Sony ZV-1 II – pierwsze wrażenia. Przepraszam, z tą ceną to jakiś żart?

Kompaktowe kamery vlogowe Sony zostały dobrze przyjęte przez użytkowników i zyskały niemałą popularność. Czas jednak robi swoje, konkurencja nie śpi, przyszedł zatem czas, by odświeżyć najstarszy model. Najnowsza odsłona, Sony ZV-1 II, przynosi sporo potrzebnych modyfikacji w oprogramowaniu, jednak najbardziej interesujące są zmiany w optyce. Czy jednak to wystarczy, by uzasadnić bardzo wysoką cenę zakupu?
Sony ZV-1 II – pierwsze wrażenia. Przepraszam, z tą ceną to jakiś żart?

Sony ZV-1 II – specyfikacja techniczna

  • Matryca: Typ 1″ CMOS BSI Exmor RS 20,1 Mpix
  • Obiektyw: Zeiss Vario-Sonnar 18-50 mm f/1.8-4 (ekwiwalent FF), 9 soczewek w 9 grupach, z tego 4 asferyczne i 1 zaawansowana asferyczna (AA), przysłona kołowa 7-listkowa, powłoki antyodblaskowe T*
  • Procesor: Bionz X
  • Stabilizacja: stabilizacja cyfrowa Active Mode w aparacie
  • Wbudowany mikrofon: 3-kapsułowy, dwukierunkowy, z możliwością wyboru kierunku nagrywania
  • Wizjer: nie
  • Ekran: 3″, obracany, w pełni dotykowa obsługa
  • Autofocus: Fast Hybrid AF
  • Inteligentne tryby pracy AF: ludzie, zwierzęta, Real-time Eye AF, śledzenie wskazanego na ekranie celu
  • Czułość: 125-12800 ISO
  • Jakość wideo: do 4K 30 fps, 8-bit 4:2:0, Long GOP
  • funkcje vlog: Bokeh, Product Showcase, Cinematic VLog Settings, własne style
  • Formaty profesjonalne: S-Log 3, S-Log 2
  • Łączność bezprzewodowa: 2.4 GHz / tryb webcam
  • Wymiary: 105 x 60 x 46,7 mm
  • Masa: 292 g (z baterią)
  • Bateria: Sony X, 45 minut
  • Nośnik danych: 1x SDXC/SDHC
  • Złącza: USB-C, Micro HDMI, gniazdo mikrofonowe
  • Sugerowana cena: 5000 zł

Sony ZV-1 II – zmiany w optyce i oprogramowaniu

Nowa odsłona kamery otrzymała także zupełnie nowy obiektyw. Firmowane przez Zeissa szkło Vario-Sonnar ma zakres ogniskowych 18-50 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki), obejmuje zatem zakres od ultraszerokiego kąta do standardu. Szkło zbudowane jest z 9 soczewek rozmieszczonych w 9 grupach. 5 elementów jest asferycznych, w tym jedna tzw. zaawansowana soczewka asferyczna. Obiektyw ma kołową przysłonę zbudowaną z 7 listków i wykorzystuje w konstrukcji powłoki odblaskowe T*. Zakres jasności wynosi od f/1.8 do f/4, a wbudowany filtr ND o sile 3 EV pozwala na nagrania w warunkach wysokiej jasności także z dużymi otworami obiektywu. Aparat posiada dedykowany tryb „bokeh”, pozwalający uzyskać wysokie rozmycie tła za pomocą jednego przycisku.

Sony ZV-1 II
Sony ZV-1 II

Nastawianie ostrości wykonywane jest przy użyciu hybrydowego układu AF (detekcja fazy i kontrastu), z wykorzystaniem rozpoznawania wielu twarzy, zwierząt, oraz nastawiania i śledzenia „na oko” (Real-time Eye AF), radzącego sobie z rozpoznawaniem oczu zarówno ludzi, jak i zwierząt. Oprogramowanie umożliwia dostosowanie szybkości i płynności śledzenia podczas podążania za obiektem.

Sony ZV-1 II

W oprogramowaniu znalazło się 10 klasycznych presetów wyglądu. Nowością jest natomiast zestaw ustawień kinowych – po ich wybraniu Sony ZV-1 II zmienia proporcje nagrań na CinemaScope (czyli 2,35:1) i ustawia kinowy klatkaż 24 kl./s. W trybie kinowym można skorzystać z 5 ustawień wyglądu (look) i 4 nastroju (mood), wpływających na wygląd nagranego materiału.

Sony ZV-1 II

Na papierze wszystko brzmi dobrze, a jak to wypada w praktyce? Nasz redaktor naczelny, Łukasz Kotkowski, miał okazję przyjrzeć się nowemu aparatowi Sony przed premierą. Oto jego pierwsze wrażenia.

