Canon EOS R8 i EOS R50 – pierwsze wrażenia i pierwsze zdjęcia. To bardzo rozsądna premiera

Canon zaprezentował dwa nowe aparaty bezlusterkowe. To EOS R8 i EOS R50. Oba zastąpią bardzo udane, ale wymagające odświeżenia modele. Choć premiera jest mądra, aparaty dobre, to czuję wobec nich jakąś niepewność. Wraz z aparatami Canon zaprezentował dwa nowe obiektywy z mocowaniem RF, ale idę o zakład, że szybko o nich zapomnicie.
Canon EOS R8 i EOS R50 – pierwsze wrażenia i pierwsze zdjęcia. To bardzo rozsądna premiera

Oba nowe aparaty Canona miałem okazję zobaczyć kilka dni przed premierą. Przedpremierowe egzemplarze mają to do siebie, że nie zawsze są pełnoprawnymi produktami pod względem oprogramowania. O czym boleśnie się przekonałem, bo pomimo ustawienia zapisu zdjęć w formacie RAW, EOS R8 zapisał zdjęcia tylko w formacie JPEG, a EOS R50… nie zapisał ich wcale. Jak do tego doszło, nie wiem. Niemniej postaram się pokazać Wam cokolwiek i bez analizy zdjęć, skupię się na ogólnych wrażeniach, jakie zrobiły na mnie oba aparaty.

Canon EOS R8 to godny następca EOS-a R

Pierwszą R-ka zapoczątkowała nową serię aparatów Canona. Przez lata był jedną z najbardziej opłacalnych pełnych klatek i w końcu powoli trzeba wysłać go na emeryturę. Jego miejsce zajmie Canon EOS R8.

Aparat z miejsca staje się najlżejszą pełną klatką w ofercie producenta. Z kartą pamięci i akumulatorem wazy 461 gramów. Wielkościowo mamy więc sprzęt zbliżony wymiarami do EOS-a RP, ale z elektronicznym wizjerem (2,36 mln punktów), który może imitować wizjer optyczny. Aparat jest bardzo dobrze wykonany i pewnie leży w dłoni. Nawet po podpięciu większych obiektywów jak 28-70 mm i 70-200 mm nadal trzymało mi się i używało go bardzo wygodnie.

Układ przycisków jest podobny do tego, który znamy z EOS-a R. Nie znajdziemy tu dżojstika, a zamiast obracanego pokrętła, jak w wyższych modelach z serii, mamy tu prosty d-pad. Pojawiły się za to nowe tryby fotografowania na kole wyboru, przełącznik foto/video i nowy włącznik z blokadą ostrości. To elementy, które widzieliśmy ostatnio w R6 II.

Ekran o przekątnej 3 cali jest obracany, dotykowy i oferuje rozdzielczość 1,62 mln punktów. Jakość obrazu jest dobra. Nie jest to najlepszy ekran dostępny na rynku, ale jest poprawa względem EOS-a R.

Canon EOS R8 został wyposażony w matrycę CMOS o rozdzielczości 24,2 Mpix i procesor Digic X. Autofocus oferuje 4897 punktów w trybie ręcznym i 1053 w trybie automatycznym. Dual Pixel CMOS AF II działa na podobnej zasadzie jak w EOS-ie R6 II i faktycznie – potwierdzam. Inteligentnie rozpoznaje zwierzęta, ludzi i pojazdy, rozróżniając przy tym gatunki zwierząt, czy typy pojazdów. Śledzenie działa bardzo dobrze i dostajemy nowy tryb AI Focus. Autofocus płynnie przeskakuje np. z oka na całą głowę, jeśli fotografowana osoba się obróci. Przy krótkiej możliwości sprawdzenia, nie zauważyłem, żeby działało to gorzej niż w R6 II.

EOS R8 poniekąd wyznacza przyszłość fotografii pod względem migawki. Do dyspozycji mamy migawkę mechaniczną, ale tylko drugiej kurtyny. Coś czuję, że z czasem możemy mieć w aparatch dostęp tylko do migawki elektronicznej. W przypadku zdjęć seryjnych dostajemy 6 klatek na sekundę dla migawki mechanicznej oraz do 40 klatek dla migawki elektronicznej, z buforem dla 120 zdjęć JPEG, 100 cRAW i 56 RAW.

