Test Sony LinkBuds S zaskakujących wagą. Te słuchawki wiedzą co robisz i gdzie jesteś

Sony, po zaprezentowaniu światu swoich słuchawek LinkBuds (wreszcie z normalną nazwą!), postanowiło najwyraźniej skończyć na tym budowę swojej nowej unikalnej rodziny modeli dousznych. Testowane poniżej słuchawki LinkBuds S są tego jednoznacznym potwierdzeniem, bo całkowicie odchodzą od najważniejszej cechy oryginalnego modelu na rzecz tradycyjnego formatu dokanałowych budsów. Nie są to jednak takie zwykłe słuchawki i Sony zadbało o to z nawiązką.
Test Sony LinkBuds S, Sony LinkBuds S, LinkBuds S, test LinkBuds S,
Test Sony LinkBuds S, Sony LinkBuds S, LinkBuds S, test LinkBuds S,

Pierwsze chwile z Sony LinkBuds S

Tradycyjne, choć ekologiczne pudełko i zdecydowanie nietypowe wyposażenie. Tak rozpoczyna się nasza przygoda z LinkBuds S, których zestaw obejmuje łącznie aż cztery, a nie tradycyjne trzy pary gumek o różnym rozmiarze (tutaj dodatkowymi są XS). Co ciekawe, te może i są całkowicie silikonowe, ale nie gładkie, a bardziej chropowate, co nie wpływa negatywnie na komfort, choć zwiększa jednocześnie stabilność słuchawek w kanale słuchowym. Efekt? Nienaganne dopasowanie oraz wręcz wzorowe pasywne wygłuszenie.

Poza tym te wymienne nakładki są wystarczająco wysokie w miejscu montażu, aby wychylać się bardziej na boki i tym samym lepiej dopasowywać do naszego kanału słuchowego. W pudełku znajdziemy też krótki, bo 20-cm przewód USB-A do USB-C do ładowania przewodowego. 

Etui utrzymane jest w formie obłej “skrzyneczki” z wieczkiem (rozmiary: 42,8 x 60 x 27,6 mm) i nawiązuje fakturą do wspomnianych gumek. Jego obudowa jest w całości chropowata, ale w przyjemnym tego słowa znaczeniu. Zarówno przez to, że wolniej się brudzi, jak i ze względu na to, że lepiej leży w dłoni. Na dodatek wygląda ciekawie, bo z bliska w wersji grafitowej można dostrzec ciemniejsze i jaśniejsze drobinki polimeru. Jest to spowodowane produkcją, wykorzystującą plastik z recyklingu części samochodowych.

Czytaj też: Test Canon RF 1200mm F8L IS USM – kiedy chcesz poczuć się jak snajper

Z elementów funkcjonalnych należy wyróżnić port ładowania USB-C, tradycyjny przycisk do inicjowania połączenia Bluetooth i podłużny mleczny fragment z diodą, który sygnalizuje poziom naładowania akumulatora (po wyjęciu słuchawek) etui oraz słuchawek (ze słuchawkami wewnątrz). Poza tym etui wyposażono w tradycyjną klapkę zwieńczoną nazwą producenta i nieco przeciętny zawias (chwieje się na boki). 

Podobnie wykonane zostały same słuchawki o rekordowo niskiej wadze rzędu 9,6 gramów (2×4,8 gramów). Dlaczego rekordowo? To po prostu czuć, a poza tym LinkBuds S to oficjalnie najmniejsze i najlżejsze na świecie słuchawki TWS z systemem redukcji hałasu certyfikowane Hi-Res Audio. Na ich obudowie znalazły się mikrofony do rozmów i ANC, czujnik zbliżeniowy oraz trzy styki ładujące. Poza tym, na zewnętrznej części każdej słuchawki znalazł się panel dotykowy, a ich odporność została określona na poziomie IPX4. 

Wrażenia z użytkowania Sony LinkBuds S

LinkBuds S są przepełnione technologią, co akcentuje towarzysząca im aplikacja mobilna. Sony zadbało nie tylko o tradycyjne funkcje (m.in. equalizera, zmiany funkcji paneli dotykowych, wyboru trybu ANC/Surround), ale też wzbogaciło je szeregiem nietypowych opcji. Mowa o automatycznym wykrywaniu naszego stanu lub lokalizacji (na podstawie GPS lub predefiniowanej listy) w myśl zmiany trybu z ANC na Surround, dostosowywaniu działania trybu Surround, wykorzystywanych technologii (z systemem DSEE i kodekiem LDAC na czele) czy aktywacji funkcji zatrzymywania i wznawiania odtwarzania po wyjęciu/włożeniu jednej słuchawki. 

To jednak nie koniec, bo LinkBuds S wspierają też natywnie asystentów, technologię Fast Pair i 360 Reality Audio, pozwalają przypisać np. Spotify do szybkiego skrótu, a wisienką na torcie jest opcja skanowania kształtu naszych uszu na podstawie zdjęcia dla lepszej jakości wspomnianego dźwięku 360 stopni. Sony postarało się nawet o miernik obecnego ciśnienia akustycznego dla ochrony naszego słuchu, bazę danych co do spisywania tego, jak wykorzystujemy LinkBuds S na co dzień, a nawet listę osiągnięć do odblokowania.

Kupujący ten model zdecydowanie się nie zawiodą, jako że z LinkBuds S trafią wręcz do piaskownicy nowych funkcji wartych przetestowania. Osobiście po początkowym naturalnym zachwycie nie odczuwałem jednak potrzeby korzystania z aplikacji – pierwsza przeprowadzona konfiguracja była dla mnie w zupełności wystarczająca. 

