Składane smartfony nie podbiją świata. I co z tego? I tak są nam potrzebne

Składane smartfony nie mają przed sobą świetlanej przyszłości. Choć na rynku pojawia się ich coraz więcej i coraz lepiej się sprzedają, tak eksperci nie mają wątpliwości – składaki świata nie podbiją. A ja uważam, że nawet jeśli eksperci mają rację, to nie ma to żadnego znaczenia.
Składane smartfony nie podbiją świata. I co z tego? I tak są nam potrzebne

Uwielbiam składane smartfony. Od chwili debiutu pierwszej Motoroli RAZR i Galaxy Z Flip korzystałem co najmniej przez kilka miesięcy z każdego dostępnego w Polsce modelu. Nawet jeśli moim głównym smartfonem jest iPhone lub testowany aktualnie smartfon z Androidem, karta SIM przez znakomitą większość czasu spoczywa w jakimś składanym smartfonie – aktualnie jest to Oppo Find N2 Flip.

Oppo Find N2 Flip i Samsung Galaxy Z Flip 4
Oppo Find N2 Flip i Samsung Galaxy Z Flip 4

Z początku smartfony składane były dostępne wyłącznie dla najbardziej zagorzałych entuzjastów technologii i zblazowanych dziennikarzy technologicznych, nie tylko ze względu na bardzo wysoką cenę, ale też ze względu na rozliczne kompromisy, z którymi zwykły użytkownik raczej nie miałby ochoty użerać się na co dzień. Dziś jednak te argumenty są już niebyłe. Kompromisów w składanych smartfonach nie ma prawie wcale, a ich cena także zrobiła się rozsądna, zwłaszcza gdy mówimy np. o Galaxy Z Flip (trzecią generację kupimy dziś bez problemu za mniej niż 3000 zł). Ustawicznie docierają też do nas informacje o nowych premierach, a liczba składanych smartfonów na rynku stale się powiększa. Niestety analitycy przewidują, że to za mało.

Składane smartfony nie podbiją świata. A może jednak?

Te niezbyt pocieszające informacje płyną z raportu IDC, jednej z wiodących organizacji analizujących m.in. rynek urządzeń mobilnych. Według ostatniego raportu w 2022 roku na całym świecie sprzedało się 14,2 mln składaków, zaś do końca 2023 r. liczba ta ma wzrosnąć o 50,5%, do 21,4 mln. Warto dodać, że to fantastyczny wynik jak na rynek smartfonów, który od dobrych kilkunastu miesięcy się kurczy (w 2023 r. będzie to spadek o 1,1%). Raport przewiduje zaś, że w 2027 roku całkowity wolumen sprzedaży składanych smartfonów osiągnie 48,1 mln urządzeń. O ile „w próżni” te liczby brzmią imponująco, tak gdy zestawimy je z całkowitą sprzedażą smartfonów na świecie, robi się, że tak powiem, mizernie.

Dziś składaki to ledwie… nieco ponad 1% rynku. Jeśli raport trafnie przewiduje liczbę sprzedanych egzemplarzy w 2027 r., to za cztery lata składane smartfony będą stanowić zaledwie 3,5% (uwzględniając szacunkowy wzrost sprzedaży klasycznych telefonów, oczywiście).

Samsung Galaxy Z Flip 4 i Motorola RAZR 2022

IDC zwykle serwuje nam dość trafne prognozy, ale tym razem mam nieco wątpliwości, bo w niedalekiej przyszłości czekają nas co najmniej dwa wydarzenia, które mogą gwałtownie „rozruszać” rynek składaków.

Pierwsze z nich to wprowadzenie do globalnej dystrybucji składanych smartfonów, które dziś są dostępne tylko w Chinach. Te składaki, które możemy kupić w Europie czy w Stanach Zjednoczonych to ledwie niewielki wycinek spośród rozlicznych propozycji, jakie można nabyć w Państwie Środka. Najlepszym tego przykładem jest chyba Oppo Find N2, ale nie tylko, bo Chińczycy mogą dosłownie przebierać w składakach, które u nas nie są dostępne. Widać jednak, że pomału to się zmienia; do Europy dotarł choćby składany Huawei P50 Pocket czy Oppo Find N2 Flip, a wieść niesie, że niebawem dotrzeć mają też do nas składane smartfony Vivo. Im zaś więcej będzie tych modeli, im lepiej będą się sprzedawać i im bardziej zaciekła będzie konkurencja między producentami, tym składaki będą tańsze i bardziej przystępne.

