Dron napędzany kontrolowanymi eksplozjami. Właśnie osiągnął zaskakującą prędkość

Naukowcy przetestowali zupełnie nowy rodzaj silnika rakietowego. Był on w stanie rozpędzić dron testowy do prędkości bliskiej prędkości dźwięku. Twórcy chcą stworzyć następcę Concorde’a.
Dron napędzany kontrolowanymi eksplozjami. Właśnie osiągnął zaskakującą prędkość

Kiedy spojrzymy na rozwój lotnictwa pasażerskiego, zauważymy, że nie jest on liniowy. Jakby nie patrzeć przez kilka dobrych dekad ludzkość miała do dyspozycji samolot pasażerski, który był zdolny transportować pasażerów z punktu A do punktu B z prędkościami naddźwiękowymi. Od kilkunastu lat jednak takiej opcji już nie ma. Po wycofaniu z użycia brytyjsko-francuskiego Concorde’a, wróciliśmy do czasów, kiedy nie było możliwości podróżowania z tak wysokimi prędkościami. W takiej rzeczywistości, gdy usłyszymy, że istnieje firma, która chciałaby stworzyć samolot zdolny do transportowania pasażerów z prędkościami pięciokrotnie większymi od tych, które osiągał Concorde, obudzi się w nas zdrowa dawka sceptycyzmu. Nie zmienia to jednak faktu, że taka firma faktycznie istnieje.

Mowa tutaj o firmie Venus Aerospace, która długofalowo dąży do stworzenia samolotu pasażerskiego zdolnego przemieszczać się w między odległymi punktami na Ziemi z prędkościami rzędu 11 000 km/h (Concorde osiągał prędkość nieznacznie przekraczającą 2000 km/h). Choć cel ten wciąż jest bardzo odległy, to z miesiąca na miesiąc firma robi istotne postępy.

Czytaj także: To nagranie musisz obejrzeć. Tak właśnie rewolucjonizuje się silniki lotnicze

Swoje nadzieje firma pokłada w rozwoju nowatorskiego napędu, jakim jest silnik rakietowy z rotującą detonacją (RDRE, ang. rotating detonation rocket engine). W przeciwieństwie do konwencjonalnych silników rakietowych nie ma w nim stałego spalania paliwa. Zamiast tego w pierścieniowej komorze wytwarzana jest z nadtlenku wodoru stale rotująca fala detonacyjna, która powoduje kolejne detonacje.

Ten nietypowy silnik nie stanowi już jedynie odległej wizji technologicznej. Pod koniec lutego Venus Aerospace przeprowadziło pełny test statyczny silnika.

Teraz jednak badacze postanowili zainstalować silnik na pokładzie drona i przetestować go w locie. Sam dron ma długość 2,4 metra i masę 136 kilogramów. Takie urządzenie zostało podczepione do kadłuba samolotu Aero L-29 i wyniesione na wysokość 3,5 kilometra. Jak zwykle w takim przypadku, gdy samolot znalazł się już nad odpowiednim terenem, dron został uwolniony i chwilę później został uruchomiony silnik RDRE. Jak informują przedstawiciele firmy, dron wykorzystujący rotacyjną detonację rozpędził się do prędkości bliskiej prędkości dźwięku. Przez ponad 16 kilometrów dron mknął z prędkością 0,9 prędkości dźwięku.

Badacze zwracają uwagę na fakt, że w trakcie testów silnik wykorzystywał jedynie 80 proc. dostępnego ciągu. Możliwe zatem, że już teraz jest on w stanie latać z prędkościami naddźwiękowymi.

Można by było powiedzieć, że udany test silnika przybliża nas do wizji superszybkiego, hipersonicznego samolotu pasażerskiego. Trzeba jednak pamiętać, że zanim taki samolot powstanie, firma będzie miała jeszcze wiele przełomów technologicznych do osiągnięcia.

Czytaj także: Wszechświecie, nadchodzimy! Japoński silnik rakietowy RDE może otworzyć wiele furtek

Obserwatorzy zwracają bowiem uwagę na fakt, iż samolot z silnikiem RDRE byłby niezwykle hałaśliwy, znacznie bardziej hałaśliwy od Concorde’a, który został uziemiony m.in. ze względu na generowany poziom hałasu. Co więcej, to nawet nie jest największa przeszkoda stojąca na drodze do realizacji tej futurystycznej wizji. Jakby nie patrzeć mamy do czynienia tutaj z powtarzającymi się po sobie eksplozjami. Uruchomienie takiego silnika za plecami pasażerów sprawiłoby, że poczuliby się oni jak pasażerowie młota pneumatycznego, którzy przy każdej eksplozji odczuwaliby uderzenie w plecy. Można się spodziewać, że nawet wizja pokonania odległości z Londynu do San Francisco w godzinę nie byłaby w stanie nikogo skusić do podróży. Pozostawmy już tutaj kwestię trwałości samolotu wystawionego na takie obciążenie, przeciążenia i zmęczenie materiału.

Nie zmienia to jednak faktu, że nad technologią trzeba pracować. Jeżeli nie w samolocie, to być może przyda się w dronach bezzałogowych, czy pociskach wojskowych.