Obowiązkowa nauka programowania w szkołach to fikcja. Dlatego rusza ten projekt

Obowiązkowej nauce programowania w szkołach w obecnym stanie bliżej do teorii, mimo jej obecności w podstawie programowej już od 2017 roku. Próbuje temu zaradzić nowa inicjatywa pod patronatem Ministerstwa Cyfryzacji, za którą stoi polska firma Cosmose AI, działająca głównie na rynkach azjatyckich. Do projektu włącza się również NASK, a pilotażowy program edukacyjny mający realnie uczyć młodych programowania rusza od jutra w trzech wybranych gminach. Nie brakuje wielkich słów o szansie trafiającej się raz na 120 lat (nawiązanie do zyskania globalnej przewagi przez USA w trakcie drugiej rewolucji przemysłowej). Jeszcze mocniej wybrzmiewają wizje znalezienia się w dziesiątce najbogatszych krajów świata do 2050 roku, właśnie za sprawą programistycznej potęgi Polaków. Marzenia na bok, a jak jest naprawdę przekonamy się w  ciągu najbliższego roku.
Obowiązkowa nauka programowania w szkołach to fikcja. Dlatego rusza ten projekt

Za pomysłem projektu o nazwie “Programowanie – Nasz Drugi Język” stoi Miron Mironiuk, założyciel i prezes firmy Cosmose AI. Automatycznie rodzi się pytanie: kto miałby młodych uczyć programowania? Nauczyciele informatyki, których też trzeba do tego wcześniej odpowiednio przygotować. Pilotaż, który startuje już 1 września w trzech gminach (Chełm, Syców i Zduńska Wola) przewiduje etap wstępnego przygotowania nauczycieli oraz asystowanie im przez następne 12 miesięcy w procesie przekazywania wiedzy uczniom. Nauczyciele informatyki dla klas 4-6 uczestniczący w projekcie będą również otrzymywać comiesięczne stypendium, którego fundatorem jest NASK. Program ma również wsparcie w postaci rady merytorycznej, w której zasiada m.in. Krzysztof Diks z UW, od lat związany z Olimpiadą Informatyczną.

Międzynarodowe zawody programistyczne przywołuję nie bez znaczenia, bo Polska ma w nich imponujące osiągnięcia. We wszystkich 34 edycjach Międzynarodowej Olimpiady Informatycznej zdobyliśmy bowiem aż 123 medale, ustępując jedynie Chinom. Nic dziwnego, że chcemy wykorzystać ten potencjał już na wczesnym etapie edukacji. Podstawowy problem to brak kwalifikacji samych nauczycieli (jak twierdzą pomysłodawcy projektu, obecnie co dziesiąty z nich ma realne kompetencje do nauczania programowania). W projekcie weźmie udział grupa 50 nauczycieli, którzy przy wsparciu specjalistów będą uczyć programowania w gronie 3600 uczniów. Po pierwszym roku program ma wyskalować do 100 gmin, a w ciągu czterech lat do pozostałych.

Nauka programowania w szkołach podstawowych wejdzie na nowym poziom?

Same kursy dla nauczycieli informatyki będą współfinansować trzy wybrane do pilotażu gminy, do spółki z firmami InstaKod oraz Cosmose AI. Ministerstwo Cyfryzacji obejmuje cały projekt swoim patronatem. Łączna kwota stypendiów ufundowanych przez NASK dla trzech pilotażowych gmin wynosi 900 tys. zł. Na obrazku wszystko zapowiada się obiecująco, ale tak jak pisałem na wstępie, na realne efekty trzeba będzie poczekać do końca etapu pilotażowego, który potrwa 12 miesięcy. Wtedy też stanie się jasne, czy wypracowana metoda daje szansę na skalowanie i faktycznie realna nauka programowania w szkołach podstawowych na dobre poniesie się w Polskę. Nie zrozumcie mnie źle – nie jestem pesymistą, a raczej realistą. Doceniam inicjatywę, ale wolę się wstrzymać z oklaskami. Jak to mawiają mądrzejsi ode mnie: po efektach ich poznacie.

Czytaj też: Weźmy i zablokujcie pornografię, czyli jak Ministerstwo Cyfryzacji wyręcza się operatorami

Faktem jest, że w dziedzinie programowania nie mamy powodów do wstydu. Wręcz przeciwnie, ale do tej pory widziałem już mnóstwo inicjatyw, za którymi stały wyłącznie dobre intencje. Do tak fundamentalnej zmiany potrzebna jest kombinacja finansowania i trwałego zaangażowania ze strony sektora publicznego oraz prywatnego. Nauczanie informatyki w szkołach nie jest wymarzonym zawodem dla większości specjalistów IT, którzy znajdą dużo lepiej płatne i spokojniejsze zajęcie w sektorze prywatnym. Dobrze byłoby przywrócić szacunek dla zawodu nauczyciela, wzorem krajów skandynawskich, gdzie tego typu posada jest raczej wyróżnieniem, a nie zesłaniem.