Recenzja vivo V50. Czy ZEISS zagwarantował jakość?

Po powrocie vivo do Polski zdecydowanie więcej mówi się o fotograficznych flagowcach firmy niż o telefonach, które mają zajmować niższe segmenty cenowe. Dlatego też takie telefony jak vivo V50 nie otrzymują dużej uwagi. Jednocześnie producent połączył w urządzeniu sporo aspektów, które mogą obiecywać ciekawe doświadczenie – logo Zeiss na obiektywie, mocną baterię i oprogramowanie, które działa nieco inaczej od konkurencji. Czy udało się z tego stworzyć ciekawy smartfon?
Recenzja vivo V50. Czy ZEISS zagwarantował jakość?

W recenzowaniu telefonów zdarza się mieć momenty, gdy pojawia się nuda i zmęczenie tematem. Jeżeli choć trochę interesujecie się tym tematem, to wiecie, że trzech producentów oferuje praktycznie tę samą nakładkę, a inni dokonują symbolicznych zmian. W związku z tym podejście do vivo V50 widziałem jako szansę na zrobienie czegoś mniej oczywistego i poszukanie w recenzowaniu telefonów nieco innych wrażeń.

Trzeba też przyznać vivo V50, że to smartfon stworzony, by sprawiać wrażenie urządzenia innego od swojej konkurencji. Choć wielotonowa dioda przypomniała mi o recenzji realme 14 Pro+, tak w dalszym ciągu to smartfon, który chce sobie wyznaczyć własną ścieżkę. Pomóc może w tym połączenie kilku elementów specyfikacji, jakich klienci oczekują w segmencie do 2500 złotych oraz nakładka, która jednocześnie jest nieco inna, ale musi też wydawać się ludziom podobna i godna zaufania. Czy vivo V50 sprosta tym oczekiwaniom? Przekonajmy się!

Specyfikacja vivo V50

Specyfikacjavivo V50
Wymiary163,3 x 76,7 x 7,4/7,6/7,7 mm grubości
Masa189 g (materiał kompozytowy) lub 199 g (szkło)
Stopień ochrony IPIP66, IP68, IP69 (2m pod wodą do 30 minut)
WykończenieSzkło Diamond Shield Glass z przodu, szkło z tyłu, ramki z tworzywa sztucznego
Ekran6,77″ zakrzywiony AMOLED
Rozdzielczość ekranu2392×1080 pikseli (388 ppi)
Odświeżanie ekranu60-120 Hz
GłośnikiStereo
Układ obliczeniowyQualcomm Snapdragon 7 Gen 3 (4nm)
Procesor1x 2,63 GHz Cortex-A720 + 3x 2,4 GHz Cortex-A720 + 4x 1,8 GHz Cortex-A520
GrafikaAdreno 720
RAM12 GB
ROM256 GB, 512 GB UFS 2.2
Slot na kartę Micro SDBrak
SystemAndroid 15
NakładkaFuntouch OS 15
Wi-Fi802.11 a/b/g/n/ac/6 (ax), dwupasmowe
Bluetooth5.4, A2DP, LE
NFCtak
LokalizacjaGPS, Glonass, BDS, Galileo, QZSS
USBTypu C, 2.0
CzujnikiAkcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, kompas
SIMDual SIM z eSIM
Czytnik linii papilarnychPod ekranem
AkumulatorKrzemowo-węglowa, 6000 mAh
Prędkość ładowania przewodowegoDo 90W
Ładowanie bezprzewodoweNie
Aparat główny50 Mpix f/1.9, 23mm, OIS, 1/1,55″, 1,0µm, wielokierunkowy PDAF
Aparat ultraszerokokątny50 Mpix f/2.0, 15mm, 1/2,76″, pole widzenia 119˚
Aparat przybliżającybrak
Przedni aparat50 Mpix f/2.0, 21mm, AF
Wideo4K/30 FPS, 1080p/60 FPS

Obudowa szklano-plastikowa i wspomnień czar

Gdy wziąłem do ręki vivo V50, przypomniał mi się już niemal prehistoryczny smartfon – Huawei Nova 9. W jego przypadku też postawiono na zagięty ekran i wyspę aparatów złożoną z dwóch okręgów. Co prawda tam jeden z nich mieścił w sobie trzy aparaty, ale to już detal. Design vivo V50 wydaje się znajomy, ale to nie jedyne, co wzbudza odczucia obcowania ze starszym smartfonem. Mimo grubości 7,57 mm i masy 199 gramów, telefon wydaje się ciężki. To wrażenie mogą powodować ramy urządzenia, zaokrąglone w mocnym stopniu do zewnątrz. Inni producenci telefonów z zagiętymi ekranami z reguły je spłaszczają.

