Recenzja Samyang 35mm F/1.8. Taniej, znaczy lepiej?

Użytkownicy aparatów Sony mają ogromny wybór obiektywów. Można tu wybierać między dobrymi, a dobrymi i tanimi. Właśnie jako taki dobry i tani zapowiada się Samyang 35mm F/1.8. Czy na zapowiedziach się kończy, czy to faktycznie dobry wybór w trosce o kondycję portfela?
Recenzja Samyang 35mm F/1.8. Taniej, znaczy lepiej?

35mm, czyli ogniskowa do…

Niektórzy powiedzą, że do niczego. Ani to szerokie, ani to wąskie, ani portretowe… Przyznaję, sam myślałem podobnie kiedy używałem Sigmy 16mm F/1.4 dla mocowania Micro 4/3. Daje to ekwiwalent 32mm dla pełnej klatki, więc różnica względem omawianego Samyanga nie jest duża. Początkowo był to dla mnie właśnie taki obiektyw do niczego. Do zdjęć elektroniki momentami za szeroki i ostrzył ze zbyt dużej odległości. Na wyjazdach długo nie mogłem się przestawić na nieco węższy kadr, kiedy aż prosiło się o 18, albo co najmniej 24mm.

Z czasem przekonałem się do 32mm, jak również Samyanga 35mm. Ogniskowa sprawdza się podczas zdjęć ulicznych, bo oferuje naturalną perspektywę bez wyraźnych zniekształceń typowych dla szerokiego kąta. Do zdjęć produktowych też wypada bardzo pozytywnie, bo w końcu nie zawsze trzeba koniecznie zoomować na fotografowany smartfon czy laptop i warto pokazać nieco szerszą perspektywę. Portretów nie robię. Nie umiem, nie znam się. Ale coś tam w ramach testu popróbowałem i jeśli ktoś chce pokazać nieco większy fragment tła to 35mm też się nadaje.

A na koniec dodam, że 35mm to również ogniskowa często wykorzystywana do nagrywania filmów. I to tyle tytułem wstępu, przejdźmy teraz nieco sprawniej do samego obiektywu.

Czytaj też: Thule Covert 32L – plecak nie tylko fotograficzny. TEST

Samyang 35mm F/1.8 to kruszynka. Za to szczelna

Samyang 35mm F/1.8 jest malutki. Pierwsze skojarzenie to Sony 50mm F/1.8 i nie będzie to porównanie chybione. Sony ma wymiary 68,6 x 59,5mm i waży 186 gramów. Samyang to 65 x 63,5mm i jego masa to 210 gramów. Oba to naprawdę kruszynki. Samyang 35mm F/1.8 nałożony na Sony A7 III jest tak lekki, że w zasadzie można skutecznie zapomnieć, że mamy obiektyw podpięty do aparatu. Robi się nieco dłuższy po założeniu osłony przeciwsłonecznej, bo ta jest dosyć długa.

Z kronikarskiego obowiązku wspomnijmy też o Sony 35mm F/1.8, który jest nieco większy, bo ma wymiary 73 x 66 mm i waży 280 gramów.

Niska masa Samyanga jest dla niego trochę krzywdząca, bo przez to sprawia wrażenie nieco gorzej wykonanego. Nic z tych rzeczy. Bagnet jest metalowy, za to korpus pokrywa matowy plastik, choć na pierwszy rzut oka można go skutecznie pomylić z cienkim metalem. Obiektyw jest uszczelniony, co zdradza gumowa uszczelka biegnąca wzdłuż bagnetu.

Na obudowie nie mamy za wiele elementów. Znajdziemy tu wyłącznie przełącznik dwóch trybów Custom oraz pierścień ostrości o szerokości 17mm. Jest wykonany z tworzywa sztucznego i niestety dosyć łatwo można go porysować. Uzupełnieniem jest cienki, czerwony pasek. Trochę wanna be Canon L, ale wygląda bardzo efektownie.

Przycisk Custom służy m.in. do zmiany trybu ostrości lub możemy przypisać mu zmianę wartości przysłony za pomocą pierścienia ostrości, kiedy korzystamy z autofocusu.

Warto też wspomnieć o kwestii mocowania osłony przeciwsłonecznej oraz dolnego dekielka. W przypadku osłony musimy mieć pewność, że faktycznie dokręciliśmy ją do końca, co potwierdza wyraźne kliknięcie. Przez pierwszych kilka dni zdarzało mi się dokręcać ją zbyt słabo i notorycznie spadała. Co do dekielków, to Samyangi (używam ostatnio również AF 14mm F/1.8) nie do końca współpracują z dekielkami Sony i Sigmy. Nie da się ich dokręcić do końca i są bardzo luźne. Za to te z Samyangów do Sony i Sigmy nakręcają się normalnie. Nie do końca wiem, z czego to wynika, ale warto mieć to na uwadze.

