Składane smartfony mają wadę, która doprowadza mnie do szału. I wcale nie chodzi o czas pracy

Jakie są wady składanych smartfonów? Większość osób odpowie pewnie, że przeciętne aparaty, krótszy niż zwykle czas pracy i niska wytrzymałość. Osobiście jednak uważam, że o ich największej wadzie się nie mówi, a może ona doprowadzić człowieka do szału.
Składane smartfony mają wadę, która doprowadza mnie do szału. I wcale nie chodzi o czas pracy

Dla jasności – jestem wielkim entuzjastą składanych smartfonów, zwłaszcza tych „z klapką”, jak Samsung Galaxy Z Flip 4 czy Motorola RAZR 2022. Tak się składa, że ostatnie miesiące spędziłem testując tego pierwszego, a aktualnie moim daily jest ta druga. Używałem też wszystkich innych składaków, jakie trafiły oficjalnie na nasz rynek, więc można powiedzieć, że zdążyłem dobrze poznać ich mocne i słabe strony.

Jedna z tych ostatnich szczególnie daje mi się ostatnio we znaki. I nie, wcale nie chodzi o problemy z wytrzymałością czy krótki czas pracy. Chodzi o ich rozmiar.

Czytaj też: Test Samsung Galaxy Z Flip4 – jest lepiej, ale czy takich zmian oczekiwaliśmy?

Składane smartfony mają jedną wadę, która doprowadza mnie do szału.

Wada, o której chcę tu powiedzieć, jest jednocześnie największą zaletą współczesnych smartfonów z klapką. Z jednej strony bowiem mamy do czynienia ze sprzętami o dużych wyświetlaczach. Zarówno Z Flip 4 jak i Motorola RAZR 2022 po rozłożeniu mają ekrany o przekątnej 6,7”, co czyni je naprawdę sporymi telefonami, na których można wygodnie pracować czy oglądać wideo.

W przeciwieństwie jednak do innych dużych smartfonów, te możemy potem złożyć na pół i schować do kieszeni. Docenią to szczególnie panie, które do kieszeni swoich spodni nie mogą zmieścić żadnego nowoczesnego smartfona, a te składane – jak najbardziej. U panów sytuacja jest jednak nieco inna. Nam do kieszeni smartfony wchodzą bez problemu, bo producenci ubrań nie zapomnieli, że taki dodatek jest w spodniach niezbędny. Sęk w tym, że składane smartfony nie tyle „mieszczą się” w kieszeniach męskich spodni, co wręcz… w nich giną. A do tego niezbyt ładnie się odznaczają.

Gdy mam w kieszeni zwykły telefon, wyciągam go z niej jednym płynnym ruchem. Chwytam telefon w dwa palce, wcale nie wsadzając dłoni głęboko, wyjmuję, obracam – voila. W przypadku iPhone’a ten manewr kończy się też natychmiastową możliwością korzystania z telefonu, bo ekran odblokowuje się w sekundzie, w której skieruję na niego wzrok.

Gdy mam w kieszeni telefon z klapką, muszę włożyć rękę za nadgarstek, bo inaczej nie jestem w stanie sięgnąć po smartfon. Co więcej, nie wyjmę go dwoma palcami, bo złożony na pół telefon jest na to za gruby, a też mogę go nieopatrznie upuścić podczas końcowego momentu wyjmowania urządzenia z kieszeni. Potem zaś muszę telefon rozłożyć i odblokować ekran czytnikiem linii papilarnych, który najpierw muszę „wymacać” na krawędzi urządzenia i którego nie jestem w stanie wcisnąć, gdy telefon jest jeszcze schowany. Cała procedura wyjęcia telefonu z kieszeni trwa więc o 2-3 kroki dłużej, niż trwałaby w przypadku nieskładanego telefonu.

Jeszcze bardziej uciążliwe jest wyjmowanie telefonu z kieszeni wsiadając do auta. Zwykle staram się to robić nim zajmę pozycję za kierownicą, ale czasem zdarza się, że wyciągam telefon z kieszeni, gdy już usiądę, by odłożyć go na półkę w konsoli środkowej lub podłączyć do systemu inforozrywki. Wyjęcie zwykłego telefonu z kieszeni siedząc wymaga nieco gimnastyki, ale wyjęcie składaka to już manewr wysokiego ryzyka. Tylko na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni raz niechcący upuściłem Z Flipa 4 na dywanik (na szczęście nie na asfalt przy otwartych drzwiach), a niedawno naderwałem szew w spodniach próbując wydobyć z kieszeni Motorolę.

Powiem więcej, gdy czasem ubieram lepiej dopasowane chinosy ze ściętymi kieszeniami, zamiast luźnych jeansów, muszę za każdym razem pilnować, by telefon nie wysunął mi się z kieszeni przy wsiadaniu do auta lub wysiadaniu z niego i nie runął na ziemię. A o to nietrudno, bo mówimy przecież o telefonach dość krótkich i do tego bardzo śliskich. Przez pewien czas ignorowałem te wady, tłumacząc sobie, że to cena, jaką płacimy za kompaktowy format telefonów, gdy te nie są w użyciu. Korzystam jednak ze składaków już trzeci rok, a wszystko powyższe wciąż działa mi na nerwy. Nie da się do tego przywyknąć i – w przypadku męskiej części populacji – jestem przekonany, że nie tylko mnie ta ergonomiczna błahostka utrudnia życie. Gdybym nosił luźne dresy, chyba w ogóle bym telefonu nie chował do kieszeni, bo żeby go wyjąć musiałbym zakładać butlę z tlenem i strój płetwonurka.

No i w końcu pozostaje kwestia estetyki. Nie, żeby zwykłe telefony wyglądały przesadnie ładnie w kieszeniach męskich spodni, ale składaki to już przesada. Galaxy Z Flip 4 po złożeniu ma grubość prawie 16 mm. Motorola – niemal równe 15 mm, a do tego jest ponadprzeciętnie szeroka (80 mm). Po wsadzeniu takiego telefonu do kieszeni już z daleka widać odcinający się na tkaninie kwadrat.

“Czy to Motorola RAZR w twojej kieszeni, czy może cieszysz się, że mnie widzisz?”

Jesienią i zimą to nie problem, bo można taki telefon schować do wewnętrznej kieszeni kurtki czy kieszeni na piersiach, do których takie składane urządzenia pasują idealnie. Jednak latem – o ile ktoś nie chodzi na co dzień w marynarkach – zostaje nam tylko schowanie telefonu do kieszeni spodni, co czasem wygląda komicznie.

Czytaj też: Motorola razr 2022 pod lupą. Co kryje się w środku i jak spisują się nowe zawiasy?

Galaxy Z Flip 4 i Motorola RAZR 2022 mają więcej zalet niż wad.

Na szczęście te problemy z ergonomią nie są dyskwalifikujące. Zarówno Samsung Galaxy Z Flip 4, jak i zaskakująco świetna Motorola RAZR 2022 są znakomitymi urządzeniami, których zalety dalece przewyższają wszelkie wady.

Niemniej jednak warto pamiętać, że tego typu telefony nie sprawdzają się z każdym rodzajem garderoby i mogą od nas wymagać albo zmiany stroju, albo zmiany przyzwyczajeń. No chyba, że telefon nosicie zawsze w plecaku lub w torebce, wtedy potraktujcie ten tekst jako narzekanie na ostateczny problem pierwszego świata.