Test TP-Link Tapo C420S2. Bezprzewodowa wolność i najprostsza instalacja kamer ever

Minęły czasy, kiedy chęć instalacji monitoringu w domu czy poza domem wiązała się z koniecznością kucia tynków, kładzenia kilometrów kabli czy nawet doprowadzania samego zasilania. Sprawdziłem zestaw do monitoringu TP-Link Tapo C420S2, który przewodów po prostu nie potrzebuje.
Test TP-Link Tapo C420S2. Bezprzewodowa wolność i najprostsza instalacja kamer ever

Ok, może nie do końca „nie potrzebuje”, bo potrzebuje raz na jakiś czas kabelka, żeby naładować akumulatory kamer i potrzebuje przewodu zasilającego oraz kabla Ethernet do podłączenia Hubu do routera. Jeśli jednak chodzi o instalację monitoringu wewnątrz domu czy na elewacji, obecności kabli nie stwierdzono. Tapo C420S2 działa całkowicie bezprzewodowo, a ja spędziłem ostatnie dwa tygodnie testując, jak taki monitoring spisze się na moim podwórku. Spoiler: spisał się rewelacyjnie.

TP-Link Tapo C420S2
TP-Link Tapo C420S2

Tapo C420S2 – zawartość opakowania

Tym, co cieszy od razu po wyjęciu zestawu z pudełka, jest bogactwo dołączonych akcesoriów. Wewnątrz opakowania znajdziemy:

  • Dwie kamery Tapo C420
  • Dwa akumulatory do kamer
  • Tapo H200 Hub
  • Zasilacz USB
  • Przewód USB do zasilacza
  • Zasilacz DC do Hubu
  • Pinezkę do resetowania Hubu
  • Śruby montażowe
  • Szablon montażowy
  • Uchwyty do kamer
  • Kabel RJ-45
  • Instrukcję instalacji
TP-Link Tapo C420S2 – zawartość opakowania

Tu muszę wspomnieć o jednej niespodziewanej przeszkodzie, która dopadła mnie już przy instalacji – otóż dołączone do zestawu kołki z oczywistych względów nie pasują do ocieplonej styropianem elewacji mojego domu, więc próbowałem przykręcić je tak, jak każde inne akcesorium, wykorzystując spiralne kołki do styropianu. Niestety okazało się, że kołki odpowiedniej długości są na tyle szerokie, że nie sposób ich wkręcić na tyle ciasno, aby „przyłapać” kamerę na dołączonym do zestawu uchwycie. To kwestia indywidualna, jednak warto przed zakupem zwrócić uwagę, czy mamy na elewacji odpowiednią powierzchnię, by przytwierdzić kamerę kołkami dołączonymi do zestawu.

TP-Link Tapo C420S2

Najprostsza instalacja ever

Przyznam szczerze, że domowy monitoring zwykle nieco mnie onieśmiela, bo instalacja bywa trudna (zwłaszcza gdy trzeba doprowadzać kable), a też konfiguracja systemu potrafi przyprawić o ból głowy. Z aplikacją Tapo miałem do czynienia po raz pierwszy i widzę już, że TP-Link ogarnął konfigurację w najprostszy możliwy sposób.

TP-Link Tapo C420S2

Po wyjęciu kamer z pudełka proces przebiega następująco:

  • odkręcamy czarne „dekielki” w kamerach
  • wkładamy akumulatory
  • podłączamy Hub do prądu i gniazda Ethernet
  • uruchamiamy aplikację Tapo i logujemy się na swoje konto
  • aplikacja automatycznie rozpoznaje Hub, a następnie proponuje podłączenie obydwu kamer
  • nadajemy nazwy kamerom
  • przykręcamy uchwyty do jednego z dwóch gwintów na obudowach kamer
  • instalujemy kamery w dowolnym miejscu, wewnątrz lub na zewnątrz

Voila, koniec. Prościej naprawdę się nie da. Nie natrafiłem w czasie procesu instalacji na żadną przeszkodę (prócz opisanej powyżej, wynikającej stricte z typu elewacji), kamery połączyły się bez zająknięcia i przez cały czas trwania testów ani razu nie miały problemu z łącznością, choć pracowały po dwóch przeciwległych stronach domu o powierzchni ok. 114m2.

