Prawa autorskie mają za nic. Kontrowersyjna decyzja Japonii może wstrząsnąć rozwojem sztucznej inteligencji

Dynamiczny rozwój rozwiązań opartych o modele analityczne rodzi wiele wątpliwości. Jedną z nich stanowią losy prawa autorskiego. Podczas gdy firmy zapewniają o “etycznym” pozyskiwaniu informacji do treningu rozwiązań sztucznej inteligencji, Japonia prezentuje radykalnie odmienne podejście. To oznacza wielkie ryzyko, ale i daje nadzieję na szybki rozwój krajowej strategii dotyczącej AI.
Prawa autorskie mają za nic. Kontrowersyjna decyzja Japonii może wstrząsnąć rozwojem sztucznej inteligencji

Niełatwo rozwinąć zaawansowane narzędzia pokroju ChatGPT czy Midjourney. Stworzenie dużego modelu językowego (Large Language Model – LLM) wymaga co najmniej miliarda parametrów (a niektórzy eksperci mówią, że według nowej definicji minimum to 10 miliardów). Dodajmy do tego narzędzie łączące model językowy z modelem generatywnym dla grafik, który także musi przetworzyć sporo treści. Narzędzia pokroju Midjourney czy ChatGPT musiały w pewnym momencie ukryć się za subskrypcją, by sprostać kosztom generowania treści.

O ile repozytorium organizacji Common Crawl daje dostęp do sporej ilości danych z sieci, tak trudności i koszty wiążą się przede wszystkim ze zdobywaniem bardziej specyficznych danych i zapisów rozmów. Nie inaczej jest na froncie obrazu i dźwięku. Nawet jeżeli w sieci istnieją zdjęcia bądź grafiki o wyższej jakości i opisane w bardziej dokładny sposób, to najczęściej kryją się za płatną barierą serwisów. Nie trzeba też mówić o tym, jak gorliwie przed wpływami sztucznej inteligencji bronią artystów prawnicy związani z wytwórniami muzycznymi. Przy tym sypią się pozwy. Podczas, gdy w Stanach Zjednoczonych Getty Images pozwało twórców Stable Diffusion za korzystanie z 12 milionów zdjęć, które zostały użyte bez wiedzy firmy, w Japonii szykuje się niemała rewolucja.

Japonia pozwoli na trening AI bez obaw o prawa autorskie

Keiko Nagaoka, czyli japońska minister edukacji, sportu, nauki i technologii (imponujący zakres obowiązków) oświadczyła, że wykorzystanie treści do trenowania modeli sztucznej inteligencji nie będzie ścigane z tytułu naruszenia praw autorskich. Swobodę wykorzystania otrzymają tutaj wszyscy: zarówno ci tworzący modele komercyjne, jak i ci zainteresowani działalnością non-profit. Ograniczeniem nie będzie też zastosowanie – minister wspomina o tym, że dozwolona będzie nie tylko reprodukcja treści, ale i inne działania. Problemem nie będzie też źródło, z jakiego czerpie się informacje, nawet jeżeli będą to nielegalne strony.

Czytaj też: Oto zwiastun piekła, do którego pakuje nas sztuczna inteligencja do spółki z ludzką głupotą

Pozwolenie od rządu na czerpanie zasobów bez ograniczeń związanych z prawem autorskim może rozwiązać sporo problemów. Uniknięcie wielomiesięcznych batalii sądowych z pewnością upłynni przepływ informacji, choć raczej nie zadowoli twórców oryginalnych treści. Artyści stoją teraz w Japonii na przegranej pozycji. Brak pozwów za naruszenie praw autorskich przez twórców komercyjnych modeli generatywnych najpewniej doprowadzi do sytuacji, w której unikalny styl artystów zostanie skradziony, a następnie wykorzystany przy tworzeniu przekonujących obrazków.

Podczas, gdy Unia Europejska myśli nad jednolitym pakietem regulacji dla narzędzi opartych o sztuczną inteligencję i chce przy tym chronić twórców, w Japonii będziemy mieli do czynienia z odwrotnością sytuacji. Bynajmniej jest to akt desperacji, a raczej część większej strategii.

W Japonii czuć historyczną zmianę

To nie tak, że Japonia obudziła się za późno z rozwojem narzędzi opartych o sztuczną inteligencję. Swój duży model językowy posiada Lime – najpopularniejszy w tamtym rejonie komunikator, którego współwłaścicielem jest japońska korporacja Softbank. Istnieją plany na powstanie chatbota opartego o sztuczną inteligencję, który zadziała podobnie jak ChatGPT. Duży model językowy rozwija także NTT, a CyberAgent chce udostępniać taki LLM dla wszystkich chętnych do tworzenia opartych o niego narzędzi.