Ramki mogłyby być mniejsze, ale nie są też przesadnie duże

Front także nie jest czymś, co szczególnie ekscytuje, a to z powodu nieprzesadnie wąskich ramek. Przy tak dużych wymiarach urządzeniach i patrząc na to, co oferuje konkuencja, vivo V50 mogło być nieco bardziej ekscytujące wizualnie. Producent zastosował szkło Diamond Shield, które diament ma przede wszystkim w nazwie. Niestety podczas testów miałem wyjątkowe nieszczęście Dobrze, że producent od nowości nakleja na obudowę folię, choć ta też nie zabezpiecza szkła w każdym jego fragmencie i kończy się gdzieś w okolicy ramek ekranu.

Przechodząc do dalszych elementów obudowy, dostrzeżemy, że boczne ramki wykonano z tworzywa i pomalowano błyszczącym lakierem. Chwyt urządzenia jest pewny, natomiast odporność bocznych ramek na odciski i ślady – nieduża. Producentowi udało się za to umieścić dobrze działające przyciski głośności, które nie poruszają się na boki oraz mają przyjemny klik. Nieco mniej udany jest włącznik, który nieco się chybocze, ale i tak jest solidny. Dość spodziewane jest umieszczenie portu USB-C oraz slotu na karty Nano SIM w dolnej części urządzenia, podobnie jak maskownicy głośnika. Na górnej krawędzi znajduje się wyłącznie otwór wlotowy dla mikrofonu.

Tył vivo V50 w tej wersji oferuje szklany tył

Tył w fioletowej wersji wykonano ze szkła – inaczej niż w czarnym wariancie, gdzie postawiono na materiał kompozytowy (popularnie tworzywo sztuczne). Zastosowane szkło nie zebrało żadnych rys, choć wyspa aparatów znacznie odstaje i to kładzie nacisk na jeden fragment obudowy. Matowe wykończenie jest przyjemne w dotyku, a do tego nie widać na nim odcisków, przynajmniej póki nie odchylimy telefonu pod mocnym kątem. Nie jest to najbardziej odkrywcza obudowa, ale w tej klasie cenowej nie sprawia większych problemów w codziennym użytkowaniu. Do tego jest zgodna ze standardami IP68 oraz IP69, co daje nam większą pewność na co dzień.

Ekran vivo V50 to kolejny spory panel

Gdzie się podziały mniejsze smartfony w niższej cenie? Najwyraźniej musiały ustąpić miejsca większym rozwiązaniom zgodnie z zasadą samoregulacji rynku. W vivo V50 postawiono na panel o przekątnej 6,77″, wykonany w technologii AMOLED. Nie jest to rozwiązanie LTPO – w tej cenie nie jest to częsty widok. Panel zmienia zatem częstotliwość odświeżania skokowo, między 60, 90 a 120 Hz. Nieco rozczarowuje rozdzielczość, bowiem jest to Full HD+ (2392×1080 pikseli, 388 ppi), a ta klasa cenowa przyzwyczaja nas do wyższego zagęszczenia pikseli. Nie jest to jednak większym problemem, bo i tak uzyskujemy wystarczającą czytelność i ostrość ekranu.

Panel vivo V50 to jeden z wielu AMOLED-ów

Zdaję sobie sprawę, że w ciągu ostatnich dwóch lat ta sekcja stała się nudna, gdyż producenci dopieszczają to, co widać na pierwszy rzut oka. Panel w vivo V50 jest pełen barw i może pokazywać mocno nasycone kolory względem tego, jak obraz wyglądałby w rzeczywistości. Z kolei tryb Pro nadmiernie zażółca obraz. Tak naprawdę nie znalazłem balansu w żadnym z ustawień, ale osoby postronne oceniały kolory w trybie standardowym jako miłe dla oka. Oferuje bardzo wysoką jasność maksymalną w HDR-ze, na poziomie 2440-2640 nitów, ale rozbieżność między ciemniejszą górną częścią panelu jest już zastanawiająca.

