Jak pozostać innowacyjnym na rynku urządzeń domowych? Z jednej strony to jedna z najpowszechniejszych kategorii sprzętów, więc ludzie wiedzą, czego się spodziewać. A przynajmniej tak było do czasu, gdy globalne rynki szturmem przejęli innowatorzy tacy jak Roborock. To przecież w ubiegłym roku Roborock na targach IFA zapoczątkował trend niskopodłogowych robotów sprzątających, a Qrevo Slim doczekał się jeszcze smuklejszej kontynuacji w postaci Roborock Saros 10R. W połowie roku w pierwszych polskich domach pojawił się też Roborock Saros Z70 z innowacyjnym ramieniem OmniGrip pozwalającym na podnoszenie obiektów. Na to rozwiązanie konkurencja nie ma jeszcze odpowiedzi.
Roborock pokazał, że domowe sprzęty mogą nie tylko być funkcjonalne, ale i innowacyjne. Jednocześnie innowacja to ciągła droga. Od pierwszego sprzedanego w 2016 roku modelu odkurzacza automatycznego do czasów obecnych rozwiązań wiele się zmieniło, a na targach IFA 2025 Roborock chce pokazać, że jeszcze wiele się zmieni. Firma obiera sobie ambitne cele na przyszłość – w planach ma wejście na giełdę w Hong Kongu. Z pewnością wielu inwestorów ostrzy sobie zęby na akcje firmy, której przychody wzrosły rok do roku o 78,96% do 7,9 miliarda RMB, czyli ponad 4 miliardów złotych.
Według raportu IDC z pierwszego półrocza 2025 roku Roborock został liderem sprzedaży oraz wartości sprzedaży odkurzaczy automatycznych w Danii, Finlandii, Niemczech, Korei Południowej, Norwegii, Szwecji i Turcji. Nie dziwi więc, że firma chce przekierować swoje doświadczenie i uzyskane od klientów zaufanie na nowe kategorie produktowe. W tym roku Roborock rozpoczyna mocną ofensywę na rynku automatycznych robotów koszących.
Roborock już nie tylko wymiata, ale i kosi. RockMow Z1 i RockMow S1 nie boją się wzniesień i cięcia przy krawędzi
Wygoda domowych robotów sprzątających na przydomowym trawniku to coś, do czego dążą teraz producenci sprzętów AGD. Wśród nich Roborock, dla którego 2025 rok może być przełomowy pod tym względem. Portfolio robotów wyjeżdża na trawniki i to w trzech odsłonach. Na targach IFA poznaliśmy RockMow Z1, RockMow S1 oraz bardziej budżetowy RockNeo Q1.

Patrząc na te roboty podczas prezentacji w Berlinie czuję się nieco tak, jakby moje resoraki z dzieciństwa urosły i dostały poważną pracę. Mimo tego nie sposób nie patrzeć na RockMow Z1 trochę jak na sterowany samochód. Poziom satysfakcji przy korzystaniu z niego może być jednak jeszcze wyższy, bowiem oszczędzamy czas i nie musimy się martwić procesem koszenia. Mimo wszystko liczę, że dodadzą zdalne sterowanie.

Pomijając jednak humorystyczne spojrzenie na RockMow Z1, trzeba przyznać, że to sprzęt do poważnych zadań. Od razu w oczy rzuca się jego wyrazista sylwetka oraz, inaczej niż w wielu tego typu konstrukcjach, wyraźnie zaznaczone cztery koła. Zastosowano tu napęd wielokołowy i wynika z tego kilka korzyści, ale tą najbardziej imponującą jest możliwość podjazdu na strome zbocze o nachyleniu 80% (39°). Dla porównania, najbardziej stromy podjazd w Polsce to podjazd pod Gliczarów o nachyleniu 20%. Dzięki temu może RockMow Z1 skosi trawę nie tylko na wzniesieniach, ale także na stromych zboczach.

Aby osiągnąć ten rezultat, trzeba było zadbać o mocny i inteligentnie dopasowujący się do warunków napęd. Rozwiązanie nazwano Active Steering System i opiera się na niezależnym napędzie sterującym dla każdego z przednich kół. W efekcie te mogą być skrętne w różnych kierunkach i w ten sposób stawiać opór lub podciągać konstrukcję w momencie, w którym jednolity ciąg dwóch kół mógłby sprawić, że ugrzęźnie. Rozwiązanie zwiększa też mobilność, co jest ważne chociażby przy nierównych terenach.
A skoro o nierównym terenie mowa, to konstrukcja czterokołowa pozwoliła na uzyskanie odpowiednio dużego prześwitu. RockMow Z1 przejedzie nad przeszkodami o wysokości do 6 centymetrów (czyli w sumie 3/4 wysokości robota Saros 10R). Te wszystkie parametry nie miałyby jednak zastosowania, gdyby nie sensowna i bezobsługowa nawigacja.

