Google płaci majątek, aby być główną wyszukiwarką. Taka kwota to marzenie

Podczas toczącego się procesu dotyczącego praktyk monopolistycznych Google’a, cały czas wychodzą na światło dzienne nowe ciekawostki. Najnowsza zdradza nam, ile gigant płaci za bycie domyślną wyszukiwarką na różnych platformach. W 2021 zapłacił tyle, że pozazdrościć może nie tylko zwykły Kowalski, ale niejeden kraj świata.
Google
Google

Proces związany z praktykami monopolistycznymi Google’a potrwa zapewne przez wiele miesięcy, jednak już dwa pierwsze przyniosły nam sporo ciekawych informacji na temat pozakulisowych działań firmy. Kolejna to konkretna kwota, którą zapłaciła ona za bycie domyślną w wielu miejscach. Jaka to kwota i komu przypadła w udziale?

Google pierwsze – ponieważ płaci

Praktyka płacenia za to, aby być faworyzowanym, nie jest w świecie technologii niczym nowym, ani też moralnie złym. Pieniądze, jakie dostają producenci za takie działania, poświęcane są na rozwój ich usług, co przekłada się na większy komfort dla użytkowników. Gorzej jednak, gdy jedna z firm dysponuje takimi środkami, przy których inni nie mają szans, aby się przebić. Taka właśnie firma to oczywiście Google.

Jak pokazują to świeżo ujawnione w sądzie dokumenty, w 2021 roku firma zapewniła sobie bycie “tą pierwszą” za kolosalną kwotę 26,3 mld dolarów. Komu przypadły kawałki tego tortu? Praktycznie każdej znanej firmie – zaczynając do Mozilli i Opery w segmencie przeglądarek, poprzez Apple i Samsunga idąc wśród producentów smartfonów, kończąc na operatorach sieci komórkowych jak T-Mobile czy Verizon. Departament Sprawiedliwości USA uznał, że takie działanie narusza zasady uczciwej konkurencji oraz sprawia, że sami użytkownicy mają mniejszy wybór. Google jednak tłumaczy się całkiem rozsądnie, że domyślną wyszukiwarkę można w dowolnej chwili i w łatwy sposób zmienić.

Google w telefonie

Czytaj też: A co gdyby Apple rozstał się z Google’em?

I w sumie Google miałby rację, gdyby nie jeden fakt. Zawierane z wymienionymi umowy miały zapis będący kością niezgody – otóż przewidywał on, że opłacona firma nie mogła podpisywać żadnych umów z konkurentami Google’a. A nie trzeba być prawnikiem, aby ocenić, że to niezbyt ładne zachowanie i faktycznie może mieć negatywny wpływ na konkurencyjność, a co za tym idzie – rozwój rynku.

W związku z tym Google może mieć twardy orzech do zgryzienia. Jednak póki co sprawa jest cały czas w toku, a kolejne fakty mogą dopiero ujrzeć światło dzienne. Dlatego z pewnością dowiemy się jeszcze wielu ciekawych rzeczy na ten temat i zobaczymy, jak za kulisami rozgrywa się walka o dominację w świecie technologii.