Oppo Find N2

Drugie wydarzenie to potencjalna premiera składanego iPhone’a, która może zmienić wszystko. Wiadomo bowiem nie od dziś, że rynek mobilny tańczy tak, jak Apple zagra, nie tylko dlatego, że kserokopiarki robią brr, ale przede wszystkim dlatego, że Gigant z Cupertino skutecznie rozbudza pożądanie swoich produktów u ludzi. A niestety – większości ludzi na te produkty nie stać, dlatego też poszukują tańszej alternatywy, która da im „to samo” za mniej. Tak było, gdy światło dzienne ujrzał pierwszy iPhone. Tak było, gdy zadebiutował iPad. Tak samo będzie, gdy pojawi się iPhone Fold i iPhone Flip; nagle więcej ludzi zapragnie mieć składany telefon, a że cena tego od Apple’a zapewne będzie zaporowa, to sięgną po ten sam format urządzenia od innych producentów.

Tu jednak mam obawy, że Apple może finalnie ubić projekt własnego składaka; słyszymy o nim bowiem już od kilku lat i nawet padła przewidywana data premiery (2024 r.), ale patrząc na to, jak bardzo „do tyłu” taki składany iPhone byłby względem doświadczonej konkurencji, równie dobrze może on nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Zwłaszcza że wysiłki Apple’a ewidentnie mają się w tym roku przekierować na zupełnie odmienną kategorię urządzeń – ubieralne gogle wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości, które najpewniej zobaczymy już w czerwcu na WWDC 2023.

Nawet jeśli raport IDC ma rację, to bez znaczenia. Potrzebujemy składanych smartfonów

Spójrzmy prawdzie w oczy: składane smartfony to ostatni jakkolwiek ekscytujący segment urządzeń mobilnych, jaki nam pozostał. To ostatnia kategoria telefonów, które jeszcze wzbudzają w ludziach jakiekolwiek emocje (nie licząc nowych iPhone’ów i wiernych fanów Apple’a). To ostatni rodzaj smartfonów, gdzie zachodzą prawdziwe innowacje, widoczne z roku na rok; gdzie dzieje się coś naprawdę ciekawego.

Co więcej, te innowacje nie są sztuką dla sztuki, lecz odpowiedzią na realne potrzeby. Rozkładane smartfony dają nam powierzchnię roboczą tabletu, dla wygodniejszej pracy i jeszcze lepszej konsumpcji multimediów. Składane smartfony dają nam ekran wielkości typowego, konwencjonalnego smartfona, który po złożeniu bez problemu mieści się w kieszeni nawet kobiecych spodni. Nie sposób nie docenić tych możliwości, gdy raz się z nich skorzysta.

Oppo Find N2 Flip i Samsung Galaxy Z Flip 4

Rynek smartfonów w ostatnich latach stał się homogeniczny do przesady; nawet eksperci zajmujący się tą tematyką na co dzień mają problem z odróżnieniem od siebie niektórych modeli, zwłaszcza gdy niektórzy producenci zalewają nas nowymi modelami w takich ilościach, że można stracić rachubę. Składaki wciąż są czymś świeżym, czymś innym i po prostu fajnym. A za sprawą wspomnianych wyżej możliwości są jednocześnie czymś więcej, niż zabawką dla geeków – to naprawdę użyteczne sprzęty.

Dlatego nawet jeśli raport IDC ma rację, jest to bez znaczenia. Bo nawet jeśli składaki mają zachować raptem 3,5% rynku dla siebie, to wciąż jest to lepszy wynik, niż gdyby 100% rynku składało się z do bólu smutnych, nudnych, robiących dokładnie to samo kanapek ze szkła i metalu.