Kobo Libra Colour – polubiłem go, choć kolor wciąż uważam za zbędny

Jako zwierzę książkowe uwielbiam czytać, a ze względów praktycznych (biblioteczka zajmuje całą ścianę, a i tak miejsca zostało tam niewiele) większość moich lektur staram się mieć w wersjach elektronicznych. Odpowiedni czytnik to dla mnie zatem sprzęt pierwszej potrzeby. A że lubię także komiksy, to premierom czytników z kolorowymi ekranami przyglądam się z tym większym zainteresowaniem. Jednym z nich jest Kobo Libra Colour, którego używałem przez ostatnie dwa tygodnie.
Kobo Libra Colour – polubiłem go, choć kolor wciąż uważam za zbędny

Kobo Libra Colour – specyfikacja techniczna

Wyświetlacz7-calowy wyświetlacz E Ink Kaleido 3 z funkcją FastGLR i trybem ciemnym
1264 × 1680 punktów
300 PPI – czarno-białe treści
150 PPI – kolorowe treści
Pamięć32 GB
CPUDual 2,0 GHz
ŁącznośćWi-Fi 802.11 ac/b/g/n (dwuzakresowa 2,4 i 5 GHz), technologia bezprzewodowa Bluetooth oraz łącze USB typu C
Bateria2050 mAh
WodoszczelnyIPX8 – do 60 min na 2 metrach głębokości
Przednie oświetlenieComfortLight PRO – możliwość regulacji jasności i temperatury barwowej w celu redukcji światła niebieskiego
Wymiary144,6 × 161 × 8,3 mm
Waga199,5 g
Cena999 zł

Wzornictwo i konstrukcja

Czytnik Kobo Libra Colour wykonany jest w całości z plastiku, który, jak podkreśla producent, w większości pochodzi z recyclingu. Tylny panel w większej części pokryty jest wzorem, który wygląda interesująco, lecz służy przede wszystkim poprawie uchwytu. Z tyłu mieści się także duży, zagłębiony przycisk służący do włączania i wybudzania czytnika.

Kobo Libra Colour

Ekran o przekątnej 7″ jest zagłębiony nieco w obudowie, od którego to rozwiązania odwykłem – wolę wykończenie na równo z ramkami. Nie wygląda to jednak źle, nie przeszkadza też w eksploatacji. Przednia ramka jest asymetryczna, z jednej strony jest znacznie szersza i wyprofilowana, by czytnik wygodnie leżał w ręku, tamże producent umieścił dwa przyciski służące (poza dotykowym ekranem) do obsługi urządzenia. Port ładowania znalazł się na długiej krawędzi.

Kobo Libra Colour

W pełni plastikowa obudowa sprawia oczywiście, że czytnik nie sprawia wrażenia produktu premium, jak tablety ze szkła i aluminium. Wbrew pozorom jest to jednak zaleta – plastik jest zaskakująco solidny, a sprzęt jest lekki jak piórko i znakomicie leży w dłoni nawet podczas wielogodzinnych lektur.

W zestawie testowym otrzymałem także wykonane z ekoskóry etui – okładkę oraz piórko, Kobo Libra Colour może bowiem służyć także jako notatnik. I tu ważna sprawa: etui tego typu należy uznać za obowiązkowe, jeśli poważnie planujemy używać stylusa, tylko w ten sposób mamy bowiem gwarancję, że szybko go gdzieś nie zgubimy – piórko ma w nim wydzielone i dobrze zabezpieczone miejsce, z którego nie sposób się go pozbyć przypadkiem.

Jeśli piórka nie mamy i nie planujemy, można także rozważyć klasyczne przeźroczyste plecki, ale także i tu zdecydowanie polecam okładkę, dzięki temu czytnik naprawdę sprawia wrażenie bliższe książce, a okładka usypia i wybudza czytnik przy zamykaniu i otwieraniu.

E-ink Kaleido 3, czyli o co chodzi z kolorem w Kobo Libra Colour?

