Renault AIR4 to cudowny latający samochód, który zapewne nigdy nie trafi do seryjnej produkcji

Cały ten projekt nie ma bowiem zbyt dużo sensu, ale przecież nie o sens tu chodzi. Tylko o styl, a tego Francuzom odmówić nie można. Latający Renault AIR4 wygląda tak:
renault-air4-koncept

renault-air4-koncept

Konstrukcja ta powstała przy współpracy Renault z amerykańską firmą TheArsenale, odpowiedzialną za latającą część tego projektu. Jak widzicie na zdjęciach, karoseria nawiązująca bezpośrednio do jednego z najlepiej sprzedających się modeli Renault i wykonana w całości z włókna węglowego została zamontowana na latającej ramie.

Na każdym z jej czterech ramion zamontowano dwułopatowe śmigła, których ciąg wynosi 95 kg. Wirniki zasilane są oczywiście energią elektryczną, dostarczaną przez zespół akumulatorów o łącznej pojemności 90 tys. mAh.

Prędkość maksymalna latającej czwórki to 93 km/h, a maksymalna wysokość lotu to 700 metrów. Zasięgu niestety nie podano, ale nie o to przecież w tym projekcie chodzi. Francuski producent chciał po prostu zaprezentować najbardziej odjechany koncept elektrycznego auta i uznał, że zamiast samochodu jeżdżącego po drodze, o wiele fajniej będzie wznieść go w powietrze.

Renault AIR4 może zdradzać więcej, niż nam się wydaje

Przyjrzyjcie się tej karoserii osadzonej na latającej ramie. Na pewno nie jest to oryginalne Renault 4. Kształt AIR4 jest oczywiście bardzo zbliżony do jego protoplasty, ale tu i ówdzie widać drobne zmiany. Czy oznacza to, że Renault planuje zaprezentować nowego, małego i miejskiego elektryka? Według mnie brzmi to jak świetny plan. I dobry dla naszej planety. Przy wszechobecnej modzie na produkcję coraz większych SUV-ów, które już teraz zdążyły nam spowszednieć, mniejsze elektryczne auta wydają się bardzo świeżym pomysłem. Taka Honda E na przykład jest świetnym miejskim autem.

Czytaj również: Elektryczny crossover Renault MeganE na pierwszych zdjęciach szpiegowskich

Oryginalne Renault 4, które sprzedało się w ośmiu milionach egzemplarzy też było całkiem fajne. Wskrzeszenie tego modelu w wersji elektrycznej i ze świecącym znaczkiem Renault z przodu brzmi według mnie jak świetny plan. Gdyby jeszcze Francuzom udało się obniżyć koszty jego produkcji, żeby nowa czwórka była tak samo tania, jak jej pierwowzór, to już w ogóle byłoby cudownie. No chyba, że grupa Renault-Nissan-Mitsubishi stwierdzi, że zamiast elektrycznego Renault 4, zelektryfikują Nissana Micrę K11, to już w ogóle biegnę do salonu po leasing.