Wygląda jak Twitter, ale Twitterem nie jest. Czym jest Bluesky?

Elon Musk swoimi działaniami skutecznie obrzydził Twittera wielu osobom. Trudno się dziwić, bo zamieszanie wokół serwisu nie ustaje i choć od czasu przejęcia przez miliardera nowości pojawiło się sporo, to trudno wskazać wśród nich chociażby kilka takich, które naprawdę są dobre. Dlatego uciekający z Twittera użytkownicy szukają alternatyw, a jedną z nich może być wkrótce Bluesky.
Wygląda jak Twitter, ale Twitterem nie jest. Czym jest Bluesky?

Cyrk, jaki Musk od miesięcy odstawia na Twitterze, pomógł wielu serwisom i platformom społecznościowy. Do tej pory głównym wygranym wydaje się Mastodon, który od czasu przejęcia przez miliardera „ćwierkacza” stale rośnie w siłę. Nie jest on jednak typową alternatywą, bo oparta na serwerach sieć społecznościowa działa na trochę innej zasadzie. Jeśli chcecie wiedzieć na ten temat więcej, odsyłam was do osobnego artykułu poświęconego Mastodonowi. Tymczasem dzisiaj skupimy się na innym, dość świeżym społecznościowym tworze, jakim jest Bluesky.

Bluesky – pierwsze słyszycie? Spokojnie, zaraz wszystko wytłumaczę

Twórcą Bluesky jest Jack Dorsey, współzałożyciel Twittera. To może wiele wyjaśniać, zwłaszcza w kontekście wyglądu samej aplikacji, o czym jednak napiszę więcej później. Praktycznie w tym samym momencie, kiedy Musk finalizował przejęcie Twittera, Dorsey ogłosił, że wkrótce uruchomi betę nowej, zdecentralizowanej sieci społecznościowej. Wystarczyło zaledwie 48 godzin, by do testów zarejestrowało się 30 tys. osób. Te rejestracje trwają nadal, a zamknięte testy już ruszyły, co znacznie przybliża nas, chociażby do otwartej bety, kiedy będziemy mogli coś więcej powiedzieć o samym działaniu serwisu.

Warto wiedzieć, że Bluesky to nie taka do końca alternatywa (i na dodatek nie taka nowa) dla platformy Muska, a coś w rodzaju spin-offu. Inicjatywa powstała bowiem w 2019 roku i została sfinansowana przez Twittera, a celem było rozwijanie technologii, która ostatecznie miała zostać przejęta przez firmę macierzystą. Jeszcze w kwietniu 2022 roku przekazano 13 mln dolarów, ale właściwie bez żadnych zobowiązań czy warunków, prócz prowadzenia dalszych badań. Dorsey chciał w ten sposób rozwiązać problemy z mediami społecznościowymi, jakie istniały w tamtym czasie.

Scentralizowane egzekwowanie globalnej polityki w celu zwalczania nadużyć i wprowadzających w błąd informacji raczej nie będzie się rozwijać w dłuższej perspektywie bez nakładania zbyt dużego obciążenia na ludzi – napisał Dorsey na Twitterze

Co jednak istotne dla przyszłych użytkowników, Bluesky jest własnością inicjatywy Bluesky Public Benefit LLC i Twitter nie posiada pakietu kontrolnego. Jest to instytucja non-profit, zupełnie tak, jak Mastodon. Jej celem jest natomiast zbudowanie nowej „otwartej i zdecentralizowanej” formy mediów społecznościowych. Sieci społecznościowe, takie jak Twitter i Instagram, to scentralizowane usługi komercyjne, których właścicielem i operatorem jest konkretna firma, która ostatecznie ma ostatnie słowo w sprawie wszystkiego, co się na nich dzieje. Na Bluesky ma być natomiast zupełnie inaczej.

Bluesky to zdecentralizowana aplikacja społecznościowa, co oznacza, że ​​działa na wielu serwerach obsługiwanych przez wiele podmiotów – w skrócie, kontrolowana przez jedną firmę. Wykorzystuje technologię zwaną protokołem AT (Authenticated Transfer Protocol) do przechowywania danych konta, skutecznie łącząc te „zdecentralizowane” elementy. Brzmi skomplikowanie, ale najprościej mówiąc, ma to działać na podobnej zasadzie co Mastodon. Ostatecznie użytkownicy dostaną wersję Twittera, która da im większą kontrolę w zakresie algorytmów, moderacji, rekomendacji itp.

