Test Asus ROG Raikiri Pro – pad w cenie, na widok której się przeżegnasz

Asus ROG Raikiri Pro to pad z gatunku tych absurdalnie drogich. Na ogół są to faktycznie bardzo dobre urządzenia, które oferują wyższą precyzję, komfort, dodatkowe możliwości personalizacji, ale też zupełnie nowe doznania podczas grania w gry. Ich możliwości starają się rekompensować cenę i to nie zawsze się udaje. Jak jest w tym przypadku?
Test Asus ROG Raikiri Pro – pad w cenie, na widok której się przeżegnasz

Błąd konstrukcyjny powoduje, że Asus ROG Raikiri Pro skrzypi. Przy tej cenie nie wypada

Powiedzieć, że Asus ROG Raikiri Pro wygląda efektownie to jak nic nie powiedzieć. To pad nastawiony na wywołanie efektu wow! Część przedniego panelu udaje półprzezroczystą powierzchnią, a całość jest pokryta efektownymi grafikami. Lewa i prawa część obudowy są przecięte pasami diod LED podświetlanych w barwach RGB. Jeśli to za mało to dodajmy do tego niewielki ekran OLED w górnej części. Jego powierzchnia jest dosyć delikatna i zaskakująco szybko pokrywa się rysami.

Nie do końca wiem, co oznaczają strzałki na gałkach analogowych, ale podwójnie przyciągają wzrok. Raz, właśnie strzałkami, a dwa, że pomimo matowej powierzchni lubią się palcować. Przyciski ABXY są pokryte efektowną grafiką, trochę szkoda, że nie są podświetlane.

Z tyłu… dzieje się. Znajdziemy tu cztery personalizowane przyciski i dwa suwaki służące do zmniejszenia skoku triggerów. Z kolei pod magnetyczną klapką kryje się odbiornik USB. Dzięki czemu możemy zawsze mieć go ze sobą.

Na górze obudowy widzimy klasyczne przyciski, do tego dwa przyciski do sterowania funkcjami pada na ekranie oraz port USB-C. Na dolnej krawędzi trafimy na gniazdo Jack 3,5mm oraz przycisk wyciszania mikrofonu.

Pad pewnie leży w dłoni dzięki zróżnicowanej fakturze i trzyma się go świetnie nawet po wielu godzinach grania. Jest tu jednak jeden bardzo poważny zgrzyt. Prostopadle do triggerów mamy linię łączenia części obudowy i traktuję to jako wadę konstrukcyjną. W tym miejscu naturalnie mamy oparte palce i każde, nawet najmniejsze ściśnięcie obudowy wywołuje paskudny zgrzyt i skrzypienie. Dodatkowo obudowa lekko ugina się w tym miejscu, więc nawet jak gramy w słuchawkach to ten zgrzyt czujemy i odruchowo wyobrażamy sobie jego dźwięk. Przy tej cenie to nie jest tylko wpadka, a bardzo poważna wada. Szkoda, bo psuje to odbiór bardzo udanej konstrukcji.

Czytaj też: Test Hama EMW-700 – spróbowałem dziwnej myszki i teraz czekają mnie wydatki

Co ma Asus ROG Raikiri Pro, czego nie ma zwykły pad?

No przecież RGB i ekran, co za głupie pytanie… A tak na poważnie, to zamiast RGB wolałbym podświetlane przyciski. Ekran z kolei służy nie tylko do wyświetlania jednej z kilku animowanych, efektownych tapet. Za jego pomocą przełączamy się pomiędzy ustawieniami dla Xboxa lub PC oraz pozwala na szybką zmianę zdefiniowanych wcześniej profili. Może względnie szybką, pod warunkiem że opanujemy sterowanie. Prawy przycisk na górnej krawędzi ekranu służy do wywołania Menu i zatwierdzania wyboru poprzez przytrzymanie. Lewy to cofanie. Co ja się naklikałem żeby to załapać…

Asus ROG Raikiri Pro pozwala na daleko idącą customizację jego działania. Zaczynając od rzeczy banalnych, możemy ustawić własny tekst wyświetlany na ekranie oraz zmienić tryb podświetlenia RGB i synchronizować go w ramach Aura Sync.

Dalej znajdziemy zmianę czułości drążków analogowych oraz triggerów. Możemy zmienić czas i typ reakcji lub skrócić punkt aktywacji. Opcji konfiguracji jest naprawdę dużo. Poza tym w czysto analogowy sposób można skrócić punkt aktywacji spustów poprzez przesunięcie zapadek na tyle obudowy. To szczególnie przydatne w strzelankach sieciowych. Z kolei wydłużenie działania spustów w całym dostępnym zakresie ruchu będzie idealną opcją do gier wyścigowych czy symulatorów. Każde takie ustawienie możemy przypisać do jednego z czterech profili. Podobnie jak skróty przypisane do czterech przycisków na tyle obudowy. Jak choćby rzut granatem w Call of Duty, ale możemy też do nich przypisać np. zmianę czułości lewego lub prawego drążka. Jest w czym wybierać.

