Błyskawica tak potężna, że dosięgnęła kosmosu. Naukowcy badają niezwykły przypadek

Wyładowanie elektryczne, które miało miejsce na niebie w Oklahomie było nie tylko rozległe, sięgając wysokości ponad 80 kilometrów, ale przy tym niezwykle potężne.
Błyskawica tak potężna, że dosięgnęła kosmosu. Naukowcy badają niezwykły przypadek

Warto w tym momencie podkreślić, iż Amerykanie za granicę kosmosu uznają pułap około 80 kilometrów. Jeśli natomiast chodzi o siłę wyładowania, to okazało się ono zawierać nawet 100-krotnie więcej ładunków elektrycznych niż ma to miejsce w przypadku zazwyczaj spotykanych błyskawic.

Czytaj też: Najdłuższe błyskawice na świecie. Dwa nowe rekordy pogodowe

Wyładowanie było tak potężne, że przeniosło z burzy około 300 kulombów ładunku elektrycznego do jonosfery. Dla porównania, pioruny, które możemy zaobserwować w czasie większości burz, przenoszą w ten sposób mniej niż pięć kulombów. Można więc sobie wyobrazić, jak imponujące było zjawisko, o jakim mowa.

Artykuł go dotyczący został zamieszczony w Science Advances i opisuje, jak naukowcy wykorzystali modelowanie 3D do odwzorowania tego niezwykłego strumienia. Autorzy wyjaśniają, że dzięki temu byli w stanie zobaczyć źródła o bardzo wysokiej częstotliwości ponad szczytem chmur – nigdy wcześniej nie dało się ich zobaczyć na takim poziomie szczegółowości. Co więcej, korzystając z danych satelitarnych i radarowych, byli też w stanie dowiedzieć się, gdzie nad chmurą znajdowała się bardzo gorąca, główna część wyładowania.

Błyskawica sięgnęła wysokości ponad 80 kilometrów

Tak silne wyładowania były poszukiwane i badane przez ostatnie dwie dekady, lecz brak dostępu do specjalnego systemu obserwacyjnego sprawił, że rzadko kiedy udawało się je wykryć. W tym przypadku do uwiecznienia zjawiska doszło natomiast dzięki tzw. naukowcowi obywatelskiemu, który nagrał je 14 maja 2018 roku. Poza tym okazało się, że wyładowanie miało miejsce w zasięgu dwóch radarów pogodowych następnej generacji (NEXRAD) i dostępnych dla instrumentów na satelitach z sieci NOAA Geostationary Operational Environmental Satellite (GOES).

Zebrane dzięki nim dane posłużyły w dalszych badaniach. W ich toku autorzy doszli między innymi do wniosku, że zimne strumienie zaczynają swoją propagację tuż nad szczytem chmury. Rozchodzą się od 80 do niecałych 100 kilometrów, tworząc bezpośrednie połączenie elektryczne między szczytem chmury a dolną jonosferą. W efekcie następuje przekazanie tysięcy amperów prądu w ciągu mniej więcej sekundy. Kiedy wyładowanie wznosiło się natomiast od szczytu chmury, źródła radiowe zostały wykryte na wysokościach od 22 do 45 kilometrów, natomiast emisje optyczne pozostawały w pobliżu szczytu chmury na wysokości od 15 do 20 kilometrów. Co ciekawe, tego typu zjawiska nie są aż tak rzadkie, jak mogłoby się wydawać. Ich szacowana liczba opiewa na 1000 do 50 000 rocznie.

Czytaj też: Ciemne błyskawice coraz częstsze na niebie. Co to jest?

Z jakiegoś powodu, zwykle następuje tłumienie wyładowań z chmur do ziemi. Następuje nagromadzenie ujemnego ładunku, a następnie uważamy, że warunki panujące w szczycie burzy osłabiają górną warstwę ładunku, która zazwyczaj jest dodatnia. Przy braku wyładowań atmosferycznych, które normalnie widzimy, gigantyczny dżet może złagodzić nagromadzenie nadmiaru ładunku ujemnego w chmurze.wyjaśnia Levi Boggs Georgia Tech Research Institute