Co najbardziej doceniłem? Zdecydowanie wykrywanie mojego głosu, co aktywuje tryb otoczenia i zatrzymuje zupełnie odtwarzanie utworów. Podobny efekt można utrzymać przy przytrzymywaniu lewej słuchawki (po odpowiednich ustawieniach). Nie bez powodu, a dlatego, że tryb ANC i otoczenia jest wręcz wyśmienity. Zwłaszcza że tryb otoczenia można ustawić tak, aby skupił się nie na całym hałasie, a jedynie głosach w tle. 

Co znienawidziłem? Początkowo poziom komfortu oferowany przez LinkBuds S, bo tak jak znakomita większość budsów zawsze leżała w moich uszach przynajmniej ponadprzęciętnie dobrze (w kwestii stabilności i wygody), tak ta propozycja Sony może i była nie do ruszenia, ale z drugiej strony uwierała mnie zarówno w dolnej, jak i górnej partii małżowiny. 

Tak przynajmniej było przez pierwsze dni testów – z czasem wyczułem odpowiednią głębokość, siłę i kąt, pod którym powinienem wsadzać je do uszu, a problem zupełnie zniknął. Ba, od tego momentu uznaje te słuchawki za jedne z najwygodniejszych, z jakimi miałem do czynienia, a działające po około 0,6 sekundzie panele dotykowe, a nie przyciski, tylko mnie w tym utwierdzają.

Rozczarował mnie jednak na całej linii akumulator, którego ładowanie trwa 3 godziny i który teoretycznie powinien zapewnić nam całe 20 godzin zabawy (w połączeniu z etui). Przy jednorazowym korzystaniu z LinkBuds S i aktywacji ANC/trybu otoczenia nie osiągałem jednak poziomu 6 godzin zapowiadanego przez Sony, a ledwie około 4,5 godziny samego słuchania muzyki przy ustawieniu wyższej jakości i sięgnięciu po lepsze kodeki. W praktyce musiałem ładować LinkBuds S praktycznie każdego dnia, jako że przy realizowaniu testu korzystałem z nich średnio 12-14 godzin dziennie. Z drugiej strony ciężko korzystać ze słuchawek tyle czasu, więc ich regularne odkładanie do etui do pewnego stopnia rozwiązuje ten problem.

Ocena brzmienia i mikrofonów Sony LinkBuds S

Jeśli LinkBuds S mają czym zachwycać, to zdecydowanie tyczy się to jakości samego dźwięku. Za jego generowanie odpowiadają 5-mm przetworniki neodymowe, które spełniły wymogi standardu Hi-Fi i są w stanie rozbrzmieć pasmem 20-40000 Hz przy połączeniu z odpowiednim źródłem dźwięku, które wspiera kodek LDAC. W innym przypadku jesteśmy zmuszeni do kodeka AAC lub SBC, czyli pasma 20-20000 Hz.

Czytaj też: Test Asus Radeon RX 6750 XT ROG Strix OC

Jak to się sprawdza w praktyce? Skłamałbym wprawdzie, gdybym powiedział, że LinkBuds S zwaliły mnie na kolana, bo jestem świeżo po zapoznawaniu się z wokółusznymi Arctis Nova Pro. To wprawdzie zupełnie inne sprzęty i doskonale to wiem, ale mój mózg nie do końca, czego efektem była początkowa niechęć. Minęła jednak już po kilkunastu minutach odsłuchiwania ulubionej playlisty z utworami w .flac’u, gdzie dominują Pink Floydzi oraz Metallica.

Wnioski? Jak na budsy szczegółowo, przyjemnie i bardzo neutralnie, jeśli idzie o poszczególne pasma, ale jednocześnie nie aż tak szeroko w myśl zdecydowanie eliptycznej sceny muzycznej. Te spostrzeżenia potwierdziłem przy moim ulubionym do przeprowadzania testów The Silence autorstwa Manchester Orchestra, a na co dzień przy słuchaniu audiobooków posiłkowałem się ustawieniem Voice w equalizerze, aby wydobyć więcej z głosu lektora. 

Tak z kolei sprawdzają się same mikrofony (w skrócie – wzorowo):

Test Sony LinkBuds S – podsumowanie

Przygoda z LinkBuds S była przyjemna. Ba, można powiedzieć, że była wręcz pouczająca, bo po raz pierwszy miałem w przypadku tych słuchawek styczność z wieloma niecodziennymi funkcjami, a nawet rozwiązaniami sprzętowymi, jako że stopień wychylenia chropowatych gumek jest w tym modelu wręcz ponadprzeciętny. Trudno się jednak dziwić, jako że to model flagowy, kosztujący dobre 900 złotych, więc z definicji mający oferować coś ekstra.

Czy oferuje? Ciężko się z tym spierać, bo wygoda oraz zaawansowanie technologiczne LinkBuds S stoi na niewiarygodnym wręcz poziomie, choć dla wielu ten poziom będzie zapewne przesadą. Dlatego też te słuchawki polecam zwłaszcza tym, którzy z jednej strony nie potrzebują długiego działania na jednym ładowaniu, a z drugiej po prostu lubią mieć dostęp do technologicznych nowinek, bo w przeciwnym wypadku wybór LinkBuds S opłaci się wyłącznie przez oferowany przez nie stopień ergonomii. 

Czytaj też: Recenzja Motorola Edge 30 – dyskretny urok wagi lekkiej

Przykładowo samo parowanie tego modelu ze sprzętem, który nie wspiera LDAC, nie ma sensu z oczywistych względów. Osobiście jednak poczekałbym, aż cena LinkBuds S nieco spadnie, a Sony dopracuje łączność, bo zdarzało mi się, że słuchawki same z siebie rozłączały się kilka razy w ciągu testu.