Kanada na kilka godzin stała się państwem, którego zapotrzebowanie na energię było niższe od energii generowanej z OZE
Na samym początku warto wyjaśnić nieco zagmatwaną kwestię energetyki w obecnych czasach. W przypadku Kanady ten stan ciągle wykorzystuje elektrownie generujące emisje, ale trwający od dawna ogromny nacisk na odnawialne źródła energii sprawił, że w tym roku ta część Ameryki Północnej przeżyła wyjątkowy, historyczny wręcz moment.
Czytaj też: Nowa sonda może zostać umieszczona w rdzeniu kręgowym. Jest pomysł na jej wykorzystanie
Dotychczasowe wysiłki Kanady na rzecz energii odnawialnej sprawiły, że od początku roku wielokrotnie sieć energetyczna zbliżała się do poziomu, w którym energia generowana z OZE przewyższała aktualne zapotrzebowanie. Przykładowo, 3 maja szczegółowe obliczenia wykazały, że brakowało zaledwie 0,13% do tego celu, ale kilka dni temu te brakujące kilowaty zostały dostarczone przez elektrownie.
Czytaj też: Oceany to wcale nie są ciche miejsca. Człowiek dodatkowo zanieczyszcza je hałasem
Wtedy oficjalnie Kanada była po raz pierwszy zasilana w 100% energią odnawialną, a naddatek energii trafił do akumulatorów zainstalowanych w infrastrukturze energetycznej na skali sieciowej. Trwało to jednak tylko kilka godzin w ciągu dnia, co potwierdza, że kraj ma jeszcze wiele do zrobienia, aby całkowicie porzucić ciągle pracujące (zwłaszcza nocą) elektrownie gazowe.
Czytaj też: Sonda Gaia z najdokładniejszą mapą Drogi Mlecznej w historii
Wszystko to za sprawą przede wszystkim wielu elektrowni słonecznych o mocy idącej w megawaty, których w ciągu ostatnich lat w Kanadzie znacznie przybyło. Gdyby tego było mało, państwo bardzo forsowało i wspierało instalacje fotowoltaiczne na prywatnych posesjach. Jak jednak wskazuje raport Clean Technica, nawet mimo tego wszystkiego Kanada musi zwiększyć moce produkcyjne energii wiatrowej i słonecznej trzykrotnie, a magazynowanie energii w akumulatorach ośmiokrotnie, aby do 2045 roku całkowicie bazować na OZE.