Trudno przyczepić się do vivo V50 o cokolwiek, co dotyczy ekranu. Ma on dobre kąty widzenia, żywe kolory oraz Musicie jedynie pamiętać o tym, że kolory nie każdemu się spodobają. Mnie nie spodobały się też ustawienia teoretycznie poprawiające jakość obrazu w serwisach streamingowych, bo nie dały w sumie nic pozytywnego, za to efekt sztucznego wyostrzenia i rozjaśnienia materiałów nie był przyjemny. Ale i bez niego to dobry ekran, co do którego nie mogę mieć większych zastrzeżeń.

Dźwięk i wibracje vivo V50 – tę drugą kwestię pokpiono

Wrażenie dźwiękowe w smartfonach, zwłaszcza w tych ze średniej półki, na przestrzeni ostatnich lat nie są szczególnie wybitne. Producenci skupiają się na tym, by dać nam oprogramowanie, które i tak niewiele zmieni, bo dźwięk nie za bardzo ma się tu z czego wydobywać. W przypadku vivo V50 postawiono na rozwiązanie DeepField, które oferuje kilka scenariuszy z gotowymi ustawieniami oraz korektor graficzny dla tych, którzy chcą wziąć sprawy w swoje ręce… ale tylko w przypadku słuchawek. Dźwięk faktycznie nieco się zmienia, choć nie nazwałbym tego rewolucją.

Rewolucją trudno też nazwać wrażenia dźwiękowe, jakie przynosi zestaw asymetrycznych głośników stereo. Proporcje emisji dźwięku oceniłbym jako 60:40 z większą mocą wychodzącą z dolnego rozwiązania. Sam dźwięk nie ma w sobie szczególnej charakterystyki i trudno wyróżnić urządzenie jako odtwarzające dobrze basy lub soprany. Ot, nie za głośny i nie za klarowny głośnik, który wystarczy do odtwarzania podcastu w kuchni czy filmu z Youtube w zasięgu dłoni i nic więcej.

To jedyne ustawienia wibracji

To ciekawe, że vivo V50 kompletnie odpuszcza kwestię wibracji. Te nie są ani trochę przestrzenne, silnik jest głośny i trzeszczy całym telefonem, zamiast wysyłać konkretne sygnały. Nie dostajemy opcji personalizacji tych doświadczeń, a jedynie ustawienie to przełącznik wibracji dla dotknięć i dla połączeń. Przez niską jakość i wibrowanie całej obudowy smartfon doskonale służy jako poranny budzik, jeśli nie chcemy ustawiać dźwięku. Szkoda, że postawiono na rozwiązanie rodem z najtańszych urządzeń.

Wydajność i codzienna praca vivo V50

Do tej konkurencji vivo V50 przychodzi z niekoniecznie najmocniejszym zestawem. Snapdragon 7 Gen 3 nie robił wrażenia rok temu, bo konkurencja pokroju realme GT 6T stosowała jego ulepszoną wersję z Plusem i wyznaczyła wyższy standard w tej cenie. W tym roku chociażby Poco F7 zastosował wydajniejszy Snapdragon 8s Gen 4, a przecież kosztuje kilkaset złotych mniej. Ważne, że producent nie zapomniał o zapasie pamięci operacyjnej i dał jej 12 GB. Niewiele powodów do radości daje też fakt zastosowania pamięci ROM UFS 2.2 – standardu, z którym średnia półka powoli żegna się na rzecz szybszego UFS 3.1.

Wyniki benchmarków nie będą zatem imponujące, natomiast trzeba oddać vivo jedno – stworzyli smartfon, któremu nie doskwierają problemy wieku dziecięcego, jakie mogły przynieść inne układy. Zastosowany zestaw dla większości osób wystarczy do płynnego uruchamiania gier, także w 60 klatkach, choć bez graficznych wodotrysków. Na co dzień telefon miewa momenty, gdy widzimy dłuższe animacje, natomiast przez wszystkie procesy przechodzi płynnie i bez przycięć. Do tego dobrze zarządza pamięcią operacyjną i nie wyłącza aktywnych procesów z wyjątkiem aplikacji jakdojade, która z jakiegoś powodu wyłączała się bardzo szybko po przejściu do innych programów.