RockMow Z1 łączy dwie technologie nawigacji: RTK (kinematyka w czasie rzeczywistym przy użyciu nawigacji satelitarnej) oraz VSLAM (wizualne jednoczesne mapowanie i lokalizowanie) z dwoma kamerami RGB. Dzięki temu oraz zestawowi czujników robot może nawigować nawet w zacienionych strefach i wąskich przejściach, a szczytowym osiągnięciem tego połączenia jest wprowadzenie Sentisphere AI – rozwiązania mapującego środowisko i rozumiejącego jego elementy.
Nawigacja robota koszącego musi być wyczulona na równie dużo elementów, co w przypadku robota sprzątającego. Do tego istotne stają się czynniki zewnętrzne, jak chociażby zwierzęta poruszające się po naszym trawniku. Dlatego też sztuczna inteligencja w rozwiązaniach koszących Roborock będzie rozpoznawała takie przeszkody i je omijała, nawet jeśli jeże lub wiewiórki będą wielokrotnie tuptały pod jej koła.

Przy tym ostrożnym podejściu można mieć obawy o precyzję i wydajność koszenia, ale tutaj RockMow Z1 nie rozczarowuje. Ostrze PreciEdge pozwala przycinać trawę przy krawędziach do 3 centymetrów, także, gdy chodnik się zawija lub ogrodzenie przybiera nieregularne kształty. Całość konstrukcji ma w sobie system 6 ostrzy, które mogą kosić trawę na wysokości od 20 do 70 milimetrów. Wysokość koszenia wybierzemy w aplikacji. Nie zmienimy za to szerokości koszenia w jednym pasie, która wynosi 24 centymetry.

Według Roborocka w ciągu doby RockMow Z1 skosi nawet 5000 m² powierzchni. W międzyczasie zjedzie do stacji ładującej, by odzyskać energię. Po prezentacji robot mógł przejechać się po sztucznym trawniku w miejscu sceny i sprawiał wrażenie urządzenia gotowego na nawet bardziej wymagające trawniki. Przygotowano mu stromy podjazd, z którym także wielokrotnie dawał sobie radę. Wydaje się zatem, że Roborock RockMow Z1 wejdzie na rynek z przytupem, choć jeszcze nie w tym roku.
Następny w serii RockMow S1 to bardziej przyjazne cenowo podejście do koszenia trawników, choć udało się zachować znaczną część funkcji z najdroższego modelu. Podobnie jak model Z1, tak i RockMow S1 porusza się po trawnikach dzięki nawigacji Sentisphere opartej o sztuczną inteligencję. Będzie więc omijał kamienie i małe zwierzęta z tą samą uważnością.

Zmiany w RockMow S1 są jednak widoczne, bo i zmienił się kształt konstrukcji na coś bliższego temu, co prezentują inni producenci. Mamy więc dwa duże koła z tyłu, które są częścią napędową całego modelu. W efekcie robot nie podjedzie pod tak strome zbocza, ale 45% nachylenia (24°) to w dalszym ciągu więcej niż wystarczająco na większości podwórek oraz działek. Taki kształt sprawia też, że mniejsza jest wysokość prześwitu i RockMow S1 przejedzie nad przeszkodami niższymi niż 4 centymetry.
Design RockMow S1 to trochę statek kosmiczny, a trochę samochód przyszłości. Konstrukcja prezentuje się solidnie i wygląda, jakby miała sobie poradzić nie tylko ze spadającymi z drzew kasztanami, ale i deszczem. Zmieści się przy tym w wąskich przejazdach o szerokości 0,7 metra. Model S1 zapowiada się na dobre rozwiązanie dla tych, którzy chcieliby dać mu pracę na podwórkach średnich rozmiarów, bowiem producent deklaruje wydajność rzędu 2000m² na dobę. Szerokość koszenia to w tym przypadku 22 centymetry.