Mamy filmowe czasy, więc nie mogło zabraknąć rozbudowanych opcji filmowania. EOS R8 nagrywa filmy w 4K w 60 klatkach na sekundę, próbkowane z matrycy 6K. W rozdzielczości FullHD dostajemy nagrywanie w 180 klatkach na sekundę. Do tego dostajemy Canon Log 3 z 10-bitowym nagrywaniem wewnętrznych YCbCr 4:2:2 H.265. Aparat ma oferować też kompensację efektu oddychania obiektywu. Maksymalny czas nagrywania filmów wydłużono aż do dwóch godzin.

Canon EOS R8 może być zasilany lub ładowany z portu USB-C. Potrzebujemy do tego mocnej ładowarki, o mocy co najmniej 45W. Możemy korzystać z aparatu podczas połączenia, wtedy mamy tryb zasilania, a po wyłączeniu aparatu przechodzi on w tryb ładowania akumulatora. Nie potrzebujemy do tego żadnego dodatkowego adaptera.

Pozostając w temacie łączności, EOS R8 może działać jako kamera internetowa plug-and-play, dzięki obsłudze urządzeń wideo USB (UVC) i audio (UAC). Do dyspozycji mamy też microHDMI oraz Bluetooth i Wi-Fi 2,4 GHz.

Ogółem Canon EOS R8 wygląda na godnego następce EOS-a R. Jest wyraźnie droższy (ceny znajdziecie na końcu artykułu), ale jednocześnie oferuje wyraźny skok możliwości fotografowania i nagrywania filmów. Coś za coś ma tutaj ogromne zastosowanie.

Zdjęcia przykładowe:

Czytaj też: Powrót króla. Sigma 50 mm f/1.4 DG DN Art zapowiada się znakomicie, ale przed nią niełatwe zadanie

Canon EOS R50 zastąpi EOS-a M50

Canon EOS M50 to bardzo udany, kompaktowy bezlusterkowiec. EOS R50 to w prostej linii jego następca. Z matrycą APS-C i mocowaniem Canon RF.

EOS R50 wygląda nieco komicznie. Można odnieść wrażenie, że nie da się już zrobić mniejszego aparatu z mocowaniem RF. Chyba że mocowanie będzie większe, niż obudowa aparatu. Ta w tym przypadku jest bardzo zbliżona wymiarami do modelu M50 i jest naprawdę bardzo kompaktowa. Mówimy o 116,3 x 85,5 x 68,8 mm i masie 376 gramów z kartą pamięci i akumulatorem.

Wymiary to z jednej strony duża zaleta, z drugiej przekleństwo EOS-a R50. Tego malucha bardzo łatwo zmieścimy nawet do kieszeni, ale kieszonkowych obiektywów RF, poza wątpliwej jakości szkłami kitowymi jest jak na lekarstwo. To ekstremalny przykład, ale podpiąłem do EOS-a R50 obiektywy RF 70-200 mm oraz ogromnego 28-70 mm f/2. Efekt był taki, że trzeba było koniecznie trzymać obiektyw lewą ręką, a prawa służyła wyłącznie do obsługi aparatu. Próba trzymania całości tylko prawą ręką skończyła się tym, że kciukiem przestawiłem połowę opcji, losowo dotykając przycisków, zanim w ogóle pewnie chwyciłem aparat. Grip jest malutki i obsługa aparatu z większymi obiektywami będzie wymagała dużo wprawy.

EOS R50, podobnie jak model R8, dostał matryce CMOS o rozdzielczości 24,2 Mpix oraz procesor przetwarzania obrazu Digic X. Autofocus Dual Puxel CMOS AF II oferuje 4503 punkty dla punktowego ostrzenia manualnego i 651 dla automatycznego. Sam autofocus działa podobnie jak w EOS-ie R8, a tym samym R6 II i bardzo potrafi zaskoczyć. Mamy tu w końcu aparat dla początkujących użytkowników, a z autofocusem na niewiele gorszym poziomie, niż w jednym z najdroższych modeli. To robi wrażenie, również podczas użytkowania.

Czytaj też: Obiektyw 7Artisans 18 mm f/6.3 – gdy aparat ma nie rzucać się w oczy

Przeglądając specyfikację, wspomnijmy o obracanym ekranie o przekątnej 2,95 cala i rozdzielczości 1,62 mln punktów oraz wizjerze OLED o przekątnej 0,39 cala, o rozdzielczości 2,36 mln punktów i powiększeniu 0,95x. Dalej mamy zdjęcia seryjne z prędkością 12 klatek na sekundę dla migawki mechanicznej (również tylko druga kurtyna) z buforem 42 zdjęć JPEG i 7 RAW oraz do 15 klatek na sekundę z migawką elektroniczną. Bufor dla zdjęć JPEG to 28 zdjęć, a dla RAW 7.

