Test Keychron K1 v5 – najlepsza niskoprofilowa klawiatura mechaniczna, na jakiej pisałem

Od lat korzystam głównie z komputera stacjonarnego i osprzętu kablowego, stawiając na niezawodność połączenia, choćby działo się to ze szkodą dla wygody. Nigdy nie zdecydowałem się choćby na bezprzewodową klawiaturę, choć gościem na biurku bywała mysz bez ogonka. Kiedy jednak okazało się, że Keychron może przysłać do testów dwie klawiatury, w tym bezprzewodową K1 v5, postanowiłem skorzystać z okazji.
Keychron K1 v5

(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

W domu bowiem pojawił się iPad, który do pracy lepiej sprawdza się z klawiaturą, a i okazało się, że na Smart TV pewne rzeczy wygodniej zrobić za jej pomocą. Nadarzyła się więc dobra okazja, by dać szansę klawiaturze bezprzewodowej.

Zawartość zestawu i parę słów o wzornictwie

Keychron K1 v5 przyjechał w charakterystycznym dla producenta czarnym pudełku ze srebrnymi nadrukami. Opakowanie jest solidne i minimalistyczne, czego nie można jednak powiedzieć o jego zawartości. W środku bowiem znaleźć można:

  • klawiaturę
  • kabel USB-A do USB-C w oplocie
  • instrukcja obsługi w formie małej broszury
  • kartka „Szybki Start” – poza skróconą instrukcją uruchamiania zawiera podstawowe skróty klawiszowe
  • zestaw klawiszy dla użytkowników systemu Windows (klawiatura przyjechała z zamontowanymi keycapami dla macOS/iOS)
  • narzędzie do demontażu keycapów
  • narzędzie do demontażu switchy
Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Keychron K1 v5 posiada obudowę z giętego lotniczego aluminium, o rozmiarze 355 x 120 mm, z wewnętrznym usztywnieniem stalową płytą – jakość wykonania jest znakomita, korpus jest bardzo sztywny, a gumowe nóżki zapewniają znakomitą przyczepność. Masa klawiatury to 650 gramów – całkiem sporo jak na niskoprofilową klawiaturę, nic zatem dziwnego, że zachowuje się jak przyklejona do biurka. Konstrukcja obudowy nie przewiduje pracy w położeniu podniesionym – na dolnej części nie ma rozkładanych nóżek, które by na to pozwalały. Taką możliwość ma jednak plastikowa wersja klawiatury, oznaczona jako K1 SE.

Z tyłu dostępne są dwa przesuwne przełączniki – jeden do wyboru między systemami iOS/macOS i Windows/Android, a drugi do trybu pracy: Bluetooth lub kabel, przy czym w środkowym położeniu umożliwia także wyłączenie zasilania. Gniazdo USB-C z tyłu służy także do ładowania akumulatora. Keycapy są wykonane metodą podwójnego wtrysku z plastiku ABS i mają klasyczne profilowanie.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Model, który zamówiłem do testów, został wyposażony w osadzone w gniazdach hot-swap niskoprofilowe przełączniki optyczne Keychron Optical w kolorze brązowym i podświetlenie RGB. Generalnie wolę switche niebieskie, ale tym razem były nie do przyjęcia ze względu na głośną pracę. Keychron K1 v5 miał być używany także poza miejscem mojej zwykłej pracy i musiałem brać pod uwagę komfort innych ludzi. Brązowe przełączniki pracują z w miarę wyraźnym punktem aktywacji i do tego są bardzo ciche.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Jak się używa klawiatury Keychron K1 v5?

Z pewnym zdziwieniem zorientowałem się, że zastosowane w K1 v5 brązowe przełączniki optyczne wymagają niemal identycznej siły jak mechaniczny switch Keychron K Pro Blue (57 g kontra 60 g), choć oczywiście mają znacznie niższy skok – 2,5 mm i punkt aktywacji 1,1 mm. W praktyce dla mnie znaczy to tyle, że z marszu zaadaptowałem się do charakterystyki pracy Keychrona K1 v5.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Klawiatura jest bardzo cicha – jej głośność jest na podobnym poziomie jak klawiatury membranowe lub laptopowe nożycówki, lecz zdecydowanie przewyższa je pewnością działania. Aktywacja jest dobrze wyczuwalna, profilowanie nakładek jest odpowiednie do przełączników. Wszystkie dłuższe klawisze są wyposażone w stabilizatory, nic nie chodzi na boki – jednym słowem w zasadzie nie mam się do czego przyczepić, gdyż na K1 v5 pisze mi się nie gorzej niż na klawiaturze o wysokim profilu i podobnie oceniam poziom zmęczenia.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Keychron K1 v5 jest klawiaturą typu TKL (tenkeyless). Oznacza to, że jej układ nie różni się niczym od zwykłej klawiatury, poza brakiem bloku numerycznego i bardzo upraszcza adaptację. Producent umieścił na klawiszach funkcyjnych oznaczenia klawiszy multimedialnych – ich funkcje dostępne są po naciśnięciu klawisza Fn, ale można także odpowiednią kombinacją zamienić działanie klawiszy w sposób trwały – wtedy klawisze funkcyjne będą działać w swojej podstawowej roli razem z klawiszem Fn. 