Wydaje się zatem, że vivo po prostu nie pokpiło optymalizacji, a może w jego odbiorze pomaga też fakt, że jesteśmy kilka miesięcy po premierze. Tak czy inaczej producent dba o swoje rozwiązania i nie czułem się z vivo V50 jak z niewydajnym smartfonem. Oczywiście musicie dłużej poczekać na render filmu w aplikacji, a galeria czasem doładowuje zdjęcia z wyraźnym momentem namysłu, ale poza tym codzienność z tym telefonem była dobra.

Jeśli chodzi o gry, tutaj smartfon ma tendencję do nagrzewania się przy dłuższych sesjach, ale nie w sposób nieznośny i nie zmusiło to mnie do przerywania rozgrywki. W urządzeniu znajdziemy coś, co przetłumaczono jako silnik akceleracji gier. Jest on częścią narzędzia do gier, w którego opcjach znajdziemy zarządzanie powiadomieniami i połączeniami, nagrywaniem ekranu, ale także automatyczną rozgrywką czy sterowaniem za pomocą akcelerometru (całkiem przyjemne). To wszystko w nieco przaśnej szacie graficznej, ale tak to wygląda u vivo.

Nakładka vivo v50, czyliczy Funtouch OS 15 rzeczywiście daje frajdę?

Jako, że vivo jest bardziej niezależną częścią koncernu BBK, jego nakładka różni się od tego, co oferują OnePlus, Oppo i realme, przynajmniej w sferze wizualnej. Funtouch OS 15 opiera się o Androida 15, a według zapewnień producenta skończy na Androidzie 18. Nakładka sprawia, że z 512 GB na pliki pozostaje nam 456 GB. Czy zatem za zajęcie 56 GB pamięci producent odwdzięcza się nam w jakościowy sposób?

Podobnie jak inni producenci, vivo wskoczyło na pociąg z napisem “AI” i oferuje rozwiązania z tych spodziewanych. Jedna rzecz zaskoczyła mnie na plus – bardzo dobrze wypada transkrypcja nagrań głosowych, która niemal nie pomyliła się przy nazwach własnych. Szkoda, że aplikacja dyktafonu nie jest tak rozwinięta jak w smartfonach Samsunga czy właśnie innych telefonach BBK – z pewnością nie zaszkodziłaby bliższa integracja z aplikacją notatek. Ta ma całkiem sporo funkcji, a AI pozwala nam na podsumowanie, przeorganizowanie i tłumaczenie notatek. Działa to całkiem dobrze, także w języku polskim.

Funkcji AI jest nieco mniej niż u konkurencji, ale te, które są, wydają się sensownie rozmieszczone. W przypadku zdjęć dostajemy pakiet AI Image Lab, który w zasadzie zawiera trzy funkcje. W dokumentach potrafi usuwać cień i robi to skutecznie. Może też, jak u konkurencji, kasować ze zdjęć niechciane osoby lub obiekty. Rozwiązanie działa w kratkę i nadal nie jest czymś, co można polecić przy większych poprawkach. Nadaje się do usuwania niewielkich detali w dalszym planie, ale gdy są to na przykład osoby stojące przed innym obiektem, rozwiązanie nieco się gubi. Nie przemawia do mnie też rozwiązanie do poprawiania zdjęć portretowych w niższej rozdzielczości.

To jednak tylko część całkiem ciekawej nakładki, która kontynuuje to, do czego mogły nas przyzwyczaić rozwiązania od chińskich producentów. Jeden duży brak warto jednak odnotować od razu – z niewiadomego powodu Always-On Display działa tylko po dotknięciu ekranu lub podniesieniu telefonu, a nie w sposób dowolny. Z pewnością pomaga to zaoszczędzić energię, ale jak na współczesne urządzenie to zaskakuje. Producent niejako nadrabia ten brak całkiem sporym zestawem rozwiązań do personalizacji.

Tak jak większość chińskich producentów, tak i vivo zdecydowało się na ekran personalizacji rozciągający się od Always-On Display, przez ekran blokady, aż do tapety. Możemy więc zmieniać style zegarów, decydować o tym, jakie ikony znajdą się na rogach ekranu blokady i czy tapecie ma towarzyszyć efekt przestrzenności jak z trybu portretowego, czy może chcemy zamaskować jej treść za wirtualnym szkłem. Do tego otrzymujemy opcje zmiany wyglądu ikon i personalizację małych elementów, jak animacje odblokowania palcem czy twarzą.

