Przestań zostawiać majątek na stacjach paliwowych. Rozwiązanie jest proste

Elektryczne samochody często przedstawiane są jako wybór moralny – ekologiczny znak przynależności do świadomej klimatycznie elity. Jednak co jeśli prawdziwy sekret ich atrakcyjności nie ma nic wspólnego z ideologią? Co jeśli chodzi wyłącznie o chłodną logikę, bo oszczędność pieniędzy, czasu i… zdrowia?
Przestań zostawiać majątek na stacjach paliwowych. Rozwiązanie jest proste

Elektryczny samochód jest po prostu lepszy, choć nie dla wszystkich

Wyobraź sobie, że podłączasz samochód do ładowania wieczorem i rano wsiadasz do w pełni naładowanego pojazdu bez postoju na stacji benzynowej, bez stresu związanego z rosnącymi cenami paliwa. Jeśli masz instalację fotowoltaiczną, to możesz nawet jeździć praktycznie za darmo. Jednak nawet przy ładowaniu samochodu w domu bez fotowoltaiki, można wiele zaoszczędzić i przykład USA jednoznacznie to stwierdza. W Stanach Zjednoczonych około 80% ładowań odbywa się w domu. Przy średniej cenie prądu na poziomie 0,17 $/kWh naładowanie samochodu z akumulatorem o pojemności 40 kWh kosztuje około 6,80 dolarów (czyli mniej niż 30 zł). Taki kierowca przejeżdżający rocznie 21700 km wyda na prąd o około 7200 zł mniej względem tego, co wydałby na benzynę. Oczywiście są to obliczenia bardzo przybliżone i nieuwzględniające przypadku ładowania w taryfach pozaszczytowych.

Czytaj też: Opakowali akumulator samochodowy w drewno i pokonali Teslę. Zaskakujące wyniki

Sam silnik spalinowy jest o tyle przeżytkiem, że marnuje 70-88% energii zawartej w paliwie i w efekcie tylko niewielka część tej energii napędza koła. Dla porównania napęd elektryczny osiąga sprawność na poziomie 87–91%. Do tego dochodzi rekuperacja, czyli odzyskiwanie energii przy hamowaniu. Wynik? Płynna, natychmiastowa reakcja na gaz i mniej zużycia hamulców. W efekcie samochody elektryczne potrzebują średnio o 47% mniej energii do pokonania tego samego dystansu niż auta spalinowe. Nawet nawet jeśli zasilane są prądem wytworzonym w kopalniach węglowych, to i tak nadal zużywają o 31% mniej energii, a gdyby tego było mało, bardziej zaawansowane modele pełnią też funkcję awaryjnego powerbanka dla całego domu.

Samochody elektryczne nie emitują spalin – zero tlenków azotu, pyłów zawieszonych czy sadzy. Dlatego też w miastach z większym udziałem EV notuje się spadek liczby przypadków astmy i poprawę jakości powietrza, a jest to szczególnie istotne w uboższych dzielnicach, które są najbardziej narażone na zanieczyszczenia z transportu. Aktualnie jednak sprzedaż elektryków w niektórych krajach hamuje. Dlaczego? Bo zbyt często mówi się o klimacie i moralności, zamiast o tym, co naprawdę przekonuje – niższe koszty, większa wygoda, cisza w kabinie i dynamiczna jazda. Musimy wreszcie zrozumieć, że samochód elektryczny to nie gadżet dla elit. To lepsza technicznie maszyna. Jest tańszy w utrzymaniu, cichszy, bardziej responsywny i lepiej współgra z nowoczesnym systemem energetycznym.

Czytaj też: Nie jeden, a dwa przełomy. Chiny pokazują światu, jak zrewolucjonizować akumulatory

Z drugiej strony musimy pamiętać, że samochód elektryczny nie jest wolny od wad, które zyskują na sile przy dłuższych trasach i spadających temperaturach. Osoby bez możliwości ładowania go “własnym prądem” są skazane na ciągle zbyt nieliczne publiczne, a to znacznie podnosi cenę każdego przejechanego kilometra. Nie jest to więc wybór idealny, ale jeśli masz możliwości i środki, to samochód elektryczny może okazać się lepszy od spalinowego. Dziś dzięki dopłatom, zamrożonym cenom prądu i pełnym zwolnieniom podatkowym, jazda autem elektrycznym w Polsce może być tańsza niż kiedykolwiek. Zwłaszcza jeśli rocznie pokonujesz około 20 000 km, czyli dokładnie tyle, co przeciętny polski kierowca i skorzystasz np. z programu NaszEauto, który został uruchomiony w lutym 2025 roku i zapewnia do nawet 40000 zł dopłaty.