Jak trwoga to do… Protona? Lawinowo rośnie liczba ludzi, którzy chcą walczyć o swoją prywatność

Kiedy w zaledwie kilka dni notujesz wzrost liczby użytkowników swoich usług o kilka tysięcy procent, to chyba musisz być jakimś geniuszem, prawda? No chyba, że gdzieś na świecie dochodzi akurat do ataku na demokrację, a ty oferujesz narzędzia, które pomagają obejść autorytarne restrykcje, przy okazji zachowując prywatność. Andy Yen, szef szwajcarskiej firmy Proton, prowadzi nierówną walkę z autorytaryzmem o wolność w internecie.
Jak trwoga to do… Protona? Lawinowo rośnie liczba ludzi, którzy chcą walczyć o swoją prywatność

Przypadek stosunkowo niewielkiej szwajcarskiej firmy Proton doskonale obrazuje internetowy system naczyń połączonych, który zaczyna żywo pulsować, zanim jeszcze temat trafi na nagłówki gazet. Kiedy rok temu Rosja po inwazji na Ukrainę zablokowała na terenie swojego kraju dostęp do niezależnych źródeł informacji, liczba rejestracji nowych kont w usłudze VPN poszybowała w górę o kosmiczne 9000 procent.

Analogicznie zadziało się w październiku ubiegłego roku w Iranie. Nagła śmierć 22-letniej Mahsy Amini wywołała największą od dziesięcioleci falę protestów w tym kraju. Władze nałożyły liczne ograniczenia w korzystaniu z internetu, co skłoniło wielu obywateli do szukania sposobów obejścia blokady informacji. Jak twierdzi Andy Yen, liczba użytkowników usługi Proton VPN w Iranie po tamtym wydarzeniu wzrosła 10-krotnie.

Prywatność zagrożona? Sięgają po Protona

Takie incydenty niemal natychmiast odbijają się w statystykach rejestracji, sygnalizując miejsca, w których dochodzi do prób ograniczania swobód obywatelskich, demokracji oraz szeroko rozumianej wolności. Jeśli gdzieś w Afryce dochodzi właśnie do zamachu stanu, zobaczymy to prędzej w naszych danych, niż informacje o tym przedostają się do mediów – kwituje Yen w niedawnym wywiadzie udzielonym agencji AFP.

Wszystko zaczęło się w 2014 roku od publicznej zbiórki w serwisie crowdfundingowym i zaledwie 10 tys. osób, które zdecydowały się wesprzeć nową inicjatywę grupy naukowców  CERN (Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych). Tą metodą udało się uzbierać blisko 500 tys. dolarów na start i projekt pod nazwą Proton nabrał pierwszych kształtów. Obecnie z usług firmy korzysta na całym świecie już ponad 70 mln użytkowników.

Z kolei Yen dorastał na Tajwanie, gdzie widmo nieustannego zagrożenia ze strony Chin odcisnęło wyraźne piętno na jego światopoglądzie. Po inwazji Rosji na Ukrainę wspólne poczucie misji w firmie nabrało na intensywności. Szwajcarski Proton ma jednak raptem około 400 pracowników, a przeciwko sobie często cały aparat państwowy. 

Z takimi sytuacjami trzeba było się mierzyć zarówno w przypadku Rosji, jak i Iranu, kiedy grupa inżynierów była praktycznie non stop pod telefonem na wypadek kłopotów z dostępem do usług. Listopadowy zmasowany atak na usługę VPN ze strony władz Iranu zmusił inżynierów Proton do opracowania nowej metody ukrywania ruchu przed rządowym aparatem opresji.

Czytaj też: Spersonalizowane reklamy na Facebooku naruszają prywatność użytkowników. Meta ukarana wielomilionową grzywną

Na przykładzie takich miejsc jak Ukraina, Rosja czy Iran widać, jak ważne jest posiadanie technologii cyfrowych, które chronią prywatność i dają ludziom wolność w dostępie do wiarygodnych źródeł informacji. Jeśli porzucimy te rynki, w rzeczywistości konsekwencje będą dość poważne – twierdzi Yen, tłumacząc swój opór w utrzymaniu dostępności usług, nawet za cenę potencjalnych strat finansowych.

Dlaczego wybieramy wygodę zamiast prywatności?

Na ubiegłorocznej konferencji Web Summit 2022, Andy Yen powiedział jedną rzecz, która może wyjaśniać dlaczego nadal preferujemy pozornie darmowe usługi od internetowych gigantów, rezygnując niestety z szeroko rozumianej prywatności. Kluczowe słowo to wysiłek. Zachowanie prywatności wymaga dziś dodatkowego wysiłku – rezygnacji z wygodnych, popularnych i co najważniejsze darmowych narzędzi, pójścia na kompromis. 

Jeśli jednak dojdziemy do momentu, w którym wysoki poziom prywatności będzie czymś bez wysiłkowym, trudno będzie znaleźć kogoś, kto z takiej opcji nie skorzysta. Być może trzeba się będzie też przyzwyczaić do tego, że płacenie za prywatność nie jest fanaberią. I nie, nie jest to materiał sponsorowany. Po prostu uważam, że sprawa jest tutaj postawiona jasno: płacisz, a my naprawdę nie zaglądamy ci do żadnej szuflady.