To wszystko w charakterystycznej dla chińskich rozwiązań oprawie, nieco mniej świeżej niż podobne w założeniach ColorOS, ale za to bez kopiowania dynamicznej wyspy z iOS. Można ich nie lubić, ale nie można odmówić im cukierkowatości. W vivo V50 producent zadbał o to, by jednocześnie nie brakowało znanych rozwiązań, jak boczny pasek ze skrótami do aplikacji czy pasek alfabetu w szufladzie aplikacji (który jednak lubił trochę nie działać). Poza tym cieszą mnie detale pokroju wyboru widoku aktywnych procesów oraz przycisk do szybkiego usuwania aplikacji.

Najważniejsze jest dla mnie to, że nakładka Funtouch OS, jakkolwiek wizualnie nie byłaby w moim stylu, działa płynnie. Nie musimy czekać dwóch sekund po zaznaczeniu tekstu na to, jakie aplikacje podepną się do listy skrótów poza kopiowaniem (przez co i sam kursor działa płynnie), aplikacje producenta uruchamiają się szybko, choć niemal zawsze z białym ekranem na starcie. W erze krzykliwych rozwiązań warto podchodzić do sprawy jak vivo V50 – może nie ma tu wodotrysków i przekraczania granic efekciarstwa, ale wszystko działa dobrze na co dzień.

Skrót klawiszowy do szybkiego uruchamiania aplikacji

Tak też wygląda sprawa z metodami odblokowywania ekranu. Umieszczony dość nisko czytnik linii papilarnych korzysta z rozwiązania optycznego, ale i tak jest szybki i celny. Zdecydowana większość przyłożeń palca kończy się odblokowaniem ekranu. Równie szybko działa oparty o przednią kamerę skaner twarzy. To rozwiązanie może też podświetlać ekran, by odblokować urządzenie w ciemniejszych miejscach, ale nie radzę korzystać z niego o poranku.

Jakość modułów łączności. Czy na vivo V50 można polegać?

Dla tych, którzy korzystają z telefonów do nawigacji po mieście i poza nim, mam dobrą nowinę – vivo V50 bez problemu wskazuje kierunek poruszania się w wielu lokalizacjach. Do tego smartfon oferuje stabilną łączność w sieci komórkowej i naprawdę mocny zasięg – miejsca, w których iPhone potrafi już gubić kreskę, tutaj pozostają przy pełnym zasięgu. Szkoda, że telefon odczuwalnie nagrzewa się przy dłuższym korzystaniu z sieci 5G, ale takie już mamy czasy. Za to rozmówcy nie narzekali na jakość połączeń, a do tego bezproblemowo łączy się w ramach Wi-Fi Calling.

Dość standardowe menu łączności

Najpewniej w vivo V50 postawili na dobre anteny, bo połączenie przez Wi-Fi także wypada tu dobrze. Podobnie mogę wypowiedzieć się o Bluetooth, choć było kilka momentów, w których sygnał był nieco przerywany. Oprócz tego jednak nie miałem żadnych problemów, także z NFC, Jedyne, czego pragnę, to głośniejszy głośnik do rozmów przy uchu. Smartfon obsługuje eSIM.

Czy logo Zeiss to znak jakości? O zdjęciach i wideo w vivo V50

Z logami producentów niszowych aparatów lub przyrządów optycznych jest tak, że ci albo nie ingerują w proces produkcyjny, albo dostarczają wyłącznie poprawki oprogramowania, a najrzadziej dostarczają własne soczewki czy inne fizyczne rozwiązania. Według zapewnień producenta, optyczne elementy aparatów są efektem współpracy z Zeissem. Oprócz tego producent ten sygnuje swoim logiem jeden z trzech trybów podejścia do fotografii.

Logo ZEISS na wyspie z dwoma aparatami

W aplikacji znajdziemy kilka ciekawych ustawień, a najbardziej zaskakuje tryb imitujący aparat typu instant. Możemy zmienić tam wszystko – od ramki po filtr, a zamiast wymiarów aparatu podano ogniskowe. Zdjęcia zostają umieszczone w sporej ramce, więc należy je traktować jako ciekawostkę.

