Amazfit Cheetah Round jest zegarkiem od początku do końca zaprojektowanym z myślą o biegaczach. Widać to po jego estetyce, ultra-lekkiej konstrukcji i funkcjach, które zadowolą nawet najbardziej wybrednych sportowców, zarówno tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę ze sportem, jak i tych bardziej zaawansowanych.
Oczywiście możemy tu monitorować także inne aktywności; jest ich łącznie przeszło 150 (w tym jeden z najlepszych trybów treningu siłowego, jaki znajdziemy na dowolnym smartwatchu), ale w tym materiale skupimy się przede wszystkim na bieganiu i unikatowej funkcji, która czyni z tego zegarka idealnego kompana treningowego: Trenerze Zepp. Najpierw jednak pomówmy pokrótce o samym smartwatchu.
Amazfit Cheetah Round zaskakuje, choć nie kosztuje majątku
Pierwsze, co rzuca się w oczy po wyjęciu Cheetah z pudełka, to jego niewielka masa. Sam zegarek waży 32g, a gdy doliczymy do tego pasek z tworzywa, otrzymujemy nadal leciutkie 47g. Pasek jest bardzo wygodny, przewiewny, nie uczula i nie powoduje otarć.
Konstrukcja samego zegarka jest zaś wykonana z wzmacnianego polimeru, który sprawia doskonałe wrażenie w dotyku. Koperta ma wymiary 46,7 x 46,7 x 11,9 mm, a ekran ma średnicę 1,39”. Jest to panel AMOLED o rozdzielczości 454×454 px i wystarczająco wysokiej jasności, by widzieć zawartość ekranu nawet w czasie biegu w słoneczny dzień. Ekran jest pokryty odpornym na zarysowania szkłem i pokryty powłoką odpychającą odciski palców, wszak jest to ekran dotykowy; funkcje zegarka obsługujemy właśnie dotykiem oraz dwoma dodatkowymi przyciskami. Jeśli chcemy, na czas aktywności można zablokować interfejs dotykowy.
Od strony funkcji stricte sportowych, prócz wspomnianych 150+ trybów treningowych znajdziemy też odpowiedni osprzęt do prowadzenia pomiarów. Przede wszystkim, na pokładzie jest pulsometr BioTracker połączony z pulsoksymetrem.
Do tego mamy wiodący tryb pomiaru GPS, który producent określa mianem MaxTrack – to dwuzakresowy GPS, który zaskoczył mnie swoją dokładnością i błyskawicznym wykrywaniem lokalizacji, nawet w trudnych warunkach, takich jak las czy blokowisku. Nawet w porównaniu ze znacznie droższymi, sportowymi zegarkami Amazfit Cheetah Round wychodzi obronną ręką i zaskakuje dokładnością śladu nawigacji.
Zegarek ten potrafi też oczywiście mierzyć nasz sen, a każdego ranka wita nas krótkie podsumowanie tego, jak spaliśmy, jakie są nasze parametry życiowe (jeśli można to tak określić) oraz informacja o tym, jaki dziś czeka nas trening. A to powiedziawszy, pomówmy o największej zalecie tego zegarka: wbudowanym trenerze personalnym.
Trener Zepp w Amazfit Cheetah Round to trener personalny na Twoim nadgarstku
Od razu po pierwszej konfiguracji smartwatcha, wita nas informacja o możliwości wprowadzenia danych do Trenera Zepp. Czym zaś jest Trener Zepp? To tak naprawdę dwie funkcje połączone w jedno – oparty na pomiarach aktywności planer treningu połączony z chatbotem wykorzystującym duże modele językowe (LLM).
Samo programowanie treningów nie jest wszak niczym nowym w świecie sportowych zegarków. Zupełną nowością jest jednak możliwość omówienia programu z własnym „trenerem”, czyli sztuczną inteligencją, która może wyjaśnić nam wszystko, czego nie rozumiemy i przeprowadzić przez każdy trening. Co więcej, po zakończeniu każdej sesji chatbot daje nam wskazówki i podsumowuje trening, a także dynamicznie dostosowuje program. Jak to działa w praktyce?
Na początku wybieramy dni treningowe. Jako że jestem coraz bardziej nomen-omen zabiegany, mogę sobie pozwolić na trening góra 3x w tygodniu, tym bardziej, że 2-3 razy w tygodniu uprawiam też trening siłowy. Tu muszę też nadmienić, że choć Trener Zepp aktualnie najlepiej sobie radzi z planowaniem i śledzeniem treningów biegowych, to aplikacja wcale nie wyklucza innych form aktywności. Jeśli nie lubimy biegać, może to być rower, pływanie, a nawet spacer czy siłownia. Liczy się to (przynajmniej w początkowej fazie) by w ogóle się ruszać. Tutaj jednak skupimy się na bieganiu.