Ostatnia dostępna opcja to regulacja siły wibracji i dostępne są cztery punkty wibracji, w każdym z rogów obudowy. Każdy z nich może wibrować z innym natężeniem. Nie ma co ukrywać, jest na wypasie!

Wszystkie wprowadzone ustawienia są zapisywane w profilach w pamięci urządzenia. ROG Raikiri Pro to sprzęt typu plug-and-play, więc w ciągu kilku sekund podłączamy go do dowolnego nowego komputera czy konsoli i możemy na nich korzystać z naszych przygotowanych wcześniej ustawień.

Czytaj też: Test monitora Samsung Odyssey Neo G9 G95NC, czyli 57-calowa bestia w akcji

Bajery bajerami, ale jak się gra na ROG Raikiri Pro?

Wymiary pada są bardzo zbliżone do podstawowego pada Xboxa, więc są idealne. Podobnie jak układ przycisków i naprawdę pomidory rzucane w tym momencie przez fanów kontrolerów Sony PlayStation nie robią na mnie wrażenia. Kontroler waży 330 gramów, więc 110 gramów więcej niż pad od Xboxa bez baterii, ale tego kompletnie nie czuć w trakcie użytkowania. Powiedziałbym wręcz, że jest lekki i nawet wielogodzinna rozgrywka nie męczy dłoni.

O ile spusty i triggery, nawet bez żadnych wymyślnych ustawień działają pewnie, bardzo precyzyjnie i są zwyczajnie przyjemne w użytkowaniu, tak przyciski ABXY są… zwyczajne. Mają długi skok, są dosyć głośne, w zasadzie niczym nie różnią się od klasycznego pada Xboxa. Przy tej cenie chciałoby się czegoś innego, jak choćby genialne przyciski mechaniczne, które miał świetny Razer Wildcat.

Sterowanie w grach jest bardzo precyzyjne. Prowadzenie, strzelanie, namierzanie, obracanie kamery… Śmiało można powiedzieć, że Asus ROG Raikiri Pro pozwala robić to w sposób bardziej precyzyjny i jeśli chcielibyście kogoś przekonać do porzucenia myszki na rzecz pada, to jest to odpowiedni adres.

Pad można bardzo łatwo podłączać do innych urządzeń. W przypadku komputera jest to Bluetooth lub radiowo poprzez odbiornik USB. Do Xboxa potrzebny jest kabel i w zestawie znajduje się bardzo długi, 3-metrowy przewód w solidnym oplocie. Oczywiście można go też użyć do połączenia z komputerem. Taka długość jest zdecydowanie wystarczająca.

Przyznam, że z zegarkiem w ręku nie sprawdzałem czasu pracy kontrolera. Asus podaje, że może działać 48 godzin, ale bez podświetlenia i wibracji. Z podświetleniem i wibracją, grając po 2-3 godziny dziennie, musiałem ładować akumulator mniej więcej raz na dwa tygodnie. Można śmiało powiedzieć, że trzeba to robić na tyle rzadko, że nie jest to najmniejszym problemem.

Czytaj też: Test Yumisu 2055 Magnetic – w Polsce robią bardzo dobre fotele!

Asus ROG Raikiri Pro to świetny pad, tylko dla kogo?

Akcesoria takie jak Asus ROG Raikiri Pro to nie jest sprzęt dla każdego. I nie chodzi tu o to, że jest drogi i mało kogo na niego stać. Jest drogi, bo kosztuje… różnie. Aktualnie najniższa cena to 754 zł, ale są oferty przekraczające 1000 zł. Dużo, ale patrząc na możliwości względem innych kontrolerów i ogromną precyzję sterowania, to nie wydaje się mocno wygórowana kwota. Z drugiej strony ogromnym zgrzytem w tym wszystkim jest skrzypiąca obudowa. Miałem okazję używać ostatnio kosztującego 169 zł pada Genesis Mangan 400 i jego obudowa robi o wiele lepsze wrażenie.

Zastanawiam się, komu mógłbym polecić Asusa ROG Raikiri Pro, bo raczej niewiele osób potrzebuje aż tak zaawansowanego pada. Poza faktycznymi zapaleńcami i graczami na profesjonalnym poziomie. Wiele osób może zwyczajnie nigdy nawet nie uruchomić Armoury Create i kupią go dla podświetlenia RGB i ekranu, bo ładnie wygląda. W takim przypadku trochę szkoda pieniędzy. Ale jeśli faktycznie chcesz poczuć różnicę w sterowaniu, przymykając oko na to, że nie poczujesz pozytywnej różnicy w wykonaniu pada, to ROG Raikiri Pro jest zdecydowanie warty uwagi.