EOS R50 to spory krok w stronę nowoczesności, bo dostajemy tu elektroniczną gorącą stopkę, co ograniczy kompatybilność ze starszymi akcesoriami. EOS R8 ma rozwiązanie klasyczne i elektroniczne jednocześnie. EOS R50 również obsługuje ładowanie przez USB-C bez dodatkowych adapterów.

Filmy nagramy maksymalnie w rozdzielczości 4K w 30 klatkach na sekundę, z próbkowaniem z matrycy 6K.

Interfejs aparatu w trybie automatycznym jest przystosowany do mniej zaawansowanych użytkowników. Do dyspozycji dostajemy bardzo proste ustawienia i zmianę parametrów fotografowania. Ograniczające się do podstawowych parametrów typu – jaśniej/ciemniej albo tło bardziej/mniej rozmyte.

Canon EOS R50 zapowiada się na bardzo ciekawy aparat, ale może stać się ofiarą mocowania RF. Przystępny cenowo, malutki aparat w połączeniu z relatywnie drogimi i dużymi obiektywami RF nie brzmi zachęcająco i to zamknięcie swojego ekosystemu przez Canona w tym przypadku może odbić się zdecydowanie najmocniej.

Czytaj też: Fotograficzna recenzja Canon EOS R6 Mark II. Gdyby nie jeden szczegół, biłby rekordy sprzedaży

Canon RF-S 55-210mm F5-7.1 IS STM i Canon RF 24-50 F4.5-6.3 IS STM, czyli… komu to potrzebne?

Podczas przedpremierowego pokazu aparatów padło pytanie o nowe obiektywy z mocowaniem RF. W zasadzie wręcz wprost – komu to potrzebne? Canon nie ukrywa, że są to kitowe obiektywy, które są dodatkiem do nowych aparatów. Stworzone trochę po to, żeby nowy nabywca nie zostawał z samym body w rękach.

Parametry obu obiektywów, delikatnie mówiąc, nie powalają. Co innego ich cena. Są to ciemne, bardzo lekkie i plastikowe do granic możliwości szkła, które z jednej strony powinny wystarczyć początkującym użytkownikom, z drugiej mogą ich nieco zniechęcić do fotografowania.

Canon RF 24-50 F4.5-6.3 IS STM jest przeznaczony do aparatów pełnoklatkowych. Konstrukcja optyczna składa się z ośmiu elementów w ośmiu grupach. Przysłona jest 7-listkowa, a obiektyw oferuje optyczną stabilizację obrazu. Jego maksymalna długość to 58 mm, a masa to skromne 210 gramów.

RF-S 55-210mm F5-7.1 IS STM powstał z myślą o aparatach APS-C. Mamy tu 11 elementów w 8 grupach i 7-listkową przysłonę oraz również optyczną stabilizację obrazu. Przy maksymalnej ogniskowej obiektyw wydłuża się do 135 mm, a jego masa wynosu 270 gramów.

Ceny – raz dobre, raz niekoniecznie

Ceny nowego sprzętu Canona nie do końca mnie przekonują. Z jednej strony EOS R50 jest wyceniony uczciwie. Z drugiej to samo możemy powiedzieć o EOS-ie R8, który oferuje znacznie więcej w porównaniu z EOS-em R, ale też jest od niego wyraźnie droższy. Za nieporozumienie uznaję ceny nowych obiektywów, ale tutaj powiedzmy sobie wprost – Canon nie nastawia się na sprzedawanie ich poza zestawami z aparatami. To tyle teoretyzowania, ceny wyglądają następująco:

  • Canon EOS R8 body – 8299,99 zł,
  • Canon EOS R8 + RF 24-50 mm – 9809,99 zł,
  • Canon EOS R50 body czarne – 4069,99 zł,
  • Canon EOS R50 + RF 18-45 mm – 4659,99 zł,
  • Canon EOS R50 + RF-S 55-210 mm – 5639,99 zł,
  • Canon EOS R50 biały + 18-45 mm – 4659,99 zł,
  • Canon RF 24-50 mm – 1959,99 zł,
  • Canon RF-S 55-210 mm – 2199,99 zł.