Obydwa rozwiązania skorzystają z prostej konfiguracji. Nie będziemy musieli za nimi spacerować, a aplikacja mobilna przypomina doświadczenie, które Roborock oferował już wielokrotnie w swoich robotach sprzątających. Ciekawostką jest fakt, że w aplikacji stworzymy wzory, w jakie będziemy mogli skosić nasz trawnik, a także wybrać jeden z napisów, jaki w ten sposób utworzymy. Jestem ciekaw końcowego efektu, choć na pierwsze próby RockMow Z1 i RockMow S1 poczekamy do…
RockNeo Q1 to atrakcyjna cenowo odpowiedź na potrzeby naszych trawników
Nieco w odseparowaniu od serii RockMow firma pokazała robota koszącego RockNeo Q1. Najważniejsza informacja dotycząca tego najtańszego robota w obecnej serii to ta, że otrzyma on ten sam zestaw sensorów co drożsi bracia, a dzięki temu nawigację Sentisphere AI. Omijanie przeszkód, ale też i rabatek czy wydzielonych przez nas stref trawników przyjdzie mu z tą samą łatwością, co w przypadku droższych modeli. Podobnie poradzi sobie z koszeniem do 3 centymetrów przy krawędzi dzięki ostrzom PreciEdge.

Co więcej, zachowano te same zdolności silników do pokonywania nierówności co w RockMow S1. Bez problemu robot podjedzie na zbocza o nachyleniu do 45% (24°). Gdzie zatem dokonano oszczędności? Przede wszystkim postawiono na manualną regulację wysokości koszenia ostrzy. Podobnie jak w RockMow S1, RockNeo Q1 może ścinać trawę w odstępie od podłoża wynoszącym od 20 do 60 milimetrów. Będziemy jednak musieli to skonfigurować na trawniku przed uruchomieniem. Siłą rzeczy znikają też funkcje wycinania konkretnych napisów.

Producent obiecuje tę samą wydajność – 1000m² na dobę oraz tę samą troskę o środowisko. Wydaje się zatem, że dla osób mniej wymagających w kwestiach koszenia może to być dobre rozwiązanie na początek przygody z robotami koszącymi. Konkurencja, także z Chin, jest mocna i dostępna w wielu progach cenowych, więc Roborock będzie walczył na nowym terytorium z markami zarówno z ery smartgadżetów, jak i tymi z doświadczeniem w produkcji kosiarek, ale też i pił spalinowych. Tym niemniej jego oferta prezentuje się ciekawie.
Roborock Qrevo Curv 2 Pro to kontynuacja, jakich niewiele w świecie odkurzaczy domowych
Rok temu Roborock zaskoczył mnie wyglądem stacji dokującej w modelu Qrevo Curv. Tym razem trudno o ten sam efekt szoku, ale fundamenty w dalszym ciągu są jednymi z najlepszych na rynku. Oto bowiem Roborock Qrevo Curv 2 Pro oferuje 25000 Pa ciśnienia roboczego w konstrukcji, której grubość to zaledwie 7,98 centymetra przy zachowaniu pełnoprawnej nawigacji w oparciu o LiDAR. To dzięki takim rozwiązaniom marka dociera już do 19 milionów gospodarstw domowych, a Qrevo Curv 2 Pro może podtrzymać tę serię.

Czystość potraktowano tu poważnie i przejawia się to chociażby w tym, jak gorące jest czyszczenie nakładek mopujących. W stacji dokującej Multifunctional Dock 3.0 Hygiene+ woda czyszcząca osiąga do 100 stopni Celsjusza, a po wszystkim powietrze o temperaturze 55°C suszy nakładki. W efekcie TÜV Rheinland potwierdziło, że po takim czyszczeniu znika 99,99% bakterii. Oprócz tego nie powstaje środowisko do rozwijania się pleśni czy nieprzyjemnych zapachów.



Stacja dokująca zapewnia też do 7 tygodni korzystania bez sprzątania dzięki pojemnikom do opróżniania robota z suchego brudu oraz rozwiązaniom uzupełniającym zbiornik czystej wody. I widać po całej konstrukcji, że bezproblemowość obsługi to jeden z głównych celów, jaki przyświecał przy projektowaniu Roborock Qrevo Curv 2 Pro. Choćby z tego powodu robot współpracuje z systemami smart home w oparciu o protokół Matter. Połączymy go więc nie tylko z aplikacją producenta, ale i Alexą, Google Home, Apple HomeKit czy SmartThings.




