W piątek na Ziemię spadnie satelita. Specjaliści z ESA właśnie próbują zepchnąć go do oceanu

Przez ostatnich kilka lat, odkąd SpaceX rozpoczął wysyłanie na orbitę okołoziemską satelitów Starlink tempo wysyłania satelitów komunikacyjnych, meteorologicznych, nawigacyjnych, czy szpiegowskich wzrosło niepomiernie. O ile jeszcze dziesięć lat temu na orbicie było łącznie 2500 satelitów, tak teraz tylko SpaceX zawiaduje ponad 5000 tysiącami, a łącznie jest ich około 10 000. To około 11 000 ton żelastwa przemieszczającego się po orbicie z ogromnymi prędkościami. Do końca obecnej dekady orbita może zmienić się nie do poznania. Możliwe, że już za kilka lat nad naszymi głowami będzie krążyło nawet 100 000 satelitów. Jest to oczywiście wyzwanie dla służb zarządzających ruchem na orbicie, ale także sprawia, że problem bezpiecznego sprowadzenia satelitów z orbity w ziemską atmosferę staje się coraz istotniejszy. Już w piątek specjaliści z Europejskiej Agencji Kosmicznej przeprowadzą test nowej metody precyzyjnego spychania satelitów z orbity, tak aby nie powodowały one zagrożenia dla ludzi znajdujących się na Ziemi. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, metoda ta z pewnością będzie wykorzystywana także w przyszłości wobec innych satelitów.
W piątek na Ziemię spadnie satelita. Specjaliści z ESA właśnie próbują zepchnąć go do oceanu

Już w piątek, 28 lipca w ziemską atmosferę wejdzie nieaktywny już satelita Aeolus. Procedura zejścia z orbity i zakończenia misji rozpoczęła się już jednak w poniedziałek 24 lipca.

Aeolus to satelita wysłany na orbitę w 2018 roku. Jego głównym zadaniem w trakcie planowanej na rok misji było wykonywanie precyzyjnych pomiarów wiatrów wiejących na powierzchni Ziemi. Jak to w przypadku satelitów kosmicznych bywa, instrument przeznaczony do pracy przez rok, zakończył swoją misję dopiero po 5 latach, na początku lipca 2023 roku. Od tego czasu stopniowo obniża swoją wysokość nad Ziemią, jednocześnie nabierając prędkości.

Czytaj także: Satelita ERBS spadnie na Ziemię. Jak duże jest zagrożenie?

W poniedziałek 24 lipca satelita znajdował się już zaledwie 280 kilometrów nad powierzchnią planety. Jeszcze przed rozpoczęciem misji naukowcy planowali standardowe wejście w atmosferę po zakończeniu misji. Już po starcie, część inżynierów postanowiła zmienić ten plan i sprawdzić, czy uda się dokładnie zaplanować koniec życia satelity. Dzięki temu, w zbiornikach Aeolusa wciąż znajduje się niewielki zapas paliwa. To właśnie to paliwo pozwoli naukowcom kontrolować satelitę oraz miejsce jej upadku. Jak dotąd wszystkie satelity wchodzące w atmosferę schodziły niejako inercyjnie. Tam, gdzie zahaczyły o gęstsze warstwy atmosfery, tam w nią wchodziły i spalały się w drodze do powierzchni Ziemi. Problem w tym, że górne warstwy atmosfery bezustannie fluktuują niczym powierzchnia morza. W efekcie nie wiadomo tak naprawdę, kiedy dojdzie do spotkania satelity z wystarczająco gęstą do wejścia atmosferą. Zważając na fakt, że satelita na okrążenie Ziemi potrzebuje niecałych 90 minut, opóźnienie w momencie wejścia nawet o kwadrans powoduje wejście w atmosferę tysiące kilometrów dalej, niż planowano.

Tym razem jednak będzie inaczej

W poniedziałek kontrolerzy misji Aeolus wykorzystali paliwo na pokładzie Aeolusa do wykonania zestawu manewrów pozwalających na obniżenie orbity z 280 km do 250 km nad powierzchnią Ziemi oraz na zmianę trajektorii lotu na eliptyczną. Na czwartek natomiast zaplanowano kolejną porcję manewrów, dzięki której orbita zostanie obniżona do wysokości 150 km.

Czytaj także: Kosmiczne zderzenie, czyli satelity na kursie kolizyjnym

Tak przygotowany satelita, w piątek zrealizuje ostatnie polecenia, uruchamiając silniki i obniżając wysokość do 100 km nad powierzchnią Ziemi. Pięć godzin później — jeżeli wszystko się uda — Aeolus wejdzie w ziemską atmosferę na wcześniej zaplanowanej ścieżce prowadzącej do Oceanu Atlantyckiego. Europejska Agencja Kosmiczna planuje śledzić ostatnie chwile satelity za pomocą radarów. Według naukowców, w trakcie lotu przez gęste warstwy atmosfery 80 proc. masy satelity ulegnie zniszczeniu, a 20 proc. spadnie na powierzchnię Atlantyku, gdzie natychmiast zatonie.

Zagłada Aeolusa jednak może stać się czymś więcej, niż tylko ognistym końcem życia jakiegoś satelity. To może być źródło niezwykle cennych informacji dla naukowców, którzy pracują nad nowatorskimi i bezpiecznymi metodami sprowadzania na Ziemię przyszłych tysięcy, dziesiątków tysięcy czy setek tysięcy satelitów.