Problematyczny lotniskowiec Korei Południowej stanął na rozdrożach. Padła zaskakująca decyzja

Dla Korei Południowej rodzimy lotniskowiec jest w pewnej części tym, czym mający zakończyć się nabyciem okrętów podwodnych program Orka dla Polski. Rządzącym zależy zapewne bardzo na tym, żeby cofnąć się w czasie i w ogóle go nie ogłaszać, ale zapowiedziany dwa lata temu lotniskowiec Korei Południowej najwyraźniej wreszcie dostanie okazję, żeby wyjść na prostą.
Południowokoreański lotniskowiec
Południowokoreański lotniskowiec

Lotniskowce są kosztującymi krocie klejnotami każdej marynarki, a lotniskowiec Korei Południowej najwyraźniej będzie jeszcze droższy

Marynarka wojenna Korei Południowej ubiegała się o lotniskowiec od praktycznie trzech dekad i w 2020 roku wreszcie dało to efekt, który miał rzucić cień na wykorzystywane ciągle w roli “namiastki lotniskowców” skromne 800-tonowe okręty amfibijne typu Dokdo z pokładem lotniczym. Pierwotne plany programu CVX zakładały, że lekki lotniskowiec CVX będzie kosztował w sumie ponad 2,5 biliony wonów (2,1 mld dolarów), a roczne koszty operacyjne wyniosą 50 miliardów wonów (prawie 45 mln dolarów). Wedle tych założeń lotniskowiec CVX miał zostać przekazany południowokoreańskiej marynarce wojennej po trzech latach projektowania podstawowego i siedmiu latach projektowania szczegółowego oraz procesu konstrukcji okrętu.

Czytaj też: Koreański Duch Mórz. Tak wygląda nowoczesne spojrzenie na marynarkę wojenną Korei Południowej

Problem w tym, że w ubiegłym roku program CVX po licznych opóźnieniach i wzrośnie kosztów został nieoficjalnie zawieszony, a tym samym pierwszy południowokoreański lotniskowiec znalazł się pod znakiem zapytania. Powodem tego miały być zmienione priorytety z racji dojścia nowej partii do władzy, która to umniejszyła znaczenie lekkiego lotniskowca i podkreśliła potencjał “systemu trzyosiowego”. Ten ma za zadanie zapewnić możliwość przeprowadzenia uderzenia wyprzedzającego przeciwko Korei Północnej, kiedy ta postanowi wywołać wojnę nuklearna z jednoczesną próbą przechwycenia możliwie największej liczby wrogich pocisków.

lekki lotniskowiec CVX

Wygląda jednak na to, że te informacje są już przedawnione, bo południowokoreańskie Ministerstwo Obrony oficjalnie zapowiedziało, że wkrótce rozpocznie prace nad wstępnymi analizami dotyczącymi możliwości budowy lotniskowca nie lekkiego, a średniego tonażu, bo ponad 50 tys. ton. Dla przypomnienia, program CVX pierwotnie zakładał budowę lekkiego lotniskowca o wyporności 30 tys. ton, który miał doczekać się zamówionych od USA myśliwców F-35B, czyli tej szczególnej wersji zdolnej do przeprowadzania krótkiego startu i lądowania.

Czytaj też: Korea Południowa pragnie okrętów pełnych dronów. Będą zwalczać morskich niszczycieli

Pierwotnie planowany lotniskowiec spotkał się z cięciami budżetowymi i sporami politycznymi dotyczącymi jego konieczności i skuteczności. Te problemy ma jednak rozwiać zwyczajnie większy lotniskowiec, który według Ministerstwa Obrony kraju będzie bardziej opłacalny i zdolny do obsługi różnych typów samolotów, a w tym stałopłatów AEW&C (Airborne Early Warning and Control), śmigłowców i bezzałogowych statków powietrznych (UAV), czyli dronów. Tego typu większy i tym samym droższy lotniskowiec ma też znacznie wzmocnić projekcję siły morskiej Korei Południowej i odstraszać zarówno Koreę Północną, jak i Chiny.

Zmiana projektu ma ogromny sens dla rozwijającego skrzydła przemysłu zbrojeniowego Korei Południowej. Pamiętajmy, że samo zbudowanie lotniskowca jest tylko częścią wysiłku wprowadzenia go na służbę. Na jego pokład trzeba też wprowadzić maszyny latające, wśród których mają znaleźć się przede wszystkim myśliwce, które w przypadku południowokoreańskiego lotniskowca mogą korzystać z systemu CATOBAR lub STOBAR. Nie są to aż tak zaawansowane katapulty, ale dzięki dłuższemu pokładowi mogłyby się na nim znaleźć potencjalnie nawet myśliwce KF-21.

Myśliwiec KF-21 Boaramae
KF-21

Czytaj też: Jak wielkim zagrożeniem są wojskowe drony? Korea Południowa zrozumiała właśnie, że ogromnym

Państwo może tym samym uchronić się od potrzeby kosztujących krocie zakupów z USA, które napędzają amerykański, a nie rodzimy przemysł. Proces zbrojenia się to bowiem zbyt drogi biznes, żeby bezmyślnie szastać pieniędzmi na lewo i prawo, a na dodatek nie wspierać finansowo firm na własnym terenie, które w razie wojny są jedynymi przedsiębiorstwami, mogącymi zapewnić nowe sprzęty bojowe w najniższej cenie.