i nocy liczy natomiast aż 175 ziemskich dni. Wynika to z faktu, iż obrót tej planety wokół własnej osi jest bardzo powolny, choć jednocześnie jest ona na tyle bliska Słońca, iż okrąża je w ciągu zaledwie 88 dni. Co to oznacza w praktyce? Że tzw. terminator, czyli linia stanowiąca granicę między nocą a dniem (nieoświetloną i oświetloną stroną danego obiektu) przesuwa się bardzo powoli.

Na tyle powoli, by ludzie mogli bezpiecznie poruszać się w jej obrębie, chroniąc się przed chłodem nocy i upałem dnia. Nie ma to, rzecz jasna, większego sensu w kontekście długotrwałej eksploracji Merkurego, choć mogłoby być przydatne w przypadku wysyłania tam instrumentów. Większym problemem wydaje się natomiast sam przelot oraz lądowanie.

Czytaj też: Dwie sondy przeleciały niedawno wokół Wenus. Teraz mamy ich nagrania

W pierwszym przypadku chodzi o skomplikowaną trajektorię, która wymagałaby od 6 do 7 lat lotu, aby ustawić się na odpowiedniej orbicie względem tej niewielkiej planety. W drugim natomiast problematyczna byłaby w zasadzie nieistniejąca atmosfera, która w normalnych warunkach powinna spowolnić lądujący pojazd. Ze względu na jej wygląd, ziemski pojazd musiałby korzystać z silników do zmniejszenia swojej prędkości przed kontaktem z powierzchnią, co nie należy do łatwych zadań. Tak czy inaczej, Merkury wydaje się na tyle intrygującym obiektem, że postawienie na nim lądownika z pewnością mogłoby dostarczyć na temat tej planety wielu informacji.