Online Safety Bill to opcja atomowa na właścicieli Big Techów. Mogą nawet trafić za kratki

Projekt ustawy Online Safety Bill, której procedowanie z Izby Gmin przeszło niedawno do czytania w Izbie Lordów, został uzupełniony o poprawkę konserwatystów, zakładającą pociąganie szefostwa społecznościówek do osobistej odpowiedzialności karnej. W skrajnych przypadkach zaniedbań oraz ignorowania nałożonych na nich przepisów dotyczących skutecznej ochrony najmłodszych przed szkodliwymi treściami publikowanymi na ich platformach, mieliby oni po prostu trafiać do więzienia.
Online Safety Bill to opcja atomowa na właścicieli Big Techów. Mogą nawet trafić za kratki

Wyobrażacie sobie, żeby menedżerowie odpowiadający za Facebooka, Instagrama, YouTube’a  lub TikToka byli karani pozbawieniem wolności za brak skutecznej ochrony najmłodszych przed szkodliwymi treściami na ich platformach? Słuszny pomysł czy jednak lekka przesada? Odpowiedź na to pytanie, moim skromnym zdaniem, jest daleka od zero-jedynkowej, ale najpierw krótkie wprowadzenie do tematu. 

Czym jest brytyjska ustawa Online Safety Bill?

Pierwszy szkic projektu ustawy Online Safety Bill (ustawy o bezpieczeństwie w internecie) został poddany pod obrady w brytyjskiej Izbie Gmin już w maju 2021 roku. Ma zatem za sobą solidne 1,5 roku mozolnych prac legislacyjnych, a końca tego procesu nadal nie widać. Nic dziwnego, bo w końcu w swoim docelowym kształcie ma być wypadkową między batem na  m.in. społecznościowych gigantów oraz narzędziem gwarantującym możliwie daleką swobodę wypowiedzi.

Online Safety Bill idzie dość szeroko, bo obliguje nie tylko serwisy społecznościowe, ale też pozostałe firmy zajmujące się publikowaniem i dystrybucją treści tworzonych przez samych użytkowników (zaliczają się więc do nich wyszukiwarki internetowe) do skutecznej ochrony dzieci przed szkodliwymi treściami w sieci. Chodzi przede wszystkim o dostosowanie materiałów do odpowiedniego wieku odbiorcy. To z kolei wymusza na serwisach wprowadzenie szczelnego systemu weryfikacji wieku użytkowników.

Konserwatyści chcą wylać dziecko z kąpielą

Od momentu rozpoczęcia prac legislacyjnych treść projektu ustawy naturalnie była modyfikowana, ale ostatnia ze zgłoszonych poprawek dodaje do niej zapisy o karze więzienia dla dyrektorów firm technologicznych, którzy dopuszczą się rażącego zaniedbania w ochronie nieletnich przed szkodliwymi treściami lub będą celowo ignorują zapisy Online Safety Bill.

Treść zgłoszonej poprawki z zaznaczeniem kary dwóch lat pozbawienia wolności

Wspomnianą poprawkę zgłosiła grupa kilkudziesięciu zbuntowanych posłów Partii Konserwatywnej, na czele której stoi obecny premier Wielkiej Brytanii, Rishi Sunak. W obawie przed kolejnymi buntami na pokładzie i rychłą utratą stanowiska, mimo przewagi w liczbie głosów, szef rządu przystał na taką propozycję. Tu jednak dochodzimy do sedna problemu.

Zapisy projektu ustawy, która miała przecież celować w największe platformy społecznościowe i dostawców treści, mogą odbić się rykoszetem na innych uczestnikach rynku, w tym miejscach ważnych z punktu widzenia interesu publicznego. Przykład?

Przedstawiciele Wikimedia Foundation, organizacji non-profit odpowiedzialnej za prowadzenie Wikipedii, wyrażają obawy o wpływ działania surowych przepisów na serwisy, których treści tworzone i redagowane są przez społeczność użytkowników. Wzorem unijnej ustawy Digital Services Act (aktu o usługach cyfrowych) proponują rozróżnienie platform, w których za moderację treści odpowiadają jej pracownicy, a miejscami w sieci, gdzie tym zadanie (często w ramach wolontariatu) przejmuje na siebie wspomniana społeczność.

A przecież na Wikipedii nie brakuje artykułów poświęconych szeroko pojętej seksualności, pornografii, zażywania narkotyków czy samobójstw. Niektórzy mogliby więc stwierdzić, że to treści szkodliwe dla dzieci i wymusić na serwisie konieczność weryfikacji wieku czytelnika. To z kolei prowadzi do zbierania o nich informacji, czego akurat Wikimedia Foundation chce ograniczać do minimum.

Trudno jest znaleźć w tym złoty środek

Jak połączyć ze sobą skuteczniejszą ochronę dzieci przed szkodliwymi treściami w sieci, jednocześnie nie ograniczając swobody wypowiedzi? Jak uniknąć negatywnego wpływu przepisów na atrakcyjność rynku wśród inwestorów, którym może nie kalkulować się ryzykowna przygoda, mogąca się dla nich skończyć więzieniem? Jak wreszcie nie zniechęcać zwykłych hobbystów, którzy po godzinach prowadzą serwer Minecrafta i boją się związanej z tym odpowiedzialności?

https://twitter.com/neil_neilzone/status/1613479570732113925

Ja nie podejmuję się odpowiedzi na te wszystkie pytania. Po prostu NIE WIEM. Natomiast widzę, jaki efekt przynosi bujanie łajbą z jednej strony na drugą. Zbyt liberalne podejście do kwestii moderacji treści w serwisach społecznościowych, w połączeniu z algorytmami promującymi niezdrowe emocje już się na nas zemściło. Z drugiej strony zamordyzm w postaci blokowania niektórych treści (np. artykuł o inwazji Rosji na Ukrainę nie może być pokazywany w rosyjskiej Wikipedii), a nawet całych serwisów, też problemu nie rozwiąże.