Właśnie dlatego warto płacić abonament. Lightroom dostał szereg fantastycznych nowości

Październikowa konferencja Adobe MAX to czas, gdy tradycyjnie prezentowane są najnowsze wersje oprogramowania graficznego Adobe Creative Cloud. W tym roku tzw. duża wersja Photoshopa pojawiła się nietypowo już jakiś czas temu, przynosząc przede wszystkim komercyjnie dostępny silnik AI Adobe Firefly o którym pisałem przy okazji udostępnienia bety. Na Lightrooma i Lightrooma Classic w wersji 13 przyszło czekać nieco dłużej, ale wczoraj także i te programy ujrzały światło dzienne, przynosząc szereg bardzo interesujących nowości.
Właśnie dlatego warto płacić abonament. Lightroom dostał szereg fantastycznych nowości

Nowość w Lightroom – zdjęcia o szerokiej rozpiętości tonalnej (HDR)

Częściowa obsługa HDR w Lightroomie pojawiła się już dość dawno, w postaci funkcji składania wielu ekspozycji w stack HDR. Wersje mobilne aplikacji dodatkowo otrzymały na zgodnych urządzeniach możliwość wykonywania zdjęć w formacie DNG-HDR. Późniejsza obróbka odbywała się jednak już klasycznie, z wykorzystaniem mapowania tonów i wyjściem na pliki o standardowej rozpiętości tonalnej SDR. Wersja 13 przyniosła tu zmianę, wprowadzona bowiem została możliwość obróbki HDR na każdym etapie, zarówno dla zbitek z wielu zdjęć jak i dla pojedynczych plików RAW, które typowo mają 12 lub 14 bitów informacji o jasności. Dodany został także eksport do zgodnych formatów (JPG HDR, PNG HDR, AVIF) oraz obsługa przestrzeni barwnych HDR.

Lightroom HDR

Do pracy ze zdjęciami HDR wskazany jest wysokiej klasy monitor, z certyfikatem VESA1000 lub lepszy, w przeciwnym wypadku bowiem trudno o wiarygodny podgląd efektów. Podczas pracy do dyspozycji jest histogram podzielony na część SDR i HDR, osobno jest także dostępny zdublowany panel edycji, służący do mapowania HDR na potrzeby wyświetlania na wyświetlaczach SDR.

Zobacz także: Sprawdziłem Photoshop beta ze sztuczną inteligencją. Jestem zachwycony i przerażony jednocześnie (chip.pl)

AI w Lightroomie doda bokeh, jeśli nie ma naturalnego

Sztuczne rozmycie tła pojawiło się wraz z premierą trybów portretowych w smartfonach. Pojawiły się także aplikacje, takie jak Focos, które na bazie zachowanych informacji o głębi lub na bazie algorytmów rozpoznawania obrazu potrafiły dodać rozmycie podczas późniejszej obróbki. W świecie „dużej” fotografii polegano jednak przede wszystkim na niewielkiej głębi ostrości uzyskiwanej naturalnie, z pomocą jasnych obiektywów. Wzrost popularności Lightroma na smartfonach i coraz mocniejsza integracja programu z AI przyniósł w końcu rzecz nieuniknioną – w obsługę sztucznego rozmycia wyposażone zostały wszystkie wersje Lightrooma – mobilna i desktopowa oraz Lightroom Classic.

Lightroom Lens Blur

Zakładka Lens Blur ma informację o wczesnym dostępie, co oznacza, że algorytmy wciąż są dopracowywane i efekty mogą być w tej chwili dość nieprzewidywalne. Włączenie efektu oznacza dość długą analizę obrazu przez AI, która ma rozpoznać poszczególne plany zdjęcia. Wpływać można na siłę rozmycia, dostępne jest w tej chwili także 5 predefiniowanych kształtów krążków pozaogniskowych.

Zakres głębi ostrości można regulować prostym suwakiem, a jeśli mimo tego nie uda się uzyskać w pełni zadowalającego pokrycia można także sięgnąć po narzędzia do ręcznego maskowania. Jakość tak uzyskanego efektu Lens Blur jest dobra (rzekłbym że z drobnymi wyjątkami znacznie lepsza, niż to co oferują smartfony w trybach portretowych), ale z krótkich testów wynika, że lepiej sobie radzi z dodawaniem efektów do zdjęć w którym całość obrazu mieści się w głębi ostrości – połączenie naturalnego bokeh ze sztucznym rozmyciem może przynieść dość dziwne efekty.

Zobacz także: Adobe pozamiatało. Sprawdzamy rewelacyjne nowości w Lightroomie i Photoshopie (chip.pl)

Miejscowa korekcja barw – najbardziej niepozorna, ale też najbardziej użyteczna

W porównaniu z opisanymi wyżej funkcjami ostatnia z nowości wygląda dość powszednio. To jednak tylko pozór, jest to bowiem gamechanger, jeśli chodzi o łatwą i szybką korekcję kolorów na zdjęciu. Nowe narzędzie zagościło w zakładce Color Mixer, obok klasycznego wariantu, opartego o szereg suwaków HSL i służy w zasadzie do tego samego, lecz pozwala na dużo dokładniejszą kontrolę nad zakresem działania. Regulować można odcień, nasycenie i jasność, przy czym potęga tego narzędzia objawia się w niezwykle precyzyjnej kontroli zakresu działania jaką zapewniają suwaki zakresów oraz na precyzyjnej wizualizacji zmienianych barw oraz miejsc, gdzie zadziałają nakładane efekty.

Lightroom New Point Color

Podobne efekty można było uzyskać wprawdzie klasycznie, lecz było to dużo bardziej pracochłonne. Nie miałem wprawdzie zbyt wiele czasu na dokładniejsze porównanie, lecz wydaje się, że z użyciem punktowej edycji koloru Lightroom Classic ma szansę w końcu dorównać Capture One Pro jeśli chodzi o jakość i szybkość dokładnej korekcji koloru skóry w fotografii portretowej.

Zobacz także: Złota jesień na zdjęciach: jak wykorzystać światło i kolory (chip.pl)

Adobe nie bierze jeńców – aktualizacja Lightrooma nie pozostawia złudzeń

Kierunek wprowadzanych do Lightrooma zmian nie pozostawia złudzeń – będzie coraz więcej AI w obróbce, przy czym Adobe zachowuje na razie dobrze balans między automatyzacją efektów, a decyzjami obrabiającego, wykonując najcięższą pracę nam, gdzie jest ona najniewdzięczniejsza dla człowieka (automatyczne maskowanie to niesamowita sprawa), pozostawiając zarazem decyzje kreatywne w ręku człowieka. I ja to szanuję, choć ze smutkiem obserwuję coraz większy dystans, jaki dzieli oprogramowanie Adobe od goniącej je konkurencji. Wkrótce zapewne czeka nas kolejna odsłona Capture One Pro, a obserwując jak coraz bardziej nie nadąża za zmianami uważam, że producent może mieć problem z przekonaniem klientów, że warto zapłacić więcej pieniędzy za subskrypcję oprogramowania, które oferuje mniej opierając się tylko na dotychczasowej opinii o lepszej pracy z kolorem i wydajności. Tym bardziej, że wydajność Lightrooma też jakby wzrosła…