Kobo Libra Colour to drugi czytnik z ekranem Kaleido 3, jaki trafił w moje ręce, miałem więc już pojęcie czego się spodziewać, a na co liczyć nie mogę. Najpierw trochę teorii: wyświetlacz ma przekątną 7 cali, rozdzielczość 1264 × 1680 punktów dla obrazu monochromatycznego w 16 odcieniach szarości i 632 × 840 podczas wyświetlania obrazu barwnego, który może mieć 4096 kolorów. Oświetlenie jest rzutowane na e-papier od góry przez dyfuzor, barwa podświetlenia może być regulowana ręcznie od chłodnej bieli do silnego pomarańczu, może zmieniać się po zadanej godzinie lub być dobierana automatycznie w zależności od pory dnia – krzywa niestety jest zdefiniowana na stałe bez możliwości zmiany.

Kobo Libra Colour

Jakość obrazu wyświetlanego w odcieniach szarości jest dobra – zbliżona do tego, co można uzyskać na monochromatycznych wyświetlaczach e-ink o tej samej gęstości 300 DPI, ale nie identyczna. Obraz jest szczegółowy, kontury znaków wyraźne i ostre, ale sama biel wyświetlacza jest wyraźnie przybrudzona – w powiększeniu widać, że jest to efekt spowodowany przez mozaikę nieaktywnych punktów kolorowej warstwy ekranu. Wpływa to oczywiście na ogólny kontrast wyświetlacza, który wymaga mocniejszego podświetlenia niż monochromatyczny odpowiednik dla uzyskania tego samego efektu.

Kobo Libra Colour

Jeśli chodzi o jakość koloru, to niestety powtarza się tu historia, którą opisywałem już w recenzji czytnika Onyx Boox Air 3C. Rozdzielczość i szczegółowość kolorowego obrazu są dość przeciętne, co przy tekście nie jest jakoś bardzo widoczne, ale już przy zdjęciach czy wymagających grafikach (mapy, etc.) wpływa negatywnie na czytelność.

Największym problemem jest jednak kolor jako taki. 4096 odcieni wygląda nieźle w tabelce, ale rzeczywistość wygląda tak, że barwy na Kaleido 3 nie mają nic wspólnego z tym, co widać na drukowanych odpowiednikach – są sprane, mdłe, pastelowe i ogólnie rzecz biorąc bure. Wyglądają znacznie gorzej niż papierowe wydania, w ogóle nie ma porównania do tego, co potrafi wyświetlić tablet. Zdjęcia w książkach wyglądają źle – do wydawnictw albumowych Kobo Libra Colour nie nadaje się w ogóle, w miarę do zaakceptowania są jako dodatek do tekstu. Ilustracje i mapy wyglądają jako tako, pomijając dający się czasem we znaki brak rozdzielczości.

Kobo Libra Colour

Co do komiksów, to wrażenia mam bardzo mieszane. Do testu wykorzystałem cyfrowe wydania komiksów Sandman oraz Kajko i Kokosz. Kolory są niestety rozjechane w kosmos, nie mają nic wspólnego z tym, co widać na monitorze, choć i tak chyba oddane są lepiej niż zrobił to Onyx Boox Air 3C z komiksami Marvela. Da się od biedy czytać, choć chyba na to bym się nie zdecydował z szacunku dla materiału źródłowego.

Kreska Christy okazała się dla czytnika i ekranu Kaleido 3 łaskawsza – mniejsza ilość detali i raczej proste barwy spowodowały, że Kobo Libra Colour poradził sobie na tyle dobrze, bym bez wielkiej niechęci przeczytał wgrane komiksy K&K do końca.

Oddając cesarzowi co cesarskie – prawdopodobnie zjechany przeze mnie za komiksy Marvela Onyx też poradziłby sobie znośnie z Kajkiem i Kokoszem i pluję sobie w brodę, że tego nie sprawdziłem. Nie ma to jednak dla ostatecznego werdyktu większego znaczenia, jeśli bowiem jeden komiks wygląda znośnie, a drugi nie, oznacza to po prostu, że Kaleido 3 do czytania opowieści graficznych się na razie nie nadaje i lepiej sięgnąć po tablet, niż mordować się z czytnikiem.

