Nothig ear (a) – sprawdzam słuchawki w stylu nowoczesnym

Marka Nothing od niedawna próbuje zawojować polski rynek, a oprócz telefonów wprowadza na niego również słuchawki. Ta rodzina produktów nosi prostą nazwę – “ear”, czyli “ucho”. Otrzymałem do recenzji model (a). Jak sprawdza się po kilkunastu dniach użytkowania i dziesiątkach godzin użytkowania? Zapraszam do zapoznania się z recenzją Nothing ear (a).
Nothig ear (a) - test
Nothig ear (a) - test

Jakie słuchawki można określić mianem “dobrych”? Przede wszystkim wygodne, nie mające problemów z komunikacją bezprzewodową oraz zapewniające dobrą jakość dźwięku. Przez kilkanaście dni użytkowania korzystałem z nich przeciętnie 2-3 godziny każdej doby, sprawdzając je zarówno przy słuchaniu muzyki, jak również audiobooków, oglądaniu materiałów wideo oraz rozmowach telefonicznych. Czyli – w każdym możliwym aspekcie. A oto, co myślę…

Nothig ear (a) – specyfikacja

Czego szukamy w słuchawkach bezprzewodowych? Poza wymienionymi wcześniej aspektami także wygody obsługi oraz aktywnej redukcji hałasu (ANC), która pozwala nam na odcięcie się od odgłosów zewnętrznych i cieszenie niezakłóconym dźwiękiem oraz brzmieniem. Jak pod tym i innymi względami prezentują się słuchawki Nothing ear (a)? Trzeba przyznać, że na papierze wszystko wygląda doskonale.

  • Łączność: True Wireless (Bezprzewodowe)
  • Rodzaj łączności: Bluetooth 5.3
  • Budowa słuchawek: dokanałowe
  • System audio: Stereo 2.0
  • Redukcja hałasu: aktywna – ANC, aktywna – ENC
  • Średnica membrany: 11 mm
  • Regulacja głośności: tak
  • Wbudowany mikrofon: przy słuchawce
  • Złącze: USB typu-C x 1
  • Zasilanie: wbudowany akumulator 46 mAh
  • Pojemność akumulatora etui ładującego: 500 mAh
  • Czas ładowania: 10 min ładowania = 2,5 h pracy
  • Maksymalny czas pracy: do 7,5 h (normalnie), do 4,8 h (przy włączonym ANC),
  • Zastosowane technologie: Low Complexity Subband Codec (SBC), Advanced Audio Coding (AAC), Certyfikat Hi-Res Audio, LDAC, A2DP, HFP, AVRCP, Enhanced Dynamic Bass
  • Dodatkowe informacje: przetwornik dynamiczny, potrójny układ mikrofonów, redukcja szumów otoczenia w mikrofonie, wskaźnik LED
  • Wodoszczelność: IPX2
  • Pyłoszczelność i wodoszczelność: IP54
  • Dołączone akcesoria: kabel USB-C, etui z funkcją ładowania słuchawek, instrukcja obsługi, gwarancja (24 miesiące)
Nothing ear (a)

Nothing ear (a) – zawartość opakowania i wykonanie

Słuchawki Nothing ear (a) otrzymujemy w kompaktowym pudełeczku (11 x 8 x 3 cm). Jak łatwo zgadnąć, w środku poza samym etui ze słuchawkami za dużo się nie mieści. Udało się jednak upakować przewód do ładowarki (bez ładowarki oczywiście), trzy pary nauszników oraz niewielką instrukcję, do lektury której przydać się może lupa. Zwraca uwagę konstrukcja zarówno etui, jak i samych słuchawek. Częściowo przezroczyste, dają miłe wrażenia dla oka. Jeśli ktoś ceni styl nowoczesny, powinien być zachwycony.

Słuchawki to modele “z patyczkiem”. Mają proste oznaczenia – lewa ma czarną, zaś prawa czerwoną kropkę. Spód etui jest całkowicie biały, nie ma na nim żadnych ozdób. Z tyłu jedynym akcentem kolorystycznym jest szary zawias. Dodam, że chodzi on bardzo lekko, a zamknięcie jest solidne. Wewnątrz etui słuchawki utrzymuje na miejscu mocny magnes. Mamy dzięki temu pewność, że gdy np. niesiemy je w kieszeni, nawet jeśli etui by się otwarło (co jest samo w sobie mało prawdopodobne), nie zgubi się słuchawek.

Podsumowując: całość jest nie tylko niezwykle estetyczna, ale również porządnie wykonana.

Nothing ear (a) – oprogramowanie i dźwięk

W celu pełnego wykorzystania potencjału, jaki dają słuchawki Nothing ear (a), należy pobrać aplikację Nothing X. Co ciekawe – bez niej nie byłem w stanie sparować słuchawek z telefonem. A gdy już zostaną sparowane, mamy praktycznie kontrolę nad wszystkim, zaczynając od brzmienia, kończąc na poziomie redukcji hałasu. Interfejs użytkownika jest banalnie prosty w obsłudze i nawet osoba, dla której są to pierwsze słuchawki bezprzewodowe w życiu, będzie sobie w stanie ze wszystkim poradzić. Na dowód zrzuty ekranów.

