Czy wypożyczalnia e-booków powinna działać jak biblioteka? Jest wyrok w sprawie Internet Archive

Wolny dostęp do księgozbiorów bibliotek publicznych jest dla nas oczywistością. Wiele naszych bibliotek współpracuje z serwisami wypożyczającymi książki elektroniczne. Liberalny dostęp do księgozbiorów jest jednak solą w oku dużych domów wydawniczych, które chętnie ograniczyłyby działalność biblioteczną do minimum. W USA doszło właśnie do sądowego rozstrzygnięcia w pierwszej instancji precedensowej sprawy, wytoczonej przeciwko Internet Archive przez cztery duże wydawnictwa pod przewodnictwem Hatchette Book Group.
biblioteka ebook
biblioteka ebook

Wydawcy pozwali Internet Archive za naruszenie zasady Controlled Digital Lending, wg. której możliwość wypożyczania e-booków zależy ściśle od liczby fizycznych książek posiadanych przez bibliotekę.

Wydawcy oskarżają Internet Archive o świadome i celowe naruszenie praw autorskich

Internet Archive jest organizacją non-profit, która za cel postawiła sobie archiwizację i zabezpieczenie dorobku kulturalnego oraz udostępnianie go w elektronicznej formie. Działalność tego typu jest nieprzychylnie traktowana przez wydawców od dawna – w 2014 doszło zresztą do nieudanej próby sądowego ograniczenia dostępu innej podobnej inicjatywy HathiTrust/Google Book Search.

Huawei MatePad Paper
(fot. Andrzej Libiszewski, Chip.pl)

Co do zasady, w USA działalność bibliotek elektronicznych odbywa się na zasadzie Controlled Digital Lending – użytkownikom można wypożyczyć tyle ebooków, ile posiada fizycznych egzemplarzy instytucja wypożyczająca i na okres nie dłuższy, niż dwa tygodnie. Powoduje to powstanie dość absurdalnej sytuacji, w której ustawiały się długie kolejki po wypożyczenie e-booków.

Zobacz także: Recenzja czytnika e-booków Kobo Clara 2E – dobre chęci to nie wszystko (chip.pl)

W 2020 roku pandemia COVID-19 rozlała się po świecie. Związane z nią lockdowny na całym świecie ograniczyły do absolutnego minimum działalność wielu instytucji kulturalnych, w tym bibliotek. To wtedy Internet Archive działając w interesie użytkowników jako organizacja pożytku publicznego udostępniła całe swoje archiwum elektroniczne bez limitów, tworząc „National Emergency Library” i powołując się na zasadę Fair Use, czyli dozwolonego użytku w szczególnych okolicznościach.

biblioteka

Spowodowało to natychmiastową negatywną reakcję Gildi Autorów, która uznała to za naruszenie praw autorskich. Pośród udostępnionych książek 33 tysiące stanowiły (za Reuters) pozycje wydawnictw Hachette, HarperCollins, Penguin Random House i John Wiley & Sons, które zdecydowały się w związku z tym w 2020 roku na pozwanie IA do sądu – sprawa dotyczyć miała, dokładnie rzecz biorąc, 127 tytułów.

Po dwóch latach i wielu przesłuchaniach, 25 marca 2022 roku sędzia Judge John Koeltl wydał wyrok, w którym uznał, że Internet Archive dopuściło się naruszenia praw autorskich, przy czym Interent Archive od razu zadeklarowało wniesienie apelacji, argumentując, że „uderzenie w czytelników i naruszenie prawa dostępu do informacji”.

USA mają problem z bibliotekami od dawna

W krajach europejskich działalność bibliotek publicznych oraz zasady i zakres dozwolonego użytku z reguły regulowane są przez przepisy ustawowe, które wyraźnie określają prawa i obowiązki tak wydawców, jak i bibliotek. W USA takich regulacji brak, zarówno na szczeblu federalnym, jak i stanowym. Wydawnictwa licencjonują odpłatnie e-booki bibliotekom, ustalając własne zasady (HarperCollins np. zezwala na 26 wypożyczeń e-booka, po których licencja wygasa, podczas gdy Hatchette i Penguin udostępniają e-booki na dwa lata, bez limitów wypożyczeń, z zachowaniem zasady jedna licencja na jednego użytkownika). Jak łatwo się domyślić, zyski z takich działań nie należą do małych.

biblioteka

Jednocześnie zasady CDL wcale nie cieszą się uznaniem stowarzyszeń autorów, którzy widzą w tym ograniczanie ich zysków. Jeśli wyrok Hatchette przeciwko Internet Archive utrzyma się przed sądem apelacyjnym, to stanie się precedensem, który może na dłuższy czas mieć bardzo negatywny wpływ na dostęp do informacji, uderzając rykoszetem także w Europę. Co prawda zawracanie kijem rzeki nikomu na dłuższą metę nie wyszło, czego dowodem choćby dzisiejsza pozycja muzycznych serwisów streamingowych, jeszcze nie tak dawno zaciekle zwalczanych. Pozostaje mieć nadzieję, że rozsądek wygra.