Kobo Libra Colour

Kobo Libra Colour radzi sobie dobrze z odświeżaniem – na domyślnych ustawieniach podczas czytania powidoki nie były zauważalne, a podczas wyświetlania stron komiksu czytnik radził sobie co prawda wolniej, odświeżając za każdym razem pełną stronę, lecz także bez artefaktów.

Kobo Libra Colour a sprawa polska, część trzecia

Czytniki Kobo są sprzedawane w Polsce oficjalnie od września 2022 roku. Od tego też momentu Rakuten Kobo toczy nierówny bój z językiem polskim, a ja przy okazji każdej recenzji mam parę dodatkowych tematów do omówienia. Tym razem zacznę od dobrych wieści – po latach zwracania uwagi na koszmarki językowe w oprogramowaniu muszę uprzejmie donieść, że ktoś w końcu potraktował uwagi na ten temat poważnie.

Kobo Libra Colour

Menu przestało straszyć takimi wspaniałościami jak „Justowanie: zniżki” czy „Użyj formatu 24-godzinnego: zniżki/w dniu”, czy polskimi znakami niedostosowanymi do reszty tekstu, które to problemy znalazłem w zeszłym roku w Kobo Elipsa 2E. W Kobo Libra Colour wszystkie tłumaczenia są poprawne, polskie znaki mają prawidłowy krój i wielkość, a jedyne, do czego mogę się tu przyczepić to miejscami nie najszczęśliwsza odmiana wyrazów: „Justowanie: włączony”, zamiast poprawnego „Justowanie: włączone”.

Kobo Libra Colour

Niestety nierozwiązana pozostała kwestia słowników. Tak, można je doinstalować ręcznie i nie, nie powinno to być konieczne w czytnikach sprzedawanych w Polsce – odpowiedni zestaw powinien być preinstalowany na urządzeniu. W Kobo Libra Colour jest co prawda możliwość pobrania słownika z poziomu czytnika, ale „im bardziej zaglądałem do środka, tym bardziej słownika tam nie było”.

Jest to dla mnie tym bardziej niezrozumiałe, że Kobo Libra Colour jest zdolny do rozpoznawania pisma odręcznego, a tego się bez odpowiedniej bazy nie da dobrze zrobić. Tymczasem Libra Colour radzi sobie z tym całkiem nieźle – ok, gorzej niż Elipsa 2E, którego nie pokonał nabazgrany przeze mnie „Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, Chrząszczyrzewoszyce powiat Łękołody”, ale to raczej kwestia mniejszego ekranu i mniej wyraźnego pisma, niż jakiegoś pogorszenia po stronie czytnika.

System operacyjny Kobo Libra Colour nie pozwala na współpracę z Legimi, Empik GO, Marvel Unlimited czy Storytel – fani tych serwisów powinni poszukać innego urządzenia, najlepiej z Androidem. Zintegrowana z czytnikiem Księgarnia Kobo niestety wciąż jest bezużyteczna – polskich książek jest tam jak na lekarstwo i zwykle są to pozycje stare. Pozostaje zatem korzystanie z polskich księgarni i wgrywanie książek na czytnik po kablu.

Kobo Libra Colour na co dzień

Czytnik obsługuje wszystkie najpopularniejsze formaty e-booków. Bez problemu odczytamy na nim pliki epub i mobi. Obsługiwany jest także DRM Adobe, którym zabezpieczane są publikacje niektórych zagranicznych księgarni. Za pomocą Calibre można przekonwertować typowe pliki na format KEPUB, pokrewny standardowemu, lecz przystosowany do funkcji spotykanych tylko na czytnikach Kobo – mi się nie chciało, ale są zwolennicy takiego rozwiązania.

Kobo Libra Colour

Kobo Libra Colour pozwala na czytanie publikacji PDF i komiksów CBZ/CBR, o czym już wspominałem wyżej. Ekran 7″ oznacza, że nie jest to idealnie wygodne – tekst bywa zbyt mały i nie zawsze coś da się z tym zrobić. Szczególnie widać to w plikach zawierających skany i w komiksach, z definicji składających się z planszy graficznych, gdzie tekst jest czasem naprawdę mały i trudny do odczytania.