TP-Link Tapo C420S2

Brak konieczności uwzględniania kabli pozwala zainstalować kamery Tapo C420 niemal wszędzie i – jak już wspomniałem – ich wykorzystanie nie jest ograniczone wyłącznie do monitorowania podwórza czy podjazdu, ale mogą też służyć jako monitoring domowy.

TP-Link Tapo C420S2

W czasie testu obydwie kamery umieściłem jednak na zewnątrz, a testy przeprowadzałem w dość niesprzyjających warunkach atmosferycznych – przy regularnych opadach i nocnych mrozach. Jako że Tapo C420 spełnia normę odporności IP65, deszcz kamerom nie zaszkodził zaś producent deklaruje temperatury działania od -20 do +45 stopni Celsjusza, więc tu tym bardziej nic złego się nie zadzieje w naszym klimacie.

TP-Link Tapo C420S2

Dalsze kroki są już zależne od tego, czy zdecydujemy się na lokalny zapis na karcie microSD wkładanej do Hubu, czy opłacimy abonament Tapo Care, by zapisywać nagrania w chmurze i korzystać z dodatkowych funkcji. Tu moim zdaniem należy się drobny minus, bo o ile rozumiem opłatę za przechowywanie danych w chmurze, tak blokowanie istotnych funkcji za paywallem już nie. Zwłaszcza że bez abonamentu Tapo Care nie skorzystamy z tak istotnych możliwości jak strefy osobiste czy inteligentnego rozpoznawania w oparciu o SI.

Taki komunikat będziemy oglądać bardzo często, jeśli nie zdecydujemy się na abonament
TP-Link Tapo C420S2

Producent deklaruje czas pracy sięgający 180 dni na jednym ładowaniu. Oczywiście na przestrzeni dwóch tygodni nie dane mi było tego zweryfikować, ale patrząc na to, że obydwu kamerom ubyło niespełna 8% energii mimo ciągłej pracy, to można zaufać estymacjom producenta.

Kiedy już przyjdzie nam naładować kamery, sprowadza się to do odkręcenia ich z gwintu i potem możemy ładowanie przeprowadzić na dwa sposoby – albo podnosząc gumową uszczelkę i wkładając kabel do akumulatora bez otwierania obudowy, albo otwierając obudowę, wyjmując akumulator i ładując go bezpośrednio. Ten drugi sposób jest zdecydowanie bardziej wygodny. Szkoda tylko, że akumulatory ładowane są przewodem microUSB; w 2023 roku brak USB-C jest jakimś nieporozumieniem.

Jak działa Tapo C420S2?

Słowem – znakomicie. Każda z kamer wyposażona jest w sensor o przekątnej 1/3” nagrywający obraz w rozdzielczości 1440p, zaś kąt widzenia obiektywu wynosi aż 113 stopni. W moim przypadku wystarczyło to w zupełności, by objąć w polu widzenia cały tył podwórka oraz cały podjazd i kawałek trawnika przed domem.

TP-Link Tapo C420S2

Kamery są oczywiście wyposażone w detekcję ruchu, a także wspierane przez dodatkowy procesor inteligentne rozpoznawanie ludzi, zwierząt i samochodów. Tu muszę wspomnieć, że choć kamery znakomicie rozpoznawały ludzi i samochody, tak rozpoznawanie zwierząt domowych szło im naprawdę kiepsko i nie wiem, czy po prostu mój pies zarósł na zimę na tyle, że bardziej przypomina owcę niż psa, czy to wina kamery. Kota wypuszczonego na podwórko rozpoznawała w mniej niż połowie przypadków.

