Test Poly Voyager Free 60+. Słuchawki TWS dla dużych ludzi

Słuchawki marki Poly Voyager znane są dobrze wszystkim pracownikom call center, korporacji i dużych biurowców. Zwykle kojarzymy je jednak z modelami profesjonalnymi, a nie ze słuchawkami TWS, które rywalizują z zupełnie inną kategorią produktów. Miałem okazję przez miesiąc testować model Poly Voyager Free 60+ i sprawdzić, czy są w stanie przetrwać na tym wymagającym rynku.
Test Poly Voyager Free 60+. Słuchawki TWS dla dużych ludzi

1699 zł. Tyle właśnie kosztują słuchawki Poly Voyager Free 60+ i trzeba to podkreślić już na wstępie, bo niestety cała opinia o tych słuchawkach będzie na nie padać właśnie przez pryzmat ceny. 1699 zł to absolutnie najwyższa półka w krainie słuchawek TWS. To więcej, niż koszt najpopularniejszych AirPodsów Pro 2. Więcej niż wyposażone w najlepsze na rynku ANC słuchawki Sony WF-1000XM5. To niemal tyle samo, co cena określanych mianem “audiofilskich” słuchawek Devialet Gemini II czy Beoplay EX.

Czy Poly Voyager Free 60+ naprawdę oferują coś, co pozwoli im stanąć obok tuzów tej kategorii, czy może trzeba na nie patrzeć jako zupełnie oddzielny byt?

Poly Voyager Free 60+ mają jedną zasadniczą wadę – są ogromne

Nie da się tego w żaden sposób ukryć – to nie są słuchawki dla małych ludzi. Ogromne jest przede wszystkim etui; nie zmieści się do żadnej kieszeni spodni (a może raczej zmieści się, ale będzie wyglądać komiczno-niezręcznie). Oczywiście wynika to po części z faktu, iż etui jest wyposażone we własny wyświetlacz, o którym powiemy sobie za chwilę, ale nie tylko. Etui jest wielkie, bo wielkie są też same słuchawki.

Patrzymy na słuchawki dokanałowe, które rozmiarem zawstydzają niejedne słuchawki douszne. Są znacznie większe od AirPods Pro 2, nie mówiąc już o Galaxy Buds Pro 2 czy słuchawkach Jabry. W moim przypadku, niezależnie od tego, który z trzech rozmiarów końcówek zakładałem, słuchawki nie trzymały się w uchu. Mojej drobnej postury żonie w ogóle nie zmieściły się do małżowiny. Mam wrażenie, że rozmiar tych słuchawek modelowany był na próbie składającej się z zawodników NBA, a nie normalnych rozmiarów ludzi.

Poly Voyager Free 60+

Niestety ten rozmiar rzutuje też na odbiór pozostałych funkcji słuchawek. Trudno mi rzetelnie powiedzieć coś więcej na temat ich brzmienia, bo nie mieściły mi się szczelnie w uchu. Nie mam pojęcia, czy to ANC jest tak słabe, czy może dużo hałasu wpada dookoła obudowy. Do tego jeszcze przejdziemy, ale już na wstępie muszę zaznaczyć, że to nie są słuchawki dla każdego. Nie ze względu na wysoką cenę, a właśnie ze względu na gabaryty.

Jakość wykonania na najwyższym poziomie

Na szczęście rozmiar nie ma negatywnego przełożenia na jakość wykonania tych słuchawek, a ta jest wzorowa. Zarówno etui, jak i same słuchawki sprawiają wrażenie produktu premium; wykonane są z gęstego tworzywa, etui nie skrzypi, a słuchawki są bardzo solidne. Jedyny zgrzyt jaki tu mam to zastosowanie małych, fizycznych przełączników na pałąkach. Nie jest to obiektywna wada, a raczej kwestia preferencji, ale osobiście na tej półce cenowej spodziewam się przełączników pojemnościowych lub paneli dotykowych.

Poly Voyager Free 60+

Cieszy fakt, że mimo biurowego rodowodu producent nie poskąpił normy wodoodporności IP54, która pozwala używać słuchawek w czasie deszczu.

Etui pozwala też ładować słuchawki na ładowarkach Qi, a skoro o tym mowa, to warto od razu powiedzieć, że same słuchawki wytrzymują do 5,5h ciągłego użytku i do 24h łącznego użytkowania po doładowaniu w etui. W etui znajdziemy też adapter USB-A, pozwalający podłączyć słuchawki do komputera i przełączać się między telefonem a komputerem nie musząc polegać na (bądźmy szczerzy) zawodnej technologii multipoint.

Po co słuchawkom TWS ekran?

Nie na się nie zauważyć, że u szczytu etui znajduje się niewielki, kolorowy wyświetlacz. Możemy podejrzeć na nim poziom naładowania słuchawek, sterować odtwarzaniem i podstawowymi ustawieniami, takimi jak połączenie z urządzeniem czy ANC.