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Oglądając po raz pierwszy testowaną klawiaturę trochę obawiałem się braku możliwości podniesienia jej z tyłu. Przyznaję, że obawy się zupełnie nie sprawdziły, pracowało mi się znakomicie w ustawieniu „na płask”. Próbowałem pisać z zaimprowizowaną podkładką (model „gazeta”), żeby sprawdzić, jaki będzie efekt i ku memu zaskoczeniu było tylko gorzej – tu raz jeszcze przypomnę, że jeśli nie możemy bez tego żyć, to rozwiązaniem może być bliźniaczy model Keychron K1 SE, niemal identyczny mechanicznie, lecz wyposażony w plastikową obudowę z nóżkami.

Krótko mówiąc, na Keychronie K1 v5 pisze mi się znakomicie. W sumie nawet nieznacznie szybciej niż na wysokoprofilowym V1, ale przynajmniej na razie popełniam na niej nieco więcej błędów przy pisaniu bezwzrokowym, więc wychodzi na jedno.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Co jeszcze potrafi Keychron K1 v5?

Jedną z zalet K1 v5 jest możliwość pracy bezprzewodowej. Klawiatura łączy się z hostem za pomocą Bluetooth 5.1 i co ważniejsze, może być sparowana jednocześnie z trzema urządzeniami – w moim przypadku był to komputer PC, iPad i Smart TV Samsunga. Przełączenia dokonuje się naciskając klawisz Fn i numer 1,2 lub 3, a parowanie przeprowadza się przytrzymując taką samą kombinację przez 4 sekundy.

Pisanie w trybie bezprzewodowym nie różni się niczym w porównaniu z pracą na kablu, klawiatura reaguje szybko i pewnie. Tego samego jednak nie mogę powiedzieć o graniu w trybie Bluetooth – Keychron K1 v5 na kablu pracuje z odczytem 1000 Hz, a bezprzewodowo już tylko 90 Hz i nawet ja czasami czuję różnicę, choć moje gry nie należą do bardzo dynamicznych.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Podczas dużego obciążenia komputera grafiką występowały też czasem przycięcia w komunikacji, objawiające się trwającymi nawet sekundę okresami braku reakcji na naciśnięcie klawisza – tego typu sytuacje, choć niezbyt częste, w praktyce dyskwalifikują K1 v5 w trybie Bluetooth jako sprzęt do gier. Wystarczy oczywiście przełączyć się na kabel i wszystko zaczyna znakomicie działać, tym bardziej że wyłączone jest także oszczędzanie energii i podczas dłuższej nieaktywności klawiatura się nie uśpi.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Keychron K1 v5 wyposażony jest w podświetlenie – białe lub jak w moim modelu, RGB. Nie ma mowy o programowaniu go dla każdego klawisza osobno, dostępne jest po prostu 18 efektów podświetlenia, w tym w podświetlenie statyczne, w czterech jasnościach. Diody podświetlające skierowane są do góry i znakomicie współgrają z keycapami – przyjęty dla nich delikatny krój znaków jest wyjątkowo elegancki i wygląda znakomicie niezależnie od aktywnego efektu.

Minusy

Wspominałem już powyżej, że Keychron K1 v5 jako klawiatura bezprzewodowa nie sprawdza się w grach. Ale są i inne konsekwencje bezprzewodowego trybu pracy – wbudowany akumulator litowo-polimerowy ma pojemność 2000 mAh i wystarcza na 110 godzin pracy z wyłączonym podświetleniem i zaledwie 38 godzin pracy z włączonym. W praktyce oznacza to konieczność ładowania co 5-7 dni, w zależności od intensywności pracy. Pracę bez podświetlenia w zasadzie wykluczam, nie po to wybieram model podświetlany, by wyłączać światło.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Szkoda też, że Keychron K1 v5 nie działa w oparciu o oprogramowanie QMK – pozwoliłoby to na programowanie klawiatury w sposób podobny, jak opisywałem to w recenzji Keychrona V1. Zdawałem sobie oczywiście sprawę z tego ograniczenia, więc nie mogę tego traktować jako wady. Zresztą Keychron ma w ofercie tylko jeden model, który jest jednocześnie niskoprofilowy, bezprzewodowy i programowalny. Z mojego punku widzenia miał też cechę czwartą: był zupełnie niedostępny do testów.

Ostatnia wada jest natury, powiedzmy, kosmetycznej – otóż keycapy z zestawu niesamowicie się brudzą. Matowy plastik po całym dniu pisania wygląda jak pamiętnik pijanego miłośnika daktyloskopii, a co gorsza, ślady owe nie są wcale zbyt łatwe do usunięcia na sucho. Poważnie rozważałbym w przyszłości ich wymianę na inny wariant.

Keychron K1 v5
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Podsumowanie

Keychron K1 v5 nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Jest to na pewno najlepsza klawiatura niskoprofilowa, z jakiej korzystałem – a tych innych trochę było, od tanich no-name za kilkadziesiąt złotych, do drogich Logitechów. Poza wątłym czasem pracy na baterii w zasadzie nie mogę K1 v5 przypisać żadnych znaczących wad. Podobny znak jakości wystawiła Keychronowi także moja żona, która na co dzień korzysta z klawiatur laptopowych – a jak do tej pory mieliśmy w kwestiach klawiatur diametralnie odmienny gust.

Pod względem ceny Keychron K1 v5 plasuje się gdzieś pośrodku – kosztuje 559 zł, więc nie jest najtańsza, ale daleko jej też do rekordzistów. Uważam przy tym, że jest warta każdej złotówki.

Za udostępnienie klawiatury do testów dziękujemy firmie Aprox Polska. Jeśli jesteście zainteresowani klawiaturami Keychron, koniecznie zajrzyjcie na aproxpolska.com.