Pierwszy znaczący rozbłysk klasy M2.9 pojawił się 3 sierpnia o 16:01 polskiego czasu, kończąc imponujący 22-dniowy okres bez umiarkowanych erupcji. Poprzednie zjawisko tej skali odnotowano 12 lipca. Kolejne dwa rozbłyski nastąpiły jeden po drugim następnego dnia. O godzinie 7:05 4 sierpnia wystąpiła erupcja klasy M2, a zaledwie 16 minut później – o 7:21 – doszło do trzeciego rozbłysku klasy M1.4. Co ciekawe, wszystkie pochodziły z tego samego obszaru plam słonecznych oznaczonego jako AR 4168, który w ciągu weekendu wykształcił skomplikowaną strukturę magnetyczną. Sonda SDO zarejestrowała spektakularne nagrania tych zjawisk, z których szczególnie efektownie prezentowały się dwa ostatnie, niemal równoczesne rozbłyski.
Niepokojące sygnały magnetyczne
Obszary aktywne AR 4168 i AR 4167 rozwinęły w ostatnich dniach specyficzne niestabilne pola magnetyczne klasy delta. Tego typu struktury znane są z generowania najpotężniejszych erupcji słonecznych. Mogą one powodować nie tylko rozbłyski klasy X – najsilniejsze w obowiązującej skali – ale także koronalne wyrzuty masy skierowane ku Ziemi. Obecne prognozy wskazują na 40 proc. prawdopodobieństwo wystąpienia kolejnych rozbłysków klasy M w ciągu najbliższych 24-48 godzin, przy 10 proc. szans na erupcje klasy X.
Rozbłyski słoneczne klasyfikuje się według pięciostopniowej skali: A, B, C, M i X. Każda kolejna kategoria oznacza dziesięciokrotny wzrost mocy. Podczas gdy rozbłyski klasy M mogą zakłócać komunikację radiową, szczególnie w rejonach polarnych, klasa X stanowi już poważniejsze zagrożenie dla satelitów, sieci energetycznych i systemów nawigacyjnych. Aktualna liczba plam słonecznych wynosi 118, co świadczy o znacznej aktywności naszej gwiazdy i jest jednym z wyższych wskaźników w obecnym cyklu.
Potencjalne konsekwencje dla Ziemi
Rozbłyskom często towarzyszą koronalne wyrzuty masy (CME), czyli obłoki naładowanych cząstek. Symulacje sugerują, że słaby CME związany z pierwszym rozbłyskiem może dotrzeć w okolice Ziemi około północy 7 sierpnia, choć szanse na bezpośrednie uderzenie ocenia się zaledwie na 12%. Drugi rozbłysk z 4 sierpnia prawdopodobnie wygenerował własny wyrzut masy, być może typu „stealth” – szczególnie trudnego do wykrycia przez obecne systemy monitorowania. Takie CME poruszają się wolniej i są mniej intensywne, ale właśnie przez to bywają zaskoczeniem dla specjalistów od kosmicznej pogody.
Czytaj także: Tajemniczy rozbłysk z głębi kosmosu trwał aż 90 dni. Astronomowie nie dowierzali własnym oczom
Problemy z dokładnym śledzeniem trajektorii CME wynikają z ograniczeń technologicznych. Brakuje wyspecjalizowanych satelitów do monitorowania słabszych, wolniej przemieszczających się obłoków plazmy. Obecna flota sond często nie radzi sobie z obserwacją takich zjawisk w czasie rzeczywistym. Dodatkowo, wiatr słoneczny z południowej dziury koronalnej może dotrzeć do naszej planety między 9 a 10 sierpnia, potencjalnie wzmacniając efekty geomagnetyczne.
Choć obecne rozbłyski same w sobie nie stanowią poważnego zagrożenia, to gwałtowne zakończenie okresu spokoju przypomina, jak nieprzewidywalna potrafi być nasza gwiazda. Rozwój niestabilnych pól magnetycznych w aktywnych regionach sugeruje, że w najbliższych dniach możemy spodziewać się dalszej intensyfikacji zjawisk. Warto śledzić te wydarzenia z uważnym spokojem – fascynacja nie powinna przesłaniać zdrowego sceptycyzmu wobec sensacyjnych doniesień, ale nie sposób nie docenić widowiskowego charakteru tego kosmicznego spektaklu.