Sony ZV-1 II – pierwsze wrażenia

Łukasz Kotkowski

Miałem okazję pobawić się nowym aparatem Sony ZV-1 II przez raptem kilka dni, więc stanowczo za wcześnie na pełną recenzję, ale już w tym momencie muszę zadać pytanie – co tu się wydarzyło?

Być może jestem nieco nadmiernie surowy względem tego aparatu, bo generalnie nie przepadam za takimi konstrukcjami, ale ZV-1 II najpierw rozbudził moje nadzieje specyfikacją na papierze, a potem brutalnie rozczarował w praktycznym zastosowaniu. Od jakiegoś czasu szukałem bowiem czegoś, co da mi lepszą jakość obrazu niż smartfon w codziennym użyciu, podczas spacerów z psem czy wypadów do miasta. Nowy aparacik od Sony sprawiał wrażenie ideału – malutki, leciutki, możliwy do połączenia ze smartfonem, a w razie potrzeby dający możliwość poprawy jakości materiałów poprzez obróbkę zdjęć w formacie RAW czy wideo w formacie 8-bit 4:2:0.

Niestety wystarczyło kilka dni testów, by przekonać się, że ten aparat pozostawia bardzo wiele do życzenia w praktycznym zastosowaniu. Testując nie znałem też jego ceny – prawdę mówiąc sądziłem, że utrzyma się ona na poziomie pierwszej generacji, która wynosiła ok. 3699 zł (i już wtedy była nieco za wysoka), ale gdy zobaczyłem w informacji prasowej kwotę 5000 zł, pusty śmiech mnie ogarnął. Niezależnie od punktu widzenia ten aparat nie jest tyle wart i już tłumaczę, dlaczego.

Przede wszystkim jego konstrukcja jest… no cóż, dość nieadekwatna do ceny. Wizualnie jest to identyczny korpus jak ZV-1 czy ZV-1F. Mierzy te same 105,5 mm szerokości i 60 mm wysokości, choć jest z całej trójcy najgrubszy, bo mierzy 46,7 mm i waży 292 g. Nieco mniej niż poprzednik, ale ciut więcej od ZV-1F.

Czytaj też: Test i wideorecenzja Sony ZV-1F, czyli jak odciągnąć ludzi od smartfonów?

Aparat jest bardzo plastikowy w dotyku, przyciski małe i nieprzyjemne w interakcji, niektóre wręcz sprawiały wrażenie, jakby się delikatnie przycinały w czasie wykorzystywania. Jestem w stanie to zaakceptować w ZV-1F kosztującym 3000 zł, ale nie w aparacie za 5000 zł, zwłaszcza gdy obok jest np. FujiFilm X-T30 II (o starszych aparatach Sony z serii A6000 czy zbudowanym jak czołg RX100 nie wspominając).

U dołu obudowy znajdziemy wejście na pojedynczy slot SDXC/SDHC oraz akumulator NP-BX1, który ma rzekomo starczyć na max 45 minut nagrywania i max 250 zdjęć, ale nie potrafię w to uwierzyć, skoro już po zrobieniu 100 zdjęć i 15 minutach nagrywania wideo 4K została mi jedna kreska energii.

Sony ZV-1 II – jakość zdjęć i filmów rozczarowuje najbardziej

W testowanym przez Arka Dziermańskiego Sony ZV-1F mogliśmy mówić, że nie ma smartfona, który zbliżałby się jakością zdjęć do tego aparatu, bo była mowa o sprzęcie za 3000 zł. Niestety dla Sony, w przedziale 5000 zł znajdują się już smartfony wyposażone w matrycę Typu-1, zbliżoną do tej, która znajduje się w ZV-1 II. Jest też iPhone, Galaxy S23 i Huawei P60 Pro, a więc ścisła czołówka mobilnej fotografii. I niestety, w starciu z nimi Sony przegrywa w absolutnie każdym możliwym aspekcie.

Zacznijmy od autofocusu, który działa zdumiewająco wolno i nieprecyzyjnie, zwłaszcza w nieidealnych warunkach oświetleniowych. O ile podstawowe wykrywanie punktu działa poprawnie niezależnie od okoliczności, tak już np. Eye-AF ma ogromny problem ze znalezieniem oka. U ludzi aparat wykrywa oko z odległości góra 5 metrów (nierzadko mniejszej), a u zwierząt ma problem z rozpoznaniem oka nawet gdy jesteśmy zupełnie blisko. Gdy próbowałem robić zdjęcia kotu, autofocus ustawiał punkt ostrości na… uchu zwierzęcia. Gdy robiłem zdjęcia psu (w dodatku takiemu, który ma jasne oczy z wyraźnie wydzieloną tęczówką, a nie parę czarnych węgielków), autofocus zawieszał się na jego grzywce. W wideo niestety nie jest lepiej – jak widać na załączonym nagraniu, autofocus pracuje bardzo ospale, mimo bardzo dobrych warunków, a zablokowanie AF zajmuje chwilę.

https://www.youtube.com/watch?v=hPjxQhvsOvQ

Na nagraniu widać też bardzo wyraźnie, jak słaba jest stabilizacja obrazu w tym aparacie. Tyle dobrego, że rolling shutter został opanowany w zadowalającym stopniu, ale jak na aparat do vlogowania Sony ZV-1 II wypada naprawdę przeciętnie.