Kobo Libra Colour

Ale nie jest źle, choć powiększanie zawartości działa w takich plikach powoli i lepiej go unikać. Zasadniczo jednak czytnik radzi sobie z ogromnymi plikami bardzo dobrze. Podczas testów katowałem go plikami PDF o rozmiarach przekraczających niekiedy 0,5 GB i komiksami CBR – największy plik miał 2,3 GB i Kobo odczytywał go bez zadyszki. Oczywiście dalej uważam, że do PDF i komiksów lepiej wybrać tablet.

Kobo Libra Colour

W typowych książkach EPUB można zmienić font, wielkość tekstu, pogrubienie znaków, wyrównanie na stronie oraz rozmiar marginesów. Zestaw krojów pisma preinstalowany na czytniku jest dość przyzwoity, ale i tak zalecałbym wgranie na czytnik dwóch fontów: Bookerly i Literata. Są o klasę lepsze do e-booków niż inne kroje, na szczęście ich wgranie sprowadza się do skopiowania odpowiednich plików do katalogu fonts na urządzeniu. Jeśli go nie ma, wystarczy go utworzyć.

Kobo Libra Colour

Jeśli chodzi o robienie notatek, to doceniam mazanie po marginesach – nie robię tego często, ale lubię sobie tam coś dodać od siebie. Wpisy są przechowywane w osobnym pliku i oczywiście w żaden sposób nie wpływają na książkę. Notatki samodzielne to kwestia osobnego programu – podczas tworzenia nowej notki można wybrać, czy ma to być typowo graficzny zapis, czy chcemy użyć rozpoznawania pisma. Co ciekawe, notatki testowe z poprzedniego testu Kobo przeniosły się na nowy czytnik. W smartfonach to norma, przy czytnikach miłe zaskoczenie.

Czas działania Kobo Libra Colour nie budzi zastrzeżeń – jedno ładowanie wystarczało mi na dwa tygodnie normalnego użytkowania i kilka dni intensywnego. Kolorowy czytnik wymaga mocniejszego podświetlenia, co nie pozostaje oczywiście bez wpływu na czas działania. Podczas testów ładowałem go dwa razy, za każdym razem w nocy – nawet czytnik domagający się już ładowania wciąż pozwalał na kolejną godzinę lektury, mogłem więc podłączać go pod kabel w najwygodniejszej dla mnie porze.

Kobo Libra Colour

Kobo Libra Colour – kupić, nie kupić?

Kobo Libra Colour jest z pewnością najbardziej dopracowanym czytnikiem Rakuten Kobo, z jakim miałem do czynienia. Niesamowicie wygodny, lekki, ma świetne etui (ok, do dokupienia osobno, ale zawsze) i przyzwoite piórko z gumką do bazgrania i mazania – komfort używania czytnika jest na tyle przekonujący, że po raz pierwszy myślę z niechęcią o odesłaniu sprzętu po teście i po raz kolejny myślę o wymianie prywatnego Paperwhite 5 na Oasis z przyciskami albo na Scribe.

Kobo Libra Colour

Dużym plusem jest poprawione oprogramowanie, które w końcu przestało zniechęcać, wydajność urządzenia też nie budzi zastrzeżeń. Pozostaje kwestia koloru, który moim zdaniem w tej formie wciąż ma bardzo niewielką rację bytu (korzystałoby mi się z czytnika równie dobrze w wersji monochromatycznej), a wpływa na wyższą cenę, no i pozostaje kwestia braku współpracy z polskimi serwisami abonamentowymi. Legimi na Kobo Libra Colour mogłoby być potężnym argumentem za wyborem tego właśnie czytnika, a tak rywalizacja z PocketBookami, InkBookami, Onyxami, a nawet z Kindle nie przebiega na równych zasadach. Szkoda, bo Kobo Libra Colour to mimo paru wad naprawdę dobry sprzęt.\

Zobacz także: Onyx Boox Note Air 3C – na kolorowy e-papier jest wciąż zbyt wcześnie? (chip.pl)