Z kolei w zwykłym trybie fotograficznym możemy wybrać aż trzy rodzaje kolorystyki – zdjęcie może być żywe, teksturowane lub zbliżone do wyglądu ze zwykłego aparatu. Rezultaty są w znacznym stopniu odmienne. Dziwne, że postawiono tylko na nagrywanie w 4K i 30 klatkach na sekundę.

Przed zrobieniem jakiegokolwiek zdjęcia vivo V50 upewnijcie się, że włączyliście odpowiedni tryb fotograficzny. Ta sama sceneria będzie wyglądała zupełnie inaczej w zależności od jednego z trzech ustawień. Żywe jest najbliższe współczesnej fotografii, choć zdecydowanie mocno stawia na nasycenie. Naturalne skupia się na lepszym odwzorowaniu barw, ale czasem okupuje to mniej okazałym charakterem bez tak wydatnego HDR-u. Nie do końca rozumiem tryb teksturowany, który zabiera sporo detali, a wcale nie daje wrażenia obcowania ze zdjęciem o jakiejś konkretnej specyfice. Raczej sprawia wrażenie fotografii w niższej jakości.

Na potrzeby testu korzystałem najczęściej ze opcji ZEISS – naturalne. Nie jest to jeszcze gwarancja rzeczywistego odwzorowania barw, ale fotografie mają coś z rzeczywistych krajów, co osobiście doceniam. Nadal czerwone, intensywne elementy stanowią duży problem i potrafią być zbyt nasycone, a czasem nieprzyzwoicie krwiste. Nie to jest jednak największym problemem, a przetwarzanie zdjęć w dalszych planach. Gdy obiekt zainteresowań jest blisko, zamiast cieni z tyłu pojawiają się plamy, a HDR potrafi dodać artefakty i nie do końca płynne zdjęcie tonalne. Spójrzcie w pierwszym zdjęciu na prawy brzeg kadru, a zrozumiecie, o co mi chodzi.

Jednocześnie, gdy światła w całym kadrze jest dużo, smartfon radzi sobie świetnie. Wtedy dostajemy połączenie dobrego HDR-u z kolorami zbliżonymi do naturalnych, przy dużej szczegółowości pierwszego planu i przyjemnym dla oka rozmyciu tego, co dalej. W jasnych kadrach próżno szukać błędów przetwarzania, a gdybym się czepiał, to chciałbym jeszcze trochę więcej detali w cieniach. Ważne jednak, że zdjęcia są ostre, nasycone i nie dochodzi do przepalenia jasnych elementów, nawet przy ostrym, letnim słońcu.

Niestety, gdy robi się pochmurno i jest nieco ciemniej, jakość spada zaskakująco szybko. Wydaje mi się zatem, że taki efekt może być spowodowany brakami w oprogramowaniu i aktualizacja mogłaby to rozwiązać. Co do zasady zdjęcia wyglądają na gotowe do wrzucenia na media społecznościowe, mają w sobie dużo kontrastu i jeśli tylko jest światło, to nie powinno odczuć się nadmiernie szumienia.

Jakość odczuwalnie spada przy aparacie ultraszerokokątnym, ale nie zawsze da się to zauważyć. Przede wszystkim to oczko broni się dzięki jasnej przysłonie, większym niż średnia rozmiarze matrycy oraz w miarę podobnej do poprzednika kolorystyce. Do tego brzegi kadru nie odchodzą znacząco jakością od tego, co prezentuje środek, a smartfon pokonuje efekt rybiego oka. Jedynie czasem połacie jednolitego koloru (np. trawnik) zaczynają łączyć się w plamy jednolitego koloru, ale do tego potrzeba mniejszej ilości światła.

Nocą na znaczeniu zyskuje stabilna ręka. W przypadku głównego aparatu potrafi to zaważyć o tym, że jakość jest bardzo dobra lub poniżej oczekiwań. Zdjęcia z vivo V50 nie są koloryzowane ani gwałtownie odszumiane, do czego przyzwyczajała nas konkurencja. To dobra wiadomość dla tych, którzy chcą zobaczyć w nich więcej rzeczywistego świata, ale przez to aparat ultraszerokokątny potrafi mocno zaszumić. Przy zdjęciach mniejszych obiektów na bliskim planie przydatne okazuje się manipulowanie trzykolorową lampą błyskową, której możemy zadać konkretną jasność oraz temperaturę barwową bieli. Fotografie uznaję za dobre, choć bez większego sznytu.