Wracając jednak do samego sprzątania, Qrevo Curv 2 Pro ma się czym pochwalić. W robocie tej klasy spodziewam się jakiegoś rozwiązania powstrzymującego plątanie się włosów, ale chyba po raz pierwszy jakikolwiek producent decyduje się określić jego skuteczność. Podwójna szczotka Duo Divide z systemem Dual Anti-Tangle potrafi poradzić sobie z włosami do długości 40 centymetrów dzięki temu, że jej dwie części kręcą się w różnych kierunkach. To także zasługa systemu Ambient AirFlow, który wysuszy mokre włosy, by te efektywniej zjechały ze szczotek.



Roborock zadbał o to, by jego najnowszy robot sprzątający był odpowiednio zwrotny. To zasługa nie tylko kół, ale i dopasowywania wysokości sprzętu do terenu. Dzięki zawieszeniu AdaptiLift robot podnosi się na dywanach i opuszcza na podłogach, poruszając się w ten sposób w zakresie 3 centymetrów. To wystarczy, żeby mocniej wsiąknąć w krótkie włókna i by nabrać dystansu przy dłuższych dywanach, a w rezultacie osiągnąć o 30% większą skuteczność niż w rozwiązaniach bez adaptowania wysokości. Nawigacja działa w 360 stopniach poza momentami, gdy robot wjeżdża pod niskie meble – wtedy jego pole widzenia wynosi 100 stopni.

Nie tylko moc odkurzania jest tutaj godna odnotowania, bowiem mopy kręcą się z prędkością do 200 obrotów na minutę. Dzięki konstrukcji dopasowującej swoją wysokość, Qrevo Curv 2 Pro osiąga nacisk rzędu 12N. Ponadto jeden z mopów, dzięki technologii FlexiArm Arc dojeżdża do krawędzi mebli i ścian.

Z jednej strony te wszystkie rozwiązania nie brzmią jak coś, czego już nie widzieliśmy. Z drugiej, w dalszym ciągu traktuję je jako imponujące przykłady rozwoju robotów sprzątających na przestrzeni ostatnich kilku lat. W połączeniu z precyzyjną nawigacją Reactive AI rozpoznającą ponad 200 typów obiektów, jakie mogą być na naszej podłodze, dostajemy potężne rozwiązanie odciążające nas przy codziennym sprzątaniu. W aplikacji Roborock znajdziemy też cykle sprzątania oparte o SmartPlan 3.0.

Roborock Qrevo Curv 2 Pro rozwija rozwiązania, które pojawiały się w kilku generacjach sprzętu Roborock i wkłada je do smukłej konstrukcji. To może wystarczyć, by odnieść sukces. Widać, że rozwiązanie porusza się sprawnie i jednocześnie nie ma nadmiernej gwałtowności w ruchach, więc nie zniszczy mebli i podłóg. Zapewne wkrotce poznamy polską cenę, ale przy 1299 euro wiemy, że mamy do czynienia z produktem premium.
Roborock F25 Ultra i seria H60 dyktują trendy w ręcznym czyszczeniu podłóg
Roborock ma też coś dla tych, którzy sami chcieliby dzierżyć mop czy odkurzacz przy sprzątaniu. Ciekawy pakiet możliwości oferuje Roborock F25 Ultra, który choć jest mopem i odkurzaczem ręcznym, tak dzięki szeregowi asyst pomoże w sprzątaniu tak, by proces sprzątania był jak najlżejszy. W przypadku tego modelu dla producenta ważne było przekonanie o jego skuteczności licznymi testami.

Jednym z ciekawszych rozwiązań, które zbadano, jest system 141 ząbków znajdujących się za szczotką. Niby nic zaskakującego, ale według testów SGS po 2000 przejazdów odnotowano 0% plecenia się włosów. Ostrza mają 3 milimetry długości i niemal stykają się z wałkiem, nie uszkadzając przy tym jego powierzchni. Sam wałek potrafi przy tym wygenerować do 33N nacisku, więc liczę, że poradzi sobie także i z zaschniętymi plamami na podłożu. W warunkach targowych trudno o uzyskanie zaschniętych plam, ale to właśnie z nimi widzę najczęstszy problem w przypadku odkurzaczy mopujących.

Jeszcze inne testy przeprowadzone zostały przez TÜV SÜD China. Te pokazują, że Roborock F25 Ultra ma się nie bać nawet oleju, który po sprzątnięciu znika w 100%. To zasługa zarówno modułu podgrzewającego sam wałek, jak rozwiązania WaveFlow oraz system dostarczania pary VaporFlow. To wszystko przy 0% naruszeniu struktur podłóg drewnianych w 60-minutowych testach i podczas 18000 przejazdów.