Słowo „Bluesky” oznacza szeroko otwartą przestrzeń możliwości. Była to pierwotna nazwa tego projektu, zanim nabrał on kształtu i nadal jest nazwą naszej firmy. Aplikację, którą tworzymy, nazywamy Bluesky, ponieważ będzie ona portalem do świata możliwości poza protokołem AT. Nie możemy się doczekać, aby udostępnić więcej informacji o aplikacji Bluesky w miarę jej rozwoju

– czytamy na stronie Bluesky.

Ale jak to właściwie wygląda?

No cóż, Bluesky… wygląda jak Twitter. A przynajmniej na razie, bo trudno powiedzieć coś więcej o aplikacji, która, choć jest już dostępna do pobrania w App Store, to nie można jej wypróbować. Dokładnie – trwają właśnie zamknięte testy beta, więc dostępność jest bardzo mocno ograniczona. Na stronie Bluesky można jednak do bety się zapisać i czekać na łut szczęścia, czyli na zaproszenie do wzięcia udziału w testach.

W tych okolicznościach trudno powiedzieć coś więcej o samym działaniu serwisu, bo jedyne co wiemy, pochodzi wprost z oficjalnej strony, a nie jest tego dużo (dodatkowo nie była ona aktualizowana od października 2022 roku, prócz dzisiejszej informacji o uruchomieniu bety). Na zrzutach ekranu wydaje się, że interfejs aplikacji jest z grubsza taki sam, jak na Twitterze – mamy komentarze, profile, polubienia i „retweety”. W kontekście wiadomości dotyczących genezy aplikacji tak duże podobieństwo wcale nie dziwi.

Dzięki temu znacznie łatwiej będzie odnaleźć się w tym nowym użytkownikom, którzy przeniosą na Bluesky z Twittera. Wszystko będzie po prostu bardzo znajome, ale pozbawione przywar, jakie ma platforma Muska.

Użytkownicy dostaną większą kontrolę, ale czy to aby na pewno dobry pomysł?

Z tymi banami i moderacją (nie tylko na Twitterze) różnie bywa. Z jednej strony dla wielu osób może być to swego rodzaju nadużywanie władzy i ograniczanie wolności słowa, a z drugiej – pewne ograniczenia są konieczne, by przeciwdziałać chaosowi, sianiu dezinformacji czy zrzeszaniu fanatyków w ramach jakichś – często niebezpiecznych – inicjatyw. Jak to więc będzie wyglądało na Bluesky?

Czytaj też: Bez obaw – Elon Musk wie, co robi. Twitter nie działa, a ja się zastanawiam, ile jesteśmy w stanie znieść dla wygody

Dorsey uważa, że internet musi być przede wszystkim transparentny, otwarty i zdecentralizowany, a za moderację treści powinny odpowiadać algorytmy, ale nie takie, jakie znamy chociażby z Twittera. Chodzi tu o narzędzia lokalne, które będą budowały dane firmy, dostosowując je do własnych kryteriów i wymogów. Na dodatek Dorsey uważa, że tylko autor danych treści może je usuwać. Czy tak właśnie będzie w jego aplikacji? Nawet firmy odpowiedzialne za moderację swoich sieci będą musiały prosić autorów postów o ich usunięcie, gdy te będą łamać regulamin? A co w przypadku, gdy autor odmówi współpracy? Dorsey ma bardzo utopijną wizję internetu, o czym więcej możecie przeczytać tutaj. Pytanie tylko, ile z tych marzeń zostanie przekutych w rzeczywistość i jak przejdą one próbę w praktyce.

W kontekście Bluesky nadal pozostaje bardzo dużo niewiadomych i zapewne jeszcze przez jakiś czas nie poznamy odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań. Będę jednak uważnie przyglądać się tematowi, a że zapisałam się już do bety, to kiedy dostanę zaproszenie, zobaczę sama, jak to wygląda w praktyce. Na razie trudno powiedzieć, czy faktycznie Bluesky ma szansę stać się konkurentem Twittera, ale może być dla niego interesującą alternatywą, o ile uda mu się zatrzymać przy sobie użytkowników, o co obecnie dość trudno.

Jack Dorsey co prawda optymistycznie twierdzi, że jego aplikacja będzie: „konkurencją dla każdej firmy próbującej posiadać podstawy mediów społecznościowych lub dane osób, które z niej korzystają”.

Takich prób było jednak wiele i jak na razie nikomu nie udało się zrzucić z piedestału społecznościowych gigantów. Mimo wszystko jestem bardzo ciekawa, jaka przyszłość czeka Bluesky.