I jest! Rozbłysk słoneczny najwyższej klasy właśnie oślepił odbiorniki nad Pacyfikiem

Oj! Ostatnie dni to prawdziwa uczta dla uważnych obserwatorach Słońca. Naukowcy niemal codziennie obserwują słabsze i silniejsze rozbłyski słoneczne, którym czasami towarzyszą koronalne wyrzuty masy. Zaledwie dwa dni temu opisywałem rozbłysk klasy M, którego źródłem była niezwykle aktywna plama słoneczna, która stopniowo zwracała się w stronę Ziemi. Wtedy też napisałem, że istnieje możliwość, iż w najbliższych dniach plama da o sobie znać. Cóż, nie trzeba było długo czekać.
I jest! Rozbłysk słoneczny najwyższej klasy właśnie oślepił odbiorniki nad Pacyfikiem

Jak można się ze wstępu domyślić, aktywna plama słoneczna ponownie dała o sobie znać. Wczoraj, 17 czerwca z plamy słonecznej zwróconej już w stronę Ziemi wyemitowany został silny rozbłysk klasy X. Promieniowanie z tego rozbłysku poruszające się w przestrzeni z prędkością światła niemal natychmiast dotarło do Ziemi, zjonizowało górną warstwę atmosfery i doprowadziło do zakłóceń w komunikacji radiowej na rozległym obszarze Oceanu Spokojnego.

Rozbłysk, sklasyfikowany jako zdarzenie X1.2, osiągnął szczyt o godzinie 23:54 polskiego czasu. Jego źródłem, był aktywny region skatalogowany pod numerem 4114, czyli dokładnie ten sam, który w ciągu ostatnich kilku dni dał już o sobie kilkukrotnie znać. Aktualnie jest to jeden z najbardziej dynamicznych obszarów na powierzchni Słońca. Choć wcześniej był już źródłem kilku rozbłysków średniej mocy (klasy M), we wtorek wyemitował pierwszy rozbłysk klasy X.

Czytaj także: Potężna erupcja na Słońcu zaburzyła komunikację na Ziemi. Leci do nas obłok plazmy

Rozbłyski słoneczne klasy X są najwyższym poziomem w trzystopniowej skali intensywności: od klasy C (najsłabsze), przez M (umiarkowane), aż po X (najsilniejsze). Każdy kolejny poziom oznacza dziesięciokrotny wzrost energii, a więc rozbłysk X1.2 to zjawisko stukrotnie silniejsze niż C1 i dziesięciokrotnie silniejsze niż M1. Choć ten konkretny rozbłysk znajdował się na dolnym krańcu skali X, był wystarczająco silny, by wpłynąć na górne warstwy atmosfery Ziemi.

Zarejestrowana fala promieniowania elektromagnetycznego zjonizowała część jonosfery, co skutkowało zakłóceniami w propagacji fal radiowych krótkiego zasięgu. Według amerykańskiej Narodowej Agencji ds. Oceanów i Atmosfery (NOAA), efektem było wystąpienie tzw. radiowego „blackoutu” nad środkową częścią Pacyfiku. Utrudnienia w komunikacji mogli zatem odczuć m.in. piloci i operatorzy systemów radiowych w rejonie Hawajów, gdzie sygnały poniżej 25 MHz zostały częściowo lub całkowicie zagłuszone.

Czytaj także: Ziemia jest właśnie smagana silnym wiatrem słonecznym. To wina tej dziury w gwieździe

Warto tutaj jednak podkreślić, że wtorkowemu rozbłyskowi nie towarzyszył koronalny wyrzut masy (CME), czyli wyrwanie ze Słońca obłoku naładowanej plazmy i pól magnetycznych, które często towarzyszy rozbłyskom tej klasy. CME, w odróżnieniu od rozbłysków, mogą uderzać w ziemską magnetosferę, wywołując burze geomagnetyczne i spektakularne zorze polarne. Tym razem mieliśmy do czynienia jedynie z impulsem promieniowania, jednak i on wystarczył, by zaburzyć działanie systemów radiowych i nawigacyjnych.

Nie oznacza to jednak, że zagrożenie minęło. Region 4114 nadal znajduje się w niestabilnej konfiguracji magnetycznej i nadal jest zwrócony ku Ziemi. Eksperci prognozują, że w kolejnych dniach może on stać się źródłem kolejnych rozbłysków — tym razem być może również z towarzyszącymi im CME. Jeśli tak się stanie, sytuacja może stać się ciekawsza, a do zakłóceń radiowych może dołączyć burza geomagnetyczna z towarzyszącymi jej zorzami polarnymi. Warto zatem śledzić najnowsze doniesienia o tym, co się dzieje na powierzchni pozornie niezmiennego Słońca.