Trener Zepp ułożył mi na start trzy treningi, o różnym poziomie intensywności i różnym czasie trwania. Choć nie jestem zupełnie początkujący, chciałem sprawdzić, jaki wysiłek aplikacja zaproponuje laikowi i na początek dostałem taki oto zestaw:
- Trening o średniej intensywności – 18 minut, poniżej 148 bpm
- Trening o niskiej intensywności – 20 minut, poniżej 120 bpm
- Trening o wysokiej intensywności – 15 minut, poniżej 180 bpm
Jeśli danego dnia wypada nam trening ułożony przez Trenera, dotykamy odpowiedniej opcji na widgecie w zegarku, a następnie wybieramy preferowaną formę aktywności. Wybrałem zatem bieg i tak zwanym świńskim truchtem ruszyłem przed siebie. Dla osoby biegającej po raz pierwszy taki trening z pewnością byłby większym wyzwaniem i dobrą oceną sprawności. Ja zaś poczułem się dość pewnie i uznałem, że zignoruję wskazania trenera i pobiegam nie przez 18, a przez 30 minut. Po przekroczeniu progu zegarek ostrzegł mnie, że przekraczam założony dzienny program, a po tym, jak zakończyłem pierwszy trening, zmienił się mój zakładany plan na dany tydzień.
Trener (całkiem słusznie) założył wysiłek ponad plan, więc kolejny trening zmienił się na jeszcze łatwiejszy, który „załatwiłem” szybkim spacerem z psem. Podkreślam jednak, że piszę to z perspektywy osoby o dość dobrej kondycji. Dla osoby, które dopiero zaczyna, taki luźniejszy dzień „aktywnej regeneracji” jest na wagę złota, by jednocześnie nie przeciążyć organizmu, ale z drugiej strony utrzymać pierwotną motywację i budować nawyk.
Podczas treningu o wysokiej intensywności byłem już grzeczny i posłuchałem trenera, biegnąc przez 15 minut dość szybkim tempem. Po wszystkim otrzymałem informację, iż przekroczyłem zakładany tygodniowy plan (zapewne za sprawą pierwszego treningu). Trener zaproponował wydłużenie odpoczynku, ale jednocześnie dopasował intensywność kolejnych treningów do moich możliwości i z tego co widzę w planach na kolejne dni treningowe, żadnego treningu nie uda mi się „załatwić” spacerując z psem.
Największą zaletą inteligentnego trenera na nadgarstku jest to, że nie daje o sobie zapomnieć. Każdego ranka dostajemy informację o treningu lub odpoczynku. Aplikacja Zepp wysyła nam też regularne powiadomienia (oczywiście – jeśli jej na to pozwolimy).
Sam Trener Zepp również potrafi dużo podpowiedzieć, choć aktualnie konwersacja z Chatbotem nie działa w języku polskim, lecz dogadamy się z nim po angielsku. Widać jednak, że Amazfit pracuje nad polonizacją tej funkcji, gdyż powiadomienia o treningach są już dostępne w naszym ojczystym języku.
Czy dzięki sztucznej inteligencji zacząłem biegać mądrzej?
Na to pytanie nie umiem jeszcze odpowiedzieć, ale na pewno dzięki sztucznej inteligencji w zegarku w końcu mogłem wprowadzić jakiś system do moich prób biegania. O ile nikt nam nie broni „iść pobiegać” przez dowolną ilość czasu i z dowolną intensywnością, tak trzymając się zaleceń Trenera Zepp możemy to zrobić bardziej efektywnie i zgodnie z naszymi możliwościami, a Trener dopasuje kolejne dni adekwatnie do wyników. Gdy aplikacja zobaczy, że nie dajemy rady, obniży próg wymagań treningowych. Gdy zobaczy, że za łatwo nam idzie – podkręci te wymagania.
Najlepsze zaś zostawiłem na koniec – te wszystkie funkcje znajdziemy w zegarku kosztującym… około 1000 zł. Ta cena sama w sobie jest bardzo rozsądna, jak na zegarek sportowy o tak rozbudowanych możliwościach, a gdy doliczymy do tego wbudowanego trenera, zaczyna być wysoce opłacalna. Nie każdy może sobie pozwolić na ćwiczenia z trenerem personalnym, czy to ze względu na czas, budżet czy np. lokalizację. Kupując zegarek Amazfit Cheetah Round dostajemy nie tylko narzędzie do monitorowania treningów, ale także pomoc przy ich planowaniu. A tego w tej cenie nie znajdziemy nigdzie indziej.