Google znów udaje, że dba o naszą prywatność. Privacy Sandbox ma naprawić to, co zepsuł Apple

Pamiętacie jak Apple w 2020 roku wprowadził możliwość wyłączenia śledzenia aktywności użytkownika przez aplikacje w systemie iOS? Funkcja okazała się prawdziwą bombą atomową dla branży reklamowej. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że czekaliśmy z utęsknieniem na podobne rozwiązanie dla Androida. Inicjatywa Google nazywa się Privacy Sandbox, ale wbrew swojej nazwie wygląda na kolejne narzędzie do śledzenia aktywności użytkownika. Tylko nieco inaczej.
Google znów udaje, że dba o naszą prywatność. Privacy Sandbox ma naprawić to, co zepsuł Apple

Rozwiązanie Privacy Sandbox będzie wkrótce udostępniane w wersji beta ograniczonej grupie użytkowników systemu Android 13. Rozwiązanie ma działać zarówno na poziomie systemu jak i przeglądarki Google Chrome. A jesteście ciekawi jak działa? Otóż pozwala śledzić aktywność użytkowników na podstawie większych grup zainteresowań (np. filmy, sztuka i rozrywka, taniec, nieruchomości, inwestycje, etc.). W ten sposób dla każdego użytkownika budowany jest profil reklamowy.

W interfejsie Privacy Sandbox będziemy mogli zablokować poszczególne grupy zainteresowań zarejestrowane na bazie naszej dotychczasowej aktywności, a dzięki temu reklamy, które ich dotyczą nie będą nam wyświetlane. System dostarczy nam też informacje o wszystkich aplikacjach wykorzystujących zaktualizowane API Google Ads, które są “wyraźnie zainteresowane naszymi zainteresowaniami”. 

Po co nam Google Privacy Sandbox?

Sami przyznacie, że brzmi to nieco dziwnie, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że 80% dochodów Google’a pochodzi z reklam, przestaje być już tak dziwnie, a z mgły zaczynają się wyłaniać słowa “no przecież!”. Nie mogło być inaczej, skoro ta sama firma chce nam zapewnić prywatność i jednocześnie wcisnąć coraz więcej reklam, żeby na następne lata zacementować w naszych głowach słowo: ZA DARMO. 

W tym kontekście dużo poważniejszą zmianą będzie objęcie nowym rozwiązaniem przeglądarki Google Chrome. Warto przypomnieć, że Google pewnego dnia zamierza kompletnie zablokować zewnętrzne moduły śledzące aktywność użytkownika (tzw. ciasteczka) w swojej przeglądarce internetowej na rzecz własnych systemów śledzących. Jednocześnie wiemy też, że kolejne odsłony Chrome będą mieć mechanizmy utrudniające pracę tzw. adblockerom. Jaki obrazek nam się z tego składa?

Google Privacy Sandbox (źródło: blog.google)

Privacy Sandbox faktycznie będzie piaskownicą (zamiast pozwalać podmiotom trzecim zbierać informacje o użytkownikach, Google będzie w stanie teoretycznie robić to samodzielnie). Mam wrażenie, że chodzi o wyrzucenie z rzeczonej piaskownicy nieproszonych gości z innego podwórka i wpuszczenie do niej nas, byśmy mogli bez skrępowania budować w niej zamki pod okiem G. Niczego więcej się w takiej sytuacji nie spodziewam.

Czytaj też: Google ma w nosie, czy napiszesz tekst sam, czy zrobi to AI. Szykujcie się na niezły bałagan

Mogę jedynie odetchnąć z ulgą, że jakiś czas temu zdecydowałem się zmienić Androida na iOS. Nie mam złudzeń, że to rozwiązało wszystkie moje problemy. Tak czy siak, płacę swoją cenę za używanie wielu darmowych aplikacji, pozostawiając w zamian dane o sobie i swojej aktywności. Być może jednak za sprawą tej przesiadki dzieje się to na nieco mniejszą skalę.

Przy okazji: w poście opublikowanym rok temu, przy okazji ogłoszenia inicjatywy Privacy Sandbox, Google napisał: Projektując, budując i testując te nowe rozwiązania, planujemy wspierać istniejące funkcje platformy reklamowej przez co najmniej dwa lata i zamierzamy odpowiednio uprzedzić wszelkie przyszłe zmiany. Reasumując, nie spodziewajcie się dramatycznych zmian jeszcze co najmniej przez rok.