Mówiąc zupełnie szczerze, przez cały miesiąc testów użyłem tego ekranu równo 2 razy – tuż po wyjęciu z pudełka i podczas robienia zdjęć. Na co dzień jest on najzwyczajniej w świecie bezużyteczny.

Po co mi sterowanie odtwarzaniem multimediów, skoro mogę przewinąć lub zatrzymać odtwarzanie wciskając przycisk na słuchawce? Nawet nie widać, co w danej chwili jest odtwarzane. Po co mi ustawienie ANC i trybu transparentnego, skoro to samo mogę zrobić przyciskiem na słuchawce? Po co mi opcja przełączania się między urządzeniami w etui, skoro urządzenie przełącza się automatycznie, gdy wybiorę słuchawki jako urządzenie audio na komputerze lub telefonie? Po co mi w ogóle ekran w etui, skoro do obsługi słuchawek służy aplikacja mobilna w telefonie, w której znajdę dokładnie te same opcje i wiele więcej? Jeśli już mam sięgnąć po dodatkowe urządzenie, by obsłużyć słuchawki, w 10 przypadkach na 10 sięgnę po telefon. A nie po wielkie, nieporęczne etui o mocno ograniczonej funkcjonalności.

Jest tylko jeden aspekt, w którym Poly Voyager 60+ się bronią

I nie jest to ani dźwięk, ani ANC. Zaczynając od tyłu – ANC jest tu co najwyżej przeciętne. Dobrze odfiltrowuje stały dźwięk i szum, dobrze też sobie radzi z tłumieniem nieregularnych hałasów, jak stukotu klawiatury, gwaru ludzi w kawiarni, etc. Jednak za 1699 zł “dobrze” to za mało. W tej cenie słuchawki takie jak AirPods Pro 2 czy Sony WF-1000XM5 oferują wybitną redukcję szumów.

Muszę tu jednak podkreślić, że na tę opinię może wpływać rozmiar słuchawek, które z racji swoich gabarytów nie przylegają mi idealnie do ucha i przepuszczają sporo dźwięków “pasywnie”. Rozmiar słuchawek nie zmienia jednak tego, że tryb transparentny jest tu tak słaby, że równie dobrze mogłoby go nie być. Jeśli ktoś oczekuje idealnego rozpoznawania głosu jak w słuchawkach Apple, to srodze się rozczaruje.

Nikogo nie zachwyci też brzmienie tych słuchawek. Tu ponownie podkreślę – przez zbyt duży rozmiar słuchawki z pewnością nie brzmią mi w uchu tak dobrze (a na pewno nie tak basowo, jak mogłyby), jak słuchawki o idealnym dopasowaniu.

Jednak i bez tego mogę ocenić ich brzmienie jako absolutnie przeciętne, na poziomie słuchawek 3- a nawet 4-krotnie tańszych. Do tego w aplikacji nie mamy żadnej możliwości poprawy tej sytuacji, bo do wyboru są tylko trzy predefiniowane ustawienia EQ. Brakuje tu zarówno dynamiki, jak i szczegółowości, o przestrzeni nie wspominając. Poly Voyager Free 60+ grają po prostu poprawnie i nic więcej.

Jest za to jedna rzecz, które robią wybitnie i są to rozmowy głosowe. ANC może jest przeciętne podczas słuchania muzyki, ale za to w czasie rozmowy świetnie wycina odgłosy otoczenia. Producent nazywa to funkcją SoundGuardDigital no i trzeba przyznać, że faktycznie broni przed niepożądanymi dźwiękami jak żadne inne słuchawki. Co więcej, dzięki długim “łodyżkom” głos rozmówcy jest zbierany lepiej niż w większości znanych mi słuchawek, bo mikrofon jest po prostu bliżej naszych ust.

Producent zastosował tu też technologię WindSmart, która niweluje odgłosy wiatru podczas poruszania się. Nie wytnie ona może pędu wiatru, jeśli jedziemy na rowerze, ale już w czasie normalnego spaceru przez miasto funkcja ta działa jak złoto.

Czy warto kupić słuchawki Poly Voyager Free 60+? Cóż…

…na pewno nie do użytku prywatnego. Niestety nie ma ani jednego aspektu, w którym te słuchawki wygrywałyby na dłuższą metę z podobnie wycenioną konkurencją, a nawet słuchawkami o połowę tańszymi. Nawet przewaga w zakresie rozmów telefonicznych nie jest na tyle duża, by polecić ich zakup zamiast AirPodsów, Galaxy Budsów czy innych słuchawek.

Jeśli jednak mają to być słuchawki przede wszystkim do firmowych calli, a ich funkcje poza pracą mają znaczenie drugorzędne, to rzeczywiście mogą się znaleźć chętni, by nabyć taki sprzęt do swojej firmy. Oczywiście pod warunkiem, że mają na tyle duże uszy, by móc z tych słuchawek wygodnie korzystać.