W przypadku zdjęć z przedniego aparatu dostrzegłem kilka rzeczy, które działają na korzyść urządzenia. Jedną z nich stanowi sprawny autofokus, który w parze z wysoką rozdzielczością zapewnia większą od przeciętnej szczegółowość na twarzy. Drugim plusem selfie w vivo V50 jest świetne odcięcie w trybie portretowym. Do tego dobrze spisuje się tu HDR, więc tło rzadko się przepala, a kolory cery oceniłbym jako adekwatne. Jeżeli poszukujecie dobrego przedniego aparatu, vivo V50 nie zawodzi. Jeśli zależy wam na zdjęciach z aparatu głównego, musicie porównać sobie kolory z innych urządzeń i zdecydować, czy wam pasują. Dla mnie vivo V50 dużo potrafi, ale nie zawsze dowozi.

Wideo w vivo V50 dość mocno “pompuje”. Stabilizacja optyczna nie do końca wywiązuje się tu ze swoich zadań i nieco zbyt mocno wpływa na wideo, jednocześnie pozbawiając go ostrości. Sprawę rekompensuje szybki autofokus. Kolorystyka jest żywa i nieco skręcająca od tego, jak sprawy się mają w rzeczywistości. Jednocześnie nieco rozczarowuje rozpiętość tonalna. Korekty ekspozycji następują prawidłowo, ale dalsze plany to często albo ciemność, albo przepalone niebo. Do hobbystycznego nagrywania dźwięk z mikrofonów wystarczy, ale to też nie jest wybitny poziom. Dla zwykłego klienta vivo V50 będzie w porządku. Fani wideo muszą poszukać czegoś innego.

Bateria i czas pracy vivo V50

Większa pojemność akumulatorów w smartfonach dzięki ogniwom krzemowo-węglowych to dobra rzecz dla branży. W vivo V50 postawiono na ogniwo o pojemności 6000 mAh, ale przede wszystkim przypilnowano oprogramowanie, by nie zużywało nadmiernie energii. W efekcie po raz pierwszy od dawna miałem poczucie pełnego komfortu przez dwa dni przy zwykłym korzystaniu. Telefon nie traci tak wiele energii przez 5G czy uruchamianie gier, więc na co dzień osiągałem nawet 9 godzin z włączonym ekranem. Najniższy wynik przy dużej intensywności zadań wyniósł 6 godzin, co w dalszym ciągu oceniam pozytywnie.

Ładowanie możemy zrealizować z maksymalną mocą 90W, ale musimy w tym celu nabyć specjalną ładowarkę. Jako, że niej nie posiadałem, nie mogę podzielić się szczegółami dotyczącymi czasu ładowania. W moim przypadku proces trwał 2 godziny i 30 minut. Urządzenie nie obsługuje ładowania indukcyjnego.

Czy vivo V50 to najlepsze urządzenie tego roku?

Nie mógłbym jednoznacznie polecić tego smartfonu tym, którzy śledzą nowinki technologiczne i oczekują choć jednego wybitnego parametru. Ekran jest odrobinę za konkurencją, a to samo mogę powiedzieć o wydajności czy jakości dźwięku i wibracji. Ze zdjęciami i filmami sytuacja nie jest do końca jasna, bo o ile selfie wyglądają bardzo dobrze, tak reszta aparatów wypada w kratkę, a wideo trudno jest polecić. Jednocześnie vivo V50 oferuje świetne czasy pracy na jednym ładowaniu i pozytywnie zaskakującą płynność nakładki. Nawet mimo słabszej specyfikacji udało się utrzymać dobrą optymalizację.

vivo V50 to smartfon ciekawo-nudny, więc warto czekać, aż stanieje

Chciałbym na rynku widzieć więcej smartfonów jak vivo V50. Może nie jest on najoryginalniejszy, najpiękniejszy czy w ogóle w jakimkolwiek względzie “naj”, ale nie jest też przekombinowany i przy jego projektowaniu nie zapomniano o podstawach. Ubolewam jedynie, że front należy niezwłocznie zabezpieczyć, bo szkło potrafi przegrać starcie z podłogą. I dlatego, choć bawiłem się z vivo V50 dobrze, nie mogę go jednoznacznie polecić. Ale gdyby miał stanieć poniżej 2000 złotych – miejcie na niego oko.