W chwili detekcji ruchu w kadrze aplikacja Tapo od razu przysyła nam powiadomienie. Naturalnie możemy te powiadomienia skonfigurować, by otrzymywać je tylko w wybranych godzinach i tylko w określonych przypadkach, inaczej telefon bombardowałby nas powiadomieniami za każdym razem, gdy cokolwiek pojawiałoby się w kadrze. Pod względem „czujności” nie mogę nic kamerom Tapo C420S2 zarzucić – detekcja ruchu działała wzorowo, zarówno w dzień, jak i w nocy.

Skoro zaś o nocy mowa, to C420 mają naprawdę fenomenalnie działający tryb noktowizyjny, który sprawia, że w zasadzie nie ma potrzeby korzystać z wbudowanych w kamery LED-ów.

TP-Link Tapo C420S2

LED-y przydają się jako dodatkowe oświetlenie podwórka wieczorami, ale jeśli chodzi o doświetlanie kadrów, to obraz o dziwo jest bardziej wyraźny w trybie nocnym, niż w normalnym trybie z włączonymi diodami. Z pewnością nie jest to dostatecznie mocne oświetlenie, by kamera mogła nam zastąpić np. osobne światło nad wejściem.

W zastosowaniu praktycznym mam tylko jedno „ale” i dotyczy ono jakości wbudowanych głośników i mikrofonów. Kamery Tapo C420 możemy wykorzystać do komunikacji dwukierunkowej, co miałem okazję kilkukrotnie sprawdzić rozmawiając zdalnie z kurierem, kiedy sam byłem poza domem.

TP-Link Tapo C420S2

Niestety większość tych konwersacji składała się z wielokrotnych próśb o powtórzenie, bo o ile ja słyszałem głos kuriera w miarę wyraźnie, to w drugą stronę nie brzmiało to dobrze. Głośniki – zwłaszcza na wyższych poziomach głośności – bardzo charczą, a przez to głos jest niewyraźny. Sytuacja pogarsza się, gdy wieje mocny wiatr, bo wtedy mikrofon przekazuje jedynie szum. Szkoda, że nie wykorzystano procesora SI nie tylko do inteligentnej detekcji, ale także do redukcji szumu, która bardzo by się tutaj przydała.

TP-Link Tapo C420S2

Nieco głośniejsza mogłaby być też syrena alarmowa; jest na tyle głośna, by słychać ją było z wnętrza sąsiedniego domu, ale nie dość głośna, by wystraszyć intruza lub obudzić całą okolicę, jak ma to miejsce w niektórych (znacznie droższych) kamerach.

Czy warto kupić zestaw do monitoringu TP-Link Tapo C420S2?

Przed przystąpieniem do testów nie znałem ceny tego zestawu, ale gdy zobaczyłem, co oferuje i jak dobra jest jego jakość, spodziewałem się ceny wynoszącej co najmniej 2000 zł za komplet. Tymczasem zestaw Tapo C420S2 kosztuje 1149 zł, a miejscami można go znaleźć za mniej niż 1000 zł.

TP-Link Tapo C420S2

Tapo C420S2 może nie zadowolić najbardziej wymagających użytkowników, którzy budują rozbudowane systemy, spięte z domowym NAS-em. Jednak nie dla nich powstał ten sprzęt – takie kamery służą ludziom, którzy nie chcą lub nie mogą ciągnąć kabli po elewacji i nie chcą zawracać sobie głowy rozbudowanymi konfiguracjami, a jednocześnie chcą cieszyć się spokojem ducha i monitoringiem swojej posesji. Czy oferują one najwyższą możliwą jakość obrazu? Nie. Ale oferują na tyle dobrą, by spełnić swoje zadanie i w razie (odpukać) podbramkowej sytuacji dać wyraźny obraz, pozwalający zidentyfikować sprawcę zdarzenia.

Zważywszy na prostotę konfiguracji i bezprzewodową wolność instalacji, Tapo C420S2 jest idealnym zestawem dla przeciętnego Kowalskiego i nie tylko. I choć w czasie testów znalazłem kilka pomniejszych wad, tak nie zdołały one przysłonić znakomitego wrażenia, jakie zrobił na mnie ten sprzęt.