Myślałem, że robią sobie jaja, ale Dyson Zone istnieje naprawdę. Nie podoba mi się taka przyszłość

Lada moment na wybrane rynki trafi sprzęt, który jeszcze niedawno traktowałem wyłącznie w kategorii żartu. Stoi za nim jednak nie byle jaka firma słynąca z rewolucyjnych rozwiązań i obawiam się, że za jakiś czas ten żart przestanie nas wszystkich śmieszyć. Dyson Zone wydaje mi się doskonałym przykładem ponurej wizji nakreślonej lata temu przez Stefana Kisielewskiego słowami: “to, że jesteśmy w d***e, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”.
Myślałem, że robią sobie jaja, ale Dyson Zone istnieje naprawdę. Nie podoba mi się taka przyszłość

Jako mieszkaniec dużego miasta w Polsce problemu zanieczyszczenia powietrza doświadczam na własnej skórze (a raczej własnymi płucami). Z niepokojem śledzę raporty dotyczące orientacyjnej liczby zgonów z powodu chorób, do których przyczynia się smog. Zależnie od źródeł badań, złe powietrze może zabijać rocznie od kilkudziesięciu do nawet 100 tys. Polaków. W skali świata czystym powietrzem ma szansę oddychać stosunkowo niewielka część populacji. 

Dyson Zone to smutna konsekwencja postępu cywilizacyjnego

Z jednej strony nie da się nie zauważyć wysiłków zmierzających do ograniczenia zanieczyszczenia powietrza (modernizacja instalacji przemysłowych, wymiana starych instalacji grzewczych, stref ograniczenia ruchu pojazdów z silnikami spalinowymi, rozwój sektora OZE, itd.). Z drugiej postępująca globalnie urbanizacja i rosnąca liczba mieszkańców największych miast bynajmniej w tych wysiłkach nie pomagają.

Dlatego coraz mniej dziwią takie produkty jak Dyson Zone, hybryda słuchawek ANC z przenośnym oczyszczaczem powietrza. Produkt jest owocem sześciu lat prac inżynieryjnych, na etapie których powstało ponad 500 prototypów. Zapowiedziany pierwszy raz w 2022 roku początkowo musiał wzbudzać rozbawienie na równi z masą wątpliwości. Słyszałem i czytałem setki takich komentarzy: Kto to będzie nosił? Przecież to wygląda jak jakiś interfejs rodem z filmów science fiction!

O ile za samymi słuchawkami z aktywnym systemem redukcji szumów nikt na ulicy się nie obejrzy, o tyle po założeniu bezkontaktowej osłony na nos i usta macie to jak w banku. Po przyczepieniu do słuchawek (złączem magnetycznym) osłona będzie pompować z obu stron strumień czystego powietrza, przepuszczonego przez 2-stopniowy system filtracji. Tryb wykrywania aktywności użytkownika bazujący na akcelerometrze ma się automatycznie przełączać między trzema trybami przepływu powietrza.

Konstruktorzy zapewniają, że system filtracji Dyson Zone może zatrzymać 99% szkodliwych cząstek o wielkości do 0,1 mikrona. Można więc wyobrazić sobie, że spodobałby się również osobom, które borykają się z wiosennymi alergiami. 

Wbudowany filtr elektrostatyczny powinien wystarczyć na 12 miesięcy użytkowania, zanim trzeba będzie go wymienić. Wbudowana bateria o pojemności 2600 mAh dla samych słuchawek zapewnia około 50 godzin pracy. Co innego, jeśli dorzucimy do tego filtrację powietrza. Zależnie od trybu wystarczy na 4 godziny (tryb niski), a jeśli wybierzemy tryb wysoki – tylko na 1,5 godziny.

Za taki luksus trzeba będzie jednak sporo zapłacić. Produkty marki Dyson do tanich w końcu nie należą. Dyson Zone został wyceniony w Chinach na 6699 chińskich juanów. Amerykańska cena zbliża się do poziomu 1000 dolarów. Na polskie warunki przekłada się to na solidne 4500 – 5000 zł. Zamówienie przedpremierowe można już na wybranych rynkach składać, a sprzedaż wystartuje rzekomo jeszcze w marcu. Czy w Polsce również? Na razie nic o tym nie wiemy. 

Mam nadzieję, że Dyson Zone nie będzie dla nas jedyną deską ratunku

Jak będzie to świadczyć o naszej cywilizacji, jeśli produkty takie jak Dyson Zone przestaną być dziwacznym produktem przeznaczonym wyłącznie dla snobów? Tak na marginesie, pamiętam pewien śmieszny projekt z 2016 roku o nazwie Nosulus Rift – akcesorium do gry South Park: The Fractured But Whole. Wdychanie nieprzyjemnych zapachów podczas grania można było potraktować w kategoriach specyficznej rozrywki. Dziś jednak ludziom nie jest do śmiechu, kiedy po wyjściu na balkon zaczynają kaszleć.

Czytaj też: Słuchawki z aktywną redukcją… smogu? Dyson Zone zadbają nie tylko o dźwięk, ale też czyste powietrze

Chciałbym nie musieć w przyszłości nosić codziennie maski antysmogowej. Wolałbym też poprzestać na noszeniu słuchawek z aktywną redukcją szumów (zanieczyszczenie środowiska hałasem to osoba kategoria problemu, który zaczyna nam doskwierać coraz mocniej). Jeśli pewnego dnia przestanie nas dziwić na ulicy widok człowieka z urządzeniem pokroju Dyson Zone, będzie to niechybnie oznaczać, że się we wspomnianej d***e na dobre urządziliśmy.