Jądro atomowe można zobaczyć tak, jak nigdy przedtem. To przydatniejsze, niż ci się wydaje

Podobnie jak lekarze używają pozytonowej tomografii emisyjnej, aby zobaczyć, co dzieje się wewnątrz mózgu i innych części ciała, tak naukowcy są teraz w stanie prowadzić mapowanie w skali femtometrów, czyli kwadrylionowych części metra.
Jądro atomowe można zobaczyć tak, jak nigdy przedtem. To przydatniejsze, niż ci się wydaje

Wielkością odpowiada to pojedynczym protonom. Badacze, którzy opisali swoje dokonania na łamach Science Advances, wykorzystali zderzacz cząstek RHIC (Relativistic Heavy Ion Collider), aby zobaczyć kształt i szczegóły dotyczące wnętrz jąder atomowych. Ich podejście wykorzystuje cząstki światła otaczające jony złota, gdy te krążą wokół zderzacza. Poza tym pomocny okazał się nowy typ splątania kwantowego.

Czytaj też: Święty Graal kwantowego świata jest w zasięgu ręki. A może już udało się go zdobyć?

W jaki sposób można to wykorzystać w praktyce? Splątanie jest bardzo pożądane, między innymi ze względu na możliwość tworzenia znacznie potężniejszych narzędzi komunikacyjnych i komputerów niż dotychczas. Większość obecnie obserwowanych rodzajów splątania zachodziła jednak między fotonami bądź identycznymi elektronami. W tym przypadku po raz pierwszy doszło do obserwacji splątania pomiędzy niepodobnymi cząstkami. 

Przeprowadzone pomiary pokazują, że pęd i energia samych fotonów ulega skręceniu wraz z pędem i energią gluonów. Pomiar wzdłuż kierunku fotonu (lub bez świadomości, jaki to kierunek) daje obraz zniekształcony przez efekty fotonowe. Z kolei pomiar w kierunku poprzecznym pozwala uniknąć rozmycia obrazu przez fotony. Jak dodają autorzy, obecnie można zrobić zdjęcie, na którym da się rozróżnić gęstość gluonów pod danym kątem i w danym promieniu. Obrazy są tak precyzyjne, że widać nawet różnicę między tym, gdzie są protony, a gdzie neutrony rozmieszczone wewnątrz tych jąder.

Aby dokładnie zobaczyć jądro atomowe, naukowcy wykorzystują nowy rodzaj splątania kwantowego

Jak to wszystko się w ogóle dzieje? Na początku mamy cząstkę generowaną za sprawą oddziaływania na linii foton-gluon. Nazywa się ona rho i rozpada się w mniej niż cztery septylionowe części sekundy, czyli… bardzo szybko. Powstają wtedy π+ i π-, których suma pędów daje pęd macierzystej cząstki rho. Pojawiają się też informacje obejmujące rozkład gluonów i efekt rozmycia fotonu. Mierząc kąt pomiędzy π+ lub π- a trajektorią rho, można określić rozkład gluonów.

Czytaj też: Dwie splątane wiązki światła to coś, czego jeszcze nie było. Technologie kwantowe zyskały potężnego sprzymierzeńca

Kiedy fotony otaczające dwa poruszające się z podobną prędkością jony oddziałują z gluonami wewnątrz jąder, to tak jakby te oddziaływania faktycznie generowały dwie cząstki rho, po jednej w każdym jądrze. Rozpad cząstki na π+ i π- sprawia, iż funkcja falowa ujemnej (z pierwszego rozpadu) interferuje z funkcją falową ujemnej z drugiego rozpadu. Następnie wzmocniona funkcja falowa uderza w detektor STAR, który widzi jedą π-, a to samo dzieje się w przypadku dodatnich, widzianych jako jedna π+.

Gdyby π+ i π- nie były splątane, dwie funkcje falowe π+ (lub π-) miałyby przypadkową fazę, bez żadnego wykrywalnego efektu interferencji. Nie widzielibyśmy żadnej orientacji związanej z polaryzacją fotonów – ani nie bylibyśmy w stanie wykonać tych precyzyjnych pomiarów. podsumowuje Chi Yang z Uniwersytetu Shandong w Chinach