Rozbijmy sobie to wszystko na czynniki pierwsze. VaporFlow to system sześciu zoptymalizowanych wylotów, z których wydostaje się mocno skondensowana i bardzo gorąca – osiągająca do 150°C – para. To właśnie ona ma za zadanie aktywnie walczyć z zaschniętymi brudami i plamami, a do tego ma potencjał, by pokonać 99,99% bakterii i zredukować poziom alergenów w domu.
Czytaj też: Roborock F25 Ace vs F25 Combo – to dwa zupełnie inne urządzenia
Aby wykorzystać w pełni ten potencjał, zaimplementowano tryb WaveFlow, który wykorzystuje napływ wody rozgrzanej do 86°C i w ten sposób rozbija struktury tłuszczu czy lepkie plamy po na przykład słodkim jogurcie. Producent zapewnia, że w rurze mopującej nie powinny powstać zatory nawet przez 3 lata.

Na koniec Roborock F25 Ultra sam siebie wyczyści dzięki wykorzystaniu tej samej gorącej pary i wody rozgrzanej do 90°C. Do wyboru mamy szybkie, 5-minutowe czyszczenie lub 30-minutowy tryb cichy, który swoją pracą nie przekracza 53 dB. Jeżeli mieliście do czynienia z odkurzaczami mopującymi to wiecie też, że te bywają nieznośnie głośne, a w przypadku Roborock F25 Ultra i jego cichego trybu nie miałem takiego odczucia.

Wiele rzeczy gra tu ze sobą, by sprzątanie było jak najmniej uciążliwe. Zaczynając od ogromnej mocy ssania na poziomie 22000 Pa, przechodząc przez konstrukcję mogącą pracować płasko i mającą wtedy 12,5 centymetra (a więc wystarczająco, by wjechać pod niektóre meble), a kończąc na bezszczotkowych silnikach wspieranych algorytmami sztucznej inteligencji po to, by poruszać każdym kołem niezależnie od siebie. Jak na dość ciężki sprzęt, poruszało mi się nim podejrzanie wręcz gładko. Cieszy mnie, że w takim urządzeniu udało się też zadbać o podświetlenie podłogi, dzięki czemu dobrze widzimy, co pozostaje czyste, a gdzie musimy jeszcze dojechać.
Cena Roborock F25 Ultra to 799 euro, więc z pewnością nie jest to sprzęt tani. Może jednak rozwiązać problemy porządku w domu w sposób ostateczny i bez brudzenia sobie rąk.

Roborock poszerzył swoje możliwości także w kategorii odkurzaczy pionowych. Seria Roborock H60 potwierdza doświadczenie producenta w kategorii rozwiązań sprzątających. W jej ramach do konsumentów trafią zarówno Roborock H60, H60 Pro i H60 Ultra, jak i Roborock H60 Hub ze stacją dokującą do automatycznego opróżniania zbiornika z brudu.

Różnice między modelami będą wynikały przede wszystkim z mocy ssącej. Dla modelu Roborock H60 ta wyniesie 115AW, dla H60 Pro – 170AW, a dla H60 Ultra – 210AW. Nie są to wartości rekordowe w skali rynku, ale są w zupełności wystarczające na co dzień i to nie one stanowią o sile tych modeli. Dla wielu osób ważniejsze będzie, że codzienne zabrudzenia odkurzą przy najmniejszej intensywności, a czas pracy na jednym ładowaniu wyniesie do 90 minut. Dodatkowo baterię będzie można wymienić, by w ten sposób kontynuować sprzątanie.
Ciekawym rozszerzeniem możliwości sprzątania może też być “różdżka” bądź “kolanko” – rozwiązanie, dzięki któremu łatwo zmieścimy się w każdym zakamarku poprzez zgięcie rury sprzątającej pod kątem 90 stopni. Szczotka odkurzacza wjedzie pod przestrzenie o wysokości 5,6 centymetra, a więc pod znakomitą większość mebli z prześwitem.

Seria Roborock H60 przede wszystkim stoi dokiem pozwalającym na automatyczne opróżnianie odkurzacza. Choć nie jest on w moim stylu, tak jestem w stanie mu wybaczyć jego wygląd w imię komfortu, jaki zapewni. W jego wnętrzu kryje się dwulitrowy (w wariancie H60 Hub) lub trzylitrowy (w wariancie H60 Pro i Ultra) worek z systemem odsysającym i filtrującym zanieczyszczenia. Dzięki temu do atmosfery nie wraca 