Japonia (fot. Alexandar Pasaric, Pexels)
Japonia słynie z zaawansowania technologicznego, ale co dalej? (fot. Alexandar Pasaric, Pexels)

Działania prywatnych firm nie są odizolowane od akcji, jakie podejmuje państwo. Podczas szczytu G7 przedstawiciele japońskiego rządu promowali koncept Data Free Flow with Trust (DFFT), czyli swobodnego przepływu danych, którym zarządzałaby jedna organizacja. Wszystko zgodnie z decyzjami lokalnych rządów, ale i z jednym planem na transparentną, globalną sieć. Plan zapowiedziany w 2019 roku zyskał na aktualności po tym, jak ministrowie związani z technologią w krajach G7 zgodzili się na utworzenie ram organizacyjnych dla instytucji opiekującej się takimi danymi.

Jednocześnie w percepcji szerokiej publiki, nad rozwojem sztucznej inteligencji czuwają przede wszystkim firmy ze Stanów Zjednoczonych. To amerykańska Nvidia ma największy potencjał, by produkować karty graficzne o dużej mocy, niezbędne do wykonywania obliczeń. Zauważają to inwestorzy. We wtorek 30 maja na krótki moment kapitalizacja rynkowa Nvidii wyniosła bilion dolarów, co ustawiło firmę w jednym szeregu z Apple, Amazonem, Alphabetem czy Metą oraz Microsoftem. Ten ostatni wykłada spore pieniądze na rozwój OpenAI i zacieśnienie współpracy między firmami. Efekty, nawet jeśli nie przełożyły się jeszcze na zmianę naszego życia, pozwoliły Microsoftowi sporo zyskać wizerunkowo. Czy gdyby nie implementacja modelu GPT-4, ktokolwiek rozważyłby wyszukiwarkę Bing jako sensowną alternatywę dla Google?

Bing w ChatGPT
Kto pomyślałby o Bingu jak o poważnej konkurencji dla Google przed rokiem?

To krajobraz, w którym nie ma zbyt wiele miejsca dla Japonii. Dlatego też kraj obiera drogę, która może się opłacić z kilku powodów. Jednym z nich może być przekierowanie kapitału w postaci pracowników oraz sprzętu trenującego sztuczną inteligencję do kraju. Jeżeli tak się stanie, z tego potencjału skorzystają nie tylko firmy z całego świata, ale także te lokalne. Innym pozytywnym skutkiem może okazać się większa chęć do trenowania modeli w oparciu o język japoński oraz japońskie źródła wiedzy i kultury. Obecnie znakomita większość znaczących modeli (w tym GPT-4) opiera się w około 90-95% na treściach pisanych w języku angielskim.

W decyzji Japonii wybrzmiewa także podtekst polityczny. Obecnie największym graczem na rynku półprzewodników jest tajwańskie TSMC. Odpowiada ono za dostarczanie układów scalonych wykonanych w niskim procesie litograficznym, co jest bazą dla kart graficznych oraz procesorów. Firma, której siedziba znajduje się w Xinzhu, może stać się ofiarą rosnącego napięcia pomiędzy Chinami a Tajwanem. Z kolei w Japonii intensywnie rozwija się Rapidus. Producent półprzewodników buduje fabrykę układów w 2-nm procesie litograficznym, która ma kosztować zawrotne pięć bilionów jenów (około 156 miliardów złotych). Nie dziwi, że japoński rząd szykuje grunt pod wielomiliardowe inwestycje, które mogą na nowo ukształtować krajobraz rynku sztucznej inteligencji, ale i zmienić równowagę sił na kontynencie, a nawet w skali globalnej.

Czy faktycznie ruchy Japonii pozwolą uzyskać jej tytuł lidera rozwiązań sztucznej inteligencji? Tego nie wiemy, ale według szacunków Next Move Strategy Consulting, rynek rozwiązań opartych o AI będzie wart 100 miliardów dolarów w 2030 roku. Gra jest warta świeczki, krzemu, a nawet zmiany podejścia do ochrony praw autorskich.

PS. Zobacz nasze wideo o szansach i zagrożeniach, jakie niesie sztuczna inteligencja i zasubskrybuj kanał Focus Technologie!