Byłem z Lenovo Yoga Book 9i na pierwszej randce. Zdecydowanie za krótko i mam ochotę na więcej

Lubię takie przypadki – Arkowi akurat coś wyskoczyło i w jego zastępstwie niespodziewanie zawitałem na stołeczny stadion Legii. Miałem raptem dwie godziny na spotkanie oko w oko z Lenovo Yoga Book 9i, hitem tegorocznych targów CES w Las Vegas. Wystarczyło mi jednak te 120 minut, żeby złapać zajawkę na sprzęt, który robi bardzo odważny krok w nieznane w kwestii innowacyjnych rozwiązań w segmencie laptopów. Odważny, kosztowny i ryzykowny, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana (bezalkoholowego, ma się rozumieć).
Byłem z Lenovo Yoga Book 9i na pierwszej randce. Zdecydowanie za krótko i mam ochotę na więcej

Lenovo Yoga Book 9i narobił sporo zamieszania na styczniowych targach CES w Las Vegas (ma chyba pełne prawo być nazywany hitem CES-u). Nic dziwnego, bo dostaliśmy laptopa z dwoma pełnowymiarowymi ekranami (drugi objawił się w miejscu zajmowanym dotychczas przez fizyczną klawiaturę). Wyświetlacze nie byle jakie, bo nie dość, że oba wykonane w technologii OLED, to mają solidne 13,3″ przekątnej, proporcje 16:10, rozdzielczość 2,8K i pokrywają 100% przestrzeni barw DCI-P3. Między wyświetlaczami przebija się solidny pasek soundbara Bowers & Wilkins z Dolby Atmos.

Jak przystało na konwertowalnego laptopa, Lenovo Yoga Book 9i można rozłożyć płasko na blacie, stworzyć z niego namiot, a za sprawą dołączonej do zestawu podstawki folio ustawić w trybie portretowym (ekrany obok siebie) i krajobrazowym (jeden ekran pod drugim). Do tego dostajemy klawiaturę Bluetooth, którą magnetycznie da się przyczepić do podstawki, a także wrzucić na dolny ekran (przylgnie do dolnej lub górnej połowy wyświetlacza). Wtedy niezakryta reszta zmienia swoją zawartość, np. wyświetlając touchpad albo widżety. Jedna uwaga – w takiej konfiguracji lepiej laptopa nie zamykać.

Lenovo Yoga Book 9i – złapałem apetyt na kolejne randki

Najbardziej urzekła mnie funkcja tzw. wodospadu, aktywowana w trybie krajobrazowym naciśnięciem pięciu palców na dowolnym ekranie. Pyk i mamy jedną stronę na dwóch ekranach pod sobą. Osiem palców włącza za to klawiaturę ekranową. W styczniu pisałem, że nie wiem co po mi to, ale chcę go mieć. Piątkowe spotkanie tę chęć potwierdziło i nieco skonkretyzowało powody. Po prostu zobaczyłem do czego mogłoby mi się to przydać. Przenoszenie okien między ekranami, ustawianie ich obok siebie, mnóstwo przestrzeni roboczej do pracy – Lenovo Yoga Book 9i w odpowiednich rękach może podnieść produktywność. Byłbym zapomniał: w zestawie dostajemy jeszcze rysik.

Ponieważ czasu było stosunkowo niewiele, skupiłem się na aspektach fizycznych. Chwilę sobie z komputerem pochodziłem (smukłość i waga aluminiowej konstrukcji przywołuje na myśl skojarzenia z noszeniem ze sobą dwóch tabletów). Podwójny zawias po środku sprawia wrażenie solidnego. Zależnie od trybu pracy (jeden ekran lub dwa) bateria ma wystarczać na maksymalnie 10 lub 18 godzin pracy (obietnica do sprawdzenia na etapie testów). Mocy nie brakuje, bo w środku zależnie od konfiguracji procesor Intel Core 13. generacji (i5 lub i7), 16 GB pamięci RAM i nawet 1 TB przestrzeni dyskowej. 

Czytaj też: Test MacBooka Pro 16 2023. Bezwzględnie najlepszy laptop na świecie

Jak się pewnie domyślacie, na sam koniec zostawiam cenę, która do niskich nie należy. Sprzęt możecie już kupić w Polsce, ale przygotujcie się na niemały wydatek – niemal 13 tys. zł. Lenovo Yoga Book 9i w sklepie X-Kom jest pozycjonowany jako laptop biznesowy. Ja bardziej widzę go w szufladzie kreatywnej, ale tak czy siak, daleko mu do typowego sprzętu dla każdego (nie tylko ze względu na wysoką cenę). Jestem ciekaw, jak potoczy się ten eksperyment i czy koncepcja proponowana przez Lenovo zostanie z nami na dłużej (zainspiruje innych producentów).

PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!