Android 13 jest jak Yeti. Podobno istnieje, ale niewielu go widziało

Google intensywnie pracuje nad najnowszą wersją Androida, który dostępny jest już w wersji beta. Spodziewać by się mogło, że w tych okolicznościach Android 13 trafił już na wszystkie kwalifikujące się urządzenia, w końcu od premiery minęło już osiem miesięcy. Rzeczywistość jest jednak inna, a statystyki dostępności „trzynastki” wprost żenujące.
Android 13 jest jak Yeti. Podobno istnieje, ale niewielu go widziało

Android 13? A co to? Kto widział ten system na swoim smartfonie?

Wielu producentów smartfonów chce rywalizować z Apple’em, jednak robią to zwykle pod względem sprzętowym, pokazując, że ich urządzenia są lepsze od iPhone’ów. Szkoda, że nie biorą przykładu z Apple’owskiej polityki aktualizacji. Bo gigantowi z Cupertino zarzucić można sporo, ale nie to, że wolno aktualizuje swoje smartfony. Nowy iOS trafia w ręce użytkowników sprawnie i dość szybko, nie wspominając już o tym, jak długie wsparcie firma oferuje klientom. Tymczasem posiadacze smartfonów z Androidem mogą tylko zaciskać zęby i patrzeć z zazdrością na konkurencję.

Czytaj też: Galaxy S10 i iPhone X przestaną się w tym roku do czegokolwiek nadawać. Apple znów wygrał

Stabilna wersja nowego systemu Google została udostępniona w połowie sierpnia, co oznacza, że od premiery minęło już osiem miesięcy. Ten czas powinien być wystarczający, by aktualizacja dotarła na wszystkie kwalifikujące się urządzenia. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać, bo rzeczywistość jest inna i o wiele bardziej wstydliwa. Choć Google udostępnił już betę Androida 14, to „trzynastka” dostępna jest tylko dla nielicznych.

Jak pokazują statystyki, obecnie Android 13 (oznaczony na wykresie literą “T”) dostępny jest na zaledwie 12,1% urządzeń. W styczniu było to 5%, więc widać, że tempo wdrażania aktualizacji mocno przyspieszyło, jednak nadal nie ma się czym chwalić. Wraz ze wzrostem udziałów nowego systemu, poprzednie wersje swój udział zmniejszyły, choć cały czas najpopularniejszym Androidem pozostaje ten, wydany w 2020 roku (23,5%). Za nim znalazł się Android 10(Q), a potem Android 12 (S) z odpowiednio 18,5 i 16,5% udziałów.

Za taki wzrost w stosunku do stycznia odpowiada Samsung, będący największym dostawcą smartfonów z Androidem na świecie. Jego szybka polityka aktualizacji pomogła wybić się Androidowi 13, ale to wcale nie oznacza, że jest się z czego cieszyć. To tylko oznacza, że gdyby nie Samsung, statystyki byłyby jeszcze gorsze.

Skąd takie opóźnienia? Wszystko rozbija się o to, że poszczególni producenci muszą dostosować system pod swoje urządzenia, opracować własne interfejsy, przetestować wprowadzane rozwiązania i dopiero wtedy mogą zacząć udostępniać aktualizacje. Na pierwszy ogień idą zawsze flagowce i ex-flagowce, a dopiero potem średniaki i na szarym końcu modele budżetowe. Wiele też zależy od regionu, w którym użytkownicy danych modeli mieszkają. Warto jednak zwrócić też uwagę na pewien fakt – nadal sporo budżetowych modeli, które debiutują w tym czasie, działa pod kontrolą Androida 12, co w ogóle nie powinno już mieć miejsca. W rezultacie klienci, choć kupują nowy model, nadal muszą czekać wiele miesięcy na stosowną aktualizację… i w tym czasie patrzeć na nowości wprowadzane w kolejnej wersji systemu wiedząc, że ten w ich ręce trafi dopiero w bardzo odległej przyszłości.