Czytaj też: Test nowego Huawei MateBook X Pro 2022. Potęga do potęgi, ale wypadałoby go w końcu przebrać

Zacznijmy od autofocusu

W Samyangu 35mm F/1.8 zastosowano liniowy silnik autofocusu STM. Pracuje on całkowicie bezgłośnie, co z miejsca powinno uszczęśliwić filmowców. Dodam też, że praca przysłony również nie generuje żadnych dźwięków. Sam autofocus działa szybko i celnie. W zasadzie nigdy nie sprawiał mi problemów. Choć nie obraziłbym się, gdyby ostrzył z nieco bliższej odległości. W praktyce mówimy o prawie 30 cm od matrycy. Co przy zdjęciach mniejszych przedmiotów, jak choćby słuchawki douszne, wymagało cropowania zdjęć. Ostrzenie manualne jest wygodne. Choć początkowo miałem wrażenie, że pierścień na sucho działa… dziwnie, to jednak w praktyce spisuje się bardzo dobrze. Pierścień ma elektroniczne przełożenie, co pozwala ostrzyć bardzo precyzyjnie. Przejście całej skali ostrości wymaga obrotu o ponad 200 stopni, więc mamy spore pole do popisu w kwestii ustawienia odpowiedniego punktu.

Czytaj też: Sony E 11 mm F1.8 – obiektyw moich marzeń (recenzja)

Jakość obrazu

Układ optyczny Samyanga 35mm F/1.8 składa się z 10 soczewek w 8 grupach. Znajdziemy tu dwie soczewki HR i dwa elementy asferyczne.

Pod względem jakości obrazu Samyang 35mm wypada dobrze, choć… to zależy? Zaczynając od ogółu, przy maksymalnie otwartej przysłonie mocno cierpi jakość obraz na bokach kadru. Środek jest ostry i bardzo szczegółowy, natomiast boki przy F/1.8 potrafią wyglądać wręcz smartfonowo. Ale już przy F/2.8 wyraźnie wzrasta szczegółowość i utrzymuje bardzo dobry poziom do F/5.6. Wyraźny spadek jakości zanotujemy dopiero przy F/11.

Zanim Samyang 35mm F/1.8 trafił w moje ręce, sporo słyszałem o ogromnym winietowaniu. Faktycznie winieta jest i to dosyć mocno widoczna, ale w końcu mamy 2022 roku i aparat jest w stanie zrobić dużo rzeczy za nas. Włączenie korekcji winietowania w Menu aparatu w zasadzie całkowicie niweluje ten problem i mamy kłopot z głowy. A jeśli tam będziemy, warto też włączyć korekcję dystorsji i obu tych wad nie zobaczymy na zdjęciach. Choć w przypadku winietowania ciężko mówić o wadzie, bo to zdecydowanie cecha zdjęć, z której warto czasem korzystać. Przy wyłączonej korekcie, winietowanie przestaje być widoczne przy F/5.6.

Korekta aparatu niestety nie sprawdza się przy aberracji chromatycznej. Zarówno ta poprzeczna, jak i podłużna są widoczne i czasem trzeba z nią powalczyć przy edycji. Choć i tu dużo zależy od wartości przysłony, bo nawet jej minimalne domknięcie powoduje wyraźne zminimalizowanie problemu.

Rozmycia i bokeh wypadają bardzo dobrze. Tło jest miękko rozmyte i w zasadzie zawsze to obraz cieszący oko. Kulki bokeh są okrągłe i tworzą bardzo ładny efekt. Bokeh lovers będą zdecydowanie zadowoleni.

Zdjęcia przykładowe:

Czytaj też: Tamron 11-20 mm F/2.8 Di III-A RXD – ultraszerokokątna bestia (recenzja)

Samyang 35mm F/1.8 to jeden z najbardziej opłacalnych obiektywów do aparatów Sony

Samyang 35mm F/1.8 jest dziś nieco droższy niż w momencie premiery. Jak chyba każdy sprzęt fotograficzny w obecnych czasach. Jego cena wzrosła z 1 580 zł do 1 699 zł, ale nadal jest to jeden z najbardziej opłacalnych obiektywów dla aparatów Sony. Nie tylko pełnoklatkowych, bo bardzo dobrze sprawdzi się jako klasyczna 50-tka w aparatach z matrycą APS-C.

Nie może tutaj zabraknąć pytania, czy warto postawić na Samyanga kosztem Sony 35mm F/1.8? Moim zdaniem tak. Sony jest trochę lepiej wykonany, ma nieco szybszy autofocus oraz wygodny przełącznik AF-MF na obudowie. Samyang jest mniejszy, plastikowy, ale nadal bardzo dobrze wykonany (oraz uszczelniony), oczywiście tańszy i nie odstaje jakością obrazu. Sony mocniej winietuje, za co nieco mniej rzucają się w nim w oczy aberracje. Ma też nieco więcej szczegółów na maksymalnie otwartej przysłonie, ale nie są to duże różnice. Po stronie Samyanga jest za to bezgłośna praca. W Sony praca przysłony jest słyszalna.

Podsumowując, jeśli szukasz dobrego, taniego i sprytnie-kompaktowego obiektywu 35mm do aparatu Sony, to Samyang 35mm F/1.8 powinien być zdecydowanie pierwszym wyborem.