Pomysł w swoim założeniu jest bardzo prosty: zamiast podnosić koszt produkcji autonomicznych pojazdów montując do nich coraz większą liczbę coraz droższych czujników, Firma Seoul Robotics stwierdziła, że prościej będzie stworzyć jedną jednostkę centralną, sterującą całym autonomicznym ruchem na podstawie informacji z czujników zamontowanych na stałe, w drogowej infrastrukturze. No i tak właśnie zrobiono.
Technologią opracowaną przez koreański startup zainteresowało się już BMW, które testuje ją w Monachium, jako sposób autonomicznego sterowania swoimi pojazdami na tzw. dystansie ostatniej mili. Chodzi tu np. o scenariusz, w którym ludzki kierowca wjeżdża swoim nowym BMW do wielopoziomowego parkingu, wysiada na jego początku, a jego auto, sterowane przez lokalną wieżę kontrolną zjeżdża sobie np. 10 poziomów w dół, parkuje i czeka na powrót swojego właściciela, żeby czym prędzej zgarnąć go przy wyjeździe z parkingu. Brzmi świetnie.
Piąty poziom autonomii realizowany przy pomocy wieży kontroli nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów
Pomysł ten kilka problemów rzeczywiście rozwiązuje, ale w zamian generuje kolejne. Pierwszym problemem, jaki widzę swoimi oczami wyobraźni to brak jakiegokolwiek standardu tego rozwiązania. Ok, może i BMW uzna, że jest to wspaniała technologia umożliwiająca autonomiczną jazdę po mieście, ale czy to samo zrobi Mercedes? Volkswagen? Inni producenci? Zgaduję, że nie, ponieważ (prawie) każdy producent chce mieć swój własny system autonomicznej jazdy, na którym chce zarabiać pieniądze.
Jeden, jednolity standard według którego moglibyśmy zacząć budować w miastach wieże kontrolne dla autonomicznych aut i wyposażyć miejską infrastrukturę w sieć czujników, na podstawie których autonomiczne auta jechałyby tam, gdzie powinny wydaje się być projektem niemożliwym do zrealizowania. Nie mówiąc już o ryzyku, jakie niesie za sobą bezprzewodowa komunikacja tysięcy pojazdów ze sterującą jednostką centralną.
Czytaj również: Jak to działa: autonomiczne auta
Nowym sposobem na kradzież bardzo drogich i luksusowych aut stałoby się pewnie podszywanie pod wieże kontrolne i kierowanie wozów do jakiejś dziupli usytuowanej w ustronnym miejscu. Taka autonomiczna sieć musiałaby być również gotowa na przejęcie ruchu z sektora, którego wieża kontrolna przestałaby z jakiegoś powodu działać. Do tego dochodzi możliwość awarii każdego z setek tysięcy zamontowanych przy ulicach czujników, ich konserwacja, itd.
Wybaczcie ten pesymistyczny ton, ale o nowych cudownych sposobach na osiągnięcie piątego poziomu autonomii słyszę nieprzerwanie od kilku lat i jak na razie żaden z nich nie wypalił. Te wszystkie eksperymentalne pomysły są cudowne, jeśli chodzi o jakiś mały wycinek miejskiej infrastruktury – np. garaż przy muzeum BMW w Monachium (bardzo fajne muzeum, polecam), ale przeskalowanie tego typu rozwiązań np. na wszystkie europejskie miasta wydaje się na razie nierealnym zadaniem. No i ani słowem nie wspomniałem jeszcze o tym, co stanie się z takim autonomicznym autem, kiedy wyjedzie sobie autostradą z miasta. Co wtedy? Będziemy budować wieże kontrolne wzdłuż europejskiej sieci autostrad? Bez sensu.