Jeszcze bardziej przeciętnie wypada jakość obrazka. W chwili pisania tego tekstu nie mogę jeszcze otworzyć plików .ARW, by je wywołać, ale jakość JPEG-ów (zwłaszcza na tle topowych smartfonów) to jakiś nieśmieszny żart. Widoczne tu zdjęcia przykładowe zostały nieznacznie rozjaśnione, a do tego podbiłem im kontrast i nasycenie, bo prosto z aparatu wychodzą po prostu nijakie. Rozpiętość tonalna JPEG-a jest też naprawdę mizerna, a aparat nie radzi sobie np. z odzyskaniem detali na prześwietlonym niebie, z czym nie ma problemu żaden smartfon.

Dodam też, że jeśli chodzi o robienie zdjęć w nieidealnych warunkach oświetleniowych, to maksymalnym użytecznym ISO jest 1250. Powyżej obrazek dosłownie się rozpada. Przy ISO powyżej 3200 znikają detale, a kolory stają się płaskie i mdłe. A niestety ISO trzeba podbijać bardzo wysoko, bo stabilizacja obrazu w tym aparacie jest na tyle słaba, że nawet przy czasie naświetlania rzędu 1/50s bardzo łatwo o poruszone zdjęcie i to nawet gdy próbujemy sobie po prostu zrobić selfie. Mam wrażenie, że albo algorytmy przetwarzania obrazu w Sony nie są w stanie „wyrzeźbić” nic ciekawego z uzyskiwanego obrazu, albo procesor jest po prostu do tego za słaby, co tłumaczyłoby też przeciętne działanie autofocusu.

Dla porównania, tak wyglądają zdjęcia zrobione w tych samych warunkach przy użyciu Huawei P60 Pro, kosztującego niewiele więcej od nowego aparatu Sony. To jest przepaść, na niekorzyść ZV-1 II:

Żeby nie było, że krytykuję każdy aspekt tego aparatu, to dodam też kilka plusów. Bardzo podoba mi się zakres ogniskowych nowego obiektywu ZEISS Vario-Sonnar T, o ekwiwalencie 18-50 mm i jasności f/1.8-4. Pozwala on zarówno na swobodne vlogowanie (nawet bez dodatkowego uchwytu) i na zrobienie przyzwoitego portretu. Choć tu ponownie… smartfony z tej półki cenowej oferują dłuższy zoom optyczny, o hybrydowym czy cyfrowym nie wspominając.

Cieszy obecność profili S-Log2/3, a także obecność wbudowanego, cyfrowego filtra ND, który ułatwia nagrywanie przy czasie naświetlania „zgodnym ze sztuką” przy płytkiej głębi ostrości nawet w ciągu dnia. Na plus trzeba zaliczyć też całkiem sensowne wbudowane audio i przydatną w filmowaniu czerwoną diodę, która sygnalizuje, że rozpoczęliśmy nagrywanie. I… no cóż, nic więcej nie potrafię wymyślić.

Nic nie uzasadnia ceny zakupu Sony ZV-1 II

Gdyby ten aparat kosztował 3000, góra 3500 zł, może dałoby się go obronić. Jednak w sytuacji, gdy sugerowana cena wynosi 5000 zł, nawet nie będę próbował.

W świecie aparatów za tyle samo dostaniemy znakomitego Fuji X-T30 II z obiektywem kit, który zaoferuje nieporównywalnie lepszą jakość zdjęć i filmów przy niewiele tylko większym rozmiarze. W świecie smartfonów zaś mamy do wyboru szereg modeli, które nie tylko zrobią lepsze zdjęcia i wideo, ale też tysiąc innych rzeczy, których aparat Sony zwyczajnie nie potrafi.

I gdyby Sony ZV-1 II przynajmniej wygrywał ze smartfonami jakością obrazu, to można by go było bronić. Niestety na tym polu, w tej cenie, ponosi sromotną klęskę. Po kilku dniach zabawy nie potrafię znaleźć choćby jednego powodu, dla którego ktokolwiek mógłby się zainteresować tym aparatem i coś czuję, że nawet dłuższe testy tego nie zmienią. Rozumiem, że inflacja wywindowała ceny w całej branży fotograficznej (i w każdej innej), ale są pewne granice zdrowego rozsądku, których przekraczać nie wypada. Boję się tylko, że skoro Sony ma odwagę zażądać tak wysokiej ceny za tak przeciętny produkt, to wkrótce ceny tych naprawdę dobrych produktów marki również sięgną absurdu.