O co chodzi w BeReal? Aplikacja do “bycia prawdziwym w Sieci” zrobiła furorę, dziś ledwo zipie

Bycie prawdziwym w internecie – co to w ogóle oznacza i w jakim celu próbujemy to teraz robić? Może jeden z powodów tkwi w przeładowaniu wizerunkiem tradycyjnych mediów społecznościowych, gdzie pokazywanie prawdy występuje już w stopniu śladowym. Jesteśmy mistrzami w podtrzymywaniu iluzji z pięknych, podkręconych filtrami kadrów. Równie łatwo łapiemy się przy okazji na wysoką falę dojmującej zazdrości i przekonanie, że wszystkim aktualnie żyje się lepiej od nas. BeReal chce ten wirtualny świat nieco urealnić. Jak to robi i czy mu się to udaje?
O co chodzi w BeReal? Aplikacja do “bycia prawdziwym w Sieci” zrobiła furorę, dziś ledwo zipie

O BeReal pierwszy raz zrobiło się głośniej w ubiegłym roku, ale aplikację wypuszczono na światło dzienne już dwa lata wcześniej. Za jej powstanie odpowiada dwóch francuskich przedsiębiorców – Alexis Barreyat and Kevin Perreau. Pierwszy z nich pracował wcześniej dla GoPro, popularnego producenta przenośnych kamer sportowych. Co ciekawe, nazwa aplikacji ma podwójne znaczenie. Nawiązuje bowiem do publikowania zdjęć pozbawionych jakiejkolwiek edycji, ale stanowi też zabawę ze słowem b-roll (czasem pisanym również jako b-reel) oznaczającym w terminologii filmowej tzw. przebitki, czyli dodatkowe ujęcia filmowe.

BeReal – masz dwie minuty na bycie prawdziwym

Zamysł autorów BeReal jest banalnie prosty – raz dziennie wszyscy użytkownicy (każdego dnia o innej porze) otrzymują powiadomienie push o konieczności wykonania jednego zdjęcia. Mają na to tylko dwie minuty. Wrzucamy zatem zdjęcia z miejsca, w którym aktualnie jesteśmy, prezentujące nas takimi jacy jesteśmy i co aktualnie robimy (w domu, w pracy, w szkole, to bez znaczenia). Co ciekawe, obraz jest rejestrowany zarówno z przedniej jak i tylnej kamery telefonu, dając użytkownikom nieco więcej kontekstu dla danej sytuacji, w której się znajdujemy. Do zdjęcia możemy dodać krótki opis i na tym koniec. Zero filtrów, poprawiania, cyzelowania. Poszło!

Aplikacja notuje ile czasu zajęło zrobienie zdjęcia, a spóźnialscy dostają odpowiednią etykietę (Late BeReal). Nie ma żadnych liczników prezentujących liczbę obserwujących, użytkownikom nie wyświetlają się reklamy, a momenty innych można zobaczyć dopiero jak samemu doda się danego dnia własną treść. W materiałach marketingowych BeReal otwarcie pisze, że “to miejsce nie uczyni cię sławnym”. To oczywisty pocisk skierowany w stronę Instagrama, a może raczej tego czym stała się ta platforma z biegiem lat, po przejęciu całego projektu przez Facebooka. BeReal stał się zatem kolejnym anty-Instagramem.

W marcu 2021 roku BeReal miał raptem tylko 10 tys. aktywnych użytkowników dziennie, ale już w październiku 2022 roku ta grupa urosła do poziomu 15 mln, a wycena spółki według The Financial Times zatrzymała się na poziomie 600 mln dolarów. Konkurencja ewidentnie zauważyła nowego gracza na arenie, błyskawicznie proponując swoim użytkownikom podobne funkcje. Dla przykładu Instagram dodał znaną z BeReal możliwość zapisu zdjęć z obu kamer telefonu. Z kolei funkcja TikTok Now stanowiła odpowiedź ze strony ByteDance.

Wydawało się, że BeReal może być przysłowiowym “The Next Big Thing”. Świat zastygł w oczekiwaniu na wielkie BOOM, ale ostatecznie okazało się, że mamy do czynienia z niewypałem. Według statystyk serwisu Apptopia, z 15 mln w październiku, do marca tego roku dzienna baza użytkowników BeReal skurczyła się do 6 mln (spadek o 61%). Cytując klasyka: “Matko Bosko kochano, co to się stanęło?”. Nie wiadomo jednak, komu wierzyć, bo sami twórcy aplikacji podają, że ich baza użytkowników przebiła już 20 mln, co wciąż trudno nazwać spektakularnym sukcesem, ale na pewno jest godne podziwu. Zależnie więc od tego, komu wierzyć, aplikacja albo radzi sobie świetnie, albo… ledwo zipie.

Moja przygoda z BeReal – krótka i pioruńsko nudna

Moje pierwsze (i jak na razie jedyne) podejście do BeReal miało miejsce na przełomie października i listopada ubiegłego roku. Aplikacja była wtedy w tzw. topie zainteresowania, co przekładało się na wysokie miejsca w rankingach sklepów App Store i Google Play, więc tak i ja na nią trafiłem.

Zgodnie z założeniem wrzucałem zdjęcia stanowiące antytezę życia pełną gębą, jakie zalewa inne mediach społecznościowe: oglądam TV, leżąc na kanapie, gapię się przez okno, jestem na krótkim urlopie i właśnie coś zjadłem (widok mojej najedzonej gęby i pustego talerza). Poziom ekscytacji sięga zenitu, ale przecież tak właśnie zazwyczaj wygląda typowe życie (przynajmniej moje).

Energia do regularnego używania BeReal skończyła mi się mniej więcej po 1,5 tygodnia. Muszę jednak brać pod uwagę, że w innych mediach społecznościowych (Facebok, Instagram, Twitter) nie publikuję już nic nowego od dłuższego czasu, więc może aplikacja odkleiła się ode mnie z obiektywnych przyczyn – braku zainteresowania dzieleniem się światem wewnętrznym ze światem zewnętrznym. W końcu jestem z pokolenia X. Okazało się, że mogę bez tego żyć, a rachunek zysków i strat ewidentnie wychodzi na plus.

Czytaj też: Hipstamatic wraca zza grobu w nowej odsłonie. Czy anty-Instagram ma szanse na sukces? 

Przy okazji zacząłem się jednak zastanawiać, na ile brak nowych funkcji w BeReal mnie do tego zniechęcił. Instagram, TikTok czy nawet ten nieszczęsny Twitter nieustannie coś pod garnkiem pichcą. Przedstawiciele BeReal zapewniają, że każdego dnia z ich platformy korzysta nawet 20 mln użytkowników, ale potwierdzenia tego nigdzie nie znajdziemy. Tymczasem przez ostatnie miesiące nowości w aplikacji można policzyć na palcach jednej ręki: dodanie informacji o muzyce grającej w trakcie robienia zdjęcia i prywatne archiwum postów.

Bliżej mi obecnie do przekonania, że największy hype BeReal ma już za sobą. To może być kolejna zmarnowana szansa wprowadzenia na rynek naprawdę wyróżniającej się usługi, która na dłużej porwie ze sobą miliony. Historia zna bardzo wiele takich przypadków i skrzętnie przechowuje je we wstydliwym archiwum. Internet jest trochę jak historia – lubi się powtarzać, ale nigdy nie zapomina.