Nie tak dawno temu dowiedzieliśmy się, jak to montujemy na dachach zużyte panele słoneczne z Niemiec, więc widać, że problem już teraz jest zrzucany z jednego miejsca na drugie. Chociaż w praktyce fotowoltaika jest symbolem czystej energii, to jedno pytanie wciąż pozostaje niedopowiedziane, bo co rzeczywiście się dzieje, gdy panele osiągną kres swojej żywotności? Właśnie ten trudny temat jest kluczowy dla przyszłości zrównoważonej transformacji energetycznej, bo w ciągu najbliższych dziesięcioleci miliony paneli, których żywotność szacuje się na 25–30 lat, będą stopniowo wycofywane z eksploatacji.

Odpowiednie przetwarzanie paneli słonecznych to nie tylko kwestia ochrony środowiska, ale również odzyskiwania cennych surowców i ograniczania ryzyka kontaktu z toksycznymi substancjami. Mimo to recykling paneli fotowoltaicznych nadal jest dziedziną złożoną, niedofinansowaną i pomijaną w debacie publicznej.
Ukryty koszt zielonej energii, czyli czego nikt nie mówi o recyklingu paneli słonecznych
Panele słoneczne zostały zaprojektowane tak, aby wytrzymywały ekstremalne warunki atmosferyczne. Solidne ramy, warstwy zespolone, szczelne ogniwa. No po prostu sprzęty iście pancerne, co dobrze robi dla ich trwałości, ale nie tak dobrze dla samej rozbiórki. Aluminium i szkło można wprawdzie odzyskać stosunkowo łatwo, ale krzem i srebro są osadzone w ściśle zespawanych warstwach, a ich niewłaściwa separacja skutkuje szkłem niskiej jakości, które nadaje się co najwyżej do wypełnień budowlanych, nie do ponownego wykorzystania w przemyśle. Gdyby tego było mało, starsze modele paneli mogą zawierać ołów lub kadm, a rozpoznanie ich toksyczności często jest trudne nawet dla specjalistów i dlatego wiele zakładów klasyfikuje wszystkie panele jako niebezpieczne odpady, co drastycznie podnosi koszt ich przetwarzania.
Czytaj też: Wypluwa wodór, jakby był z innego świata, ale to nie jedyny as w zanadrzu tej technologii
Trudno się więc dziwić, że np. w USA koszt składowania zużytego panelu na wysypisku to około 1–5 dolarów, a jego recykling może kosztować ponad 18 dolarów, podczas gdy odzyskane srebro, miedź i krzem warte są zaledwie 10–12 dolarów. Oznacza to, że zakłady recyklingowe często pracują poniżej progu opłacalności, a gdyby tego było mało, w wielu krajach (zwłaszcza w USA) po prostu brakuje zakładów zajmujących się bezpiecznym recyklingiem fotowoltaiki i w efekcie aż 90% zużytych paneli trafia prosto na składowiska odpadów. Jednak mimo trudności, naukowcy i inżynierowie pracują nad nowymi rozwiązaniami. Jedni stawiają na proces trawienia solnego, inni na lasery i rozpuszczalniki, a ich cel jest jeden – uprościć i obniżyć koszty procesu odzyskiwania surowców z paneli słonecznych.
Czytaj też: Cienka a rewolucyjna. Niemcy zniszczą nam samochody elektryczne, żeby one nie zniszczyły nas
Samo istnienie rewolucyjnych technologii to jednak za mało. Potrzebne są spójne systemy, regulacje i motywacje finansowe, bo w idealnym świecie panele powinny nie tylko działać przez wiele dekad bez większego spadku wydajności, ale też składać się z elementów modułowych, rozpuszczalnych klejów czy złączy na klik niczym klocki LEGO, co znacząco przyspieszyłoby ich demontaż. Szczególnie dziś cały świat musi pamiętać, że transformacja energetyczna nie kończy się na produkcji czystej energii. Równie ważne jest to, co dzieje się z panelami (i nie tylko nimi), gdy już się zużyją. Dziś jest już pewne, że bez wspólnego wysiłku producentów, ustawodawców i zakładów recyklingu, ryzykujemy zamianę zielonej energii w nowe źródło problemów środowiskowych, ale z odpowiednią strategią ponownego wykorzystania, panele słoneczne mogą stać się nie tylko symbolem czystości, lecz także fundamentem gospodarki o obiegu zamkniętym jako istna energetyczna utopia.