Muszę przyznać, że same ustawienia standardowe są na tyle dobre, że nikt nie powinien mieć większych zastrzeżeń. Oczywiście takie uniwersalne można jeszcze podrasować pod kątem specyficznych treści. Na przykład słuchając audiobooka warto przełączyć się na “Głos” w korektorze, a jeśli lubisz muzykę, gdzie wyraźnie słychać bas, wówczas jego podbicie może podnieść komfort relaksu przy ulubionych dźwiękach. Duże zalety to możliwość sparowania słuchawek z dwoma urządzeniami, opcja “Znajdź moje słuchawki” oraz “Wykrywanie douszne”.

Dla mnie ta ostatnia opcja okazała się bardziej przydatna. Mam bowiem taki brzydki zwyczaj zasypiania podczas słuchania audiobooków. Gdy we śnie poruszam głową, słuchawki wypadają, a odtwarzanie na telefonie zostaje wstrzymane. Korzyść podwójna, a nawet potrójna. Po pierwsze – nie śpię ze słuchawkami w uszach, co jest bardzo niezdrowe. Po drugie – oszczędzam baterię telefonu. No i po trzecie – zawsze wiem mniej więcej, w którym miejscu przestałem słuchać, a wpadłem w objęcia Morfeusza.

Nothing ear (a) – komofort użytkowania

Jak korzysta się ze słuchawek Nothing ear (a)? Zazwyczaj preferuję “pchełki”, czyli modele bez patyczków, jednak testowane przeze mnie leżały w uchu tak dobrze, że przekonałem się również do takiego rozwiązania. Jeśli chodzi o ANC, działa świetnie, co miałem okazję sprawdzić w praktyce, słuchając przez nie zarówno muzyki, jak i audiobooków podczas pobytu w terenie miejskim. Oczywiście bardzo głośny hałas przebija, ale mam tu na myśli głównie takie sytuacje, jak przejeżdżający w pobliżu pociąg czy wielka ciężarówka.

Słuchawki są twarde, a jedyna miękka część to oczywiście końcówki, które wkładamy do ucha. Przyznam szczerze, że po dłuższym czasie (ponad 2 godziny) stają się nieco niewygodne. Leżąc w łóżku również należy uważać – jeśli kładzie się głowę na boku, wówczas dociska się je, co może być niekomfortowe. Nieprzyjemnie wbijają się w ucho. Nothing ear (a) mogą nam posłużyć do rozmów telefonicznych – jednak należy liczyć się z tym, że głos osoby mówiącej do nas będzie nieco zniekształcony i brzmi z dziwnym pogłosem. Nie ma natomiast problemów ze słyszeniem, gdy to my mówimy.

Zasięg słuchawek wynosi teoretycznie do 10 metrów, jednak istotne jest to, co znajduje się w linii prostej pomiędzy nimi a źródłem dźwięku. Jeśli na drodze są grube ściany lub jakiekolwiek inne przeszkody terenowe, wówczas może być problem. Transmisja przerywa się lub jest zakłócana i pojawiają psujące efekty słuchania przerwy. Dlatego najlepiej nosić telefon (jeśli z niego słuchasz) w kieszeni lub położyć go gdzieś, gdzie nie ma przeszkód.

Jak z samym brzmieniem? Jak podkreślałem przy wielu innych recenzjach sprzętu audio, nie jestem audiofilem i to, co otrzymałem, jest dla mnie wystarczające. Może eksperci dopatrzyliby się jakich nierówności itp., ale bądźmy szczerzy – ilu przeciętnych użytkowników słuchawek Nothing ear (a) dysponuje słuchem absolutnym? Dźwięk ma sprawiać przyjemność i pod tym względem nie mam słuchawkom niczego do zarzucenia.

Nothing ear (a) – czas pracy

Jak długo można korzystać ze słuchawek Nothing ear (a) na jednym ładowaniu? Wszystko zależy od tego, czy korzystamy z ANC czy nie. W pierwszym przypadku co najmniej pięć godzin, w drugim – ponad dziewięć. Samo ładowanie do 100 % to kwestia godziny i już można cieszyć się pełną mocą. Zabrakło mi jednak pewnej rzeczy.

W poprzednio testowanych przez mnie słuchawkach Jabra Elite 5 przy ich uruchamianiu pokazywał mi się procentowy stan naładowania baterii i każdej słuchawki z osobna. Przy Nothing ear (a) pojawia się tylko informacja o tym, które słuchawki działają i tyle. Aby sprawdzić poziom naładowania każdej należy wejść dopiero do Nothing X, co jest absolutne niepotrzebne, jeśli wszystkie ustawienia zostały wcześniej ustalone.

 Nothing ear (a)

Nothing ear (a) – podsumowanie

Jak wypadają ogólnie słuchawki Nothing ear (a)? Ciśnie mi się na usta tylko jedno słowo: porządnie. Powstaje natomiast pytanie, czy ich cena – która w chwili pisania tej recenzji wynosi 459 zł – nie jest co nieco za wysoka? Do 500 zł znalazłaby się niejedna alternatywa z lepszymi parametrami. Gdyby było ze 100 zł taniej, to polecałbym je jak najbardziej. A tak? Mogę tylko zarekomendować zakup dla osób, które chcą mieć solidne brzmienie oraz również ważna jak ono jest dla nich estetyka całości.

Jak dla mnie Nothing ear (a) to słuchawki, których na pewno będę używać na co dzień. Wygodne, z dobrym brzmieniem i długim czasem działania – czego chcieć więcej?