Ten napęd kwantowy ma naginać prawa fizyki. Poznaliśmy wyniki kluczowego testu

Miało być pięknie, a wyszło… nie najlepiej. Tak przynajmniej wynika z informacji przekazanych przez firmę Rogue Space Systems, stojącą za testem tego potencjalnie rewolucyjnego napędu.
falcon-9-katastrofa
falcon-9-katastrofa

Oczekiwania były ogromne, gdyż pojawiły się głosy o napędzie, który zmieni przebieg misji w głębokiej przestrzeni kosmicznej. Miał on wytwarzać ciąg bez używania paliwa, co byłoby oczywiście kompletnym game changerem w kontekście dalekich lotów. Aby przekonać się o realnych możliwościach tej technologii, jej autorzy zorganizowali test z udziałem satelity Barry-1.

Czytaj też: Energia elektryczna prosto z kosmosu? Przełomowy test zakończył się sukcesem

W listopadzie ubiegłego roku wyniesiono ją na orbitę z wykorzystaniem rakiety Falcon 9 od SpaceX. Komplikacje pojawiły się stosunkowo szybko, bo na etapie startu i wczesnej orbity. Wtedy to inżynierowie odnotowali problemy z układem zasilania. Dwa miesiące później doszło natomiast do utraty łączności satelitarnej, tuż przed końcem wspomnianej fazy.

Podobnie jak w przypadku bardziej znanego EmDrive, tak i tutaj napęd miał być generowany bez udziału paliwa. Udało się nawet potwierdzić, że ciąg faktycznie da się wytworzyć, choć jego siła była niewielka. Cała koncepcja obiła się szerokim echem ze względu na fakt, iż jej funkcjonowanie stoi w sprzeczności z prawami fizyki. Wielu naukowców pozostawało sceptycznych, choć nie brakowało entuzjastycznych wypowiedzi.

Napęd kwantowy IVO miał być rewolucyjny ze względu na możliwość wytwarzania ciągu bez wykorzystania paliwa

Z czasem stało się jasne, że zasadę działania takiego napędu da się wyjaśnić w oparciu o obowiązujące prawa, choć przedstawiciele IVO Ltd, twórcy rozwiązania o tej samej nazwie, nie są w stanie wyjaśnić, w jaki dokładnie sposób działa ich technologia. Zaznaczali natomiast, że może on wytworzyć 52 miliniutony ciągu na 1 wat energii elektrycznej. I być może taka informacja mogłaby zostać uznana za satysfakcjonującą, gdyby nie fakt, że zeszłoroczny test IVO zakończył się fiaskiem.

Krótko mówiąc, satelita, który miał zostać przetransportowany, zaginął gdzieś w kosmosie i nic nie wskazuje na to, by dało się go odzyskać. Kontakt z ładunkiem utracono 9 lutego, co oznacza, iż napęd wciąż nie ukończył wspomnianej fazy LEOP, obejmującej start i wczesną orbitę. To fatalna wiadomość, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że deklarowana siła napędu oznaczałaby dwanaście razy wyższą wydajność niż w przypadku istniejących napędów jonowych stosowanych w satelitach. 

Czytaj też: Ostatnie zdjęcie satelity, który za kilka dni spłonie w atmosferze Ziemi. Zaczyna się sprzątanie orbity okołoziemskiej

Mimo to autorzy się nie poddają, zapowiadając kolejne testy orbitalne i mając nadzieję, iż tym razem uda im się doczekać etapu, na którym napęd zostanie faktycznie uruchomiony. Pozostaje nam im kibicować, wszak potwierdzenie tej niezwykłej funkcjonalności mogłoby na dobre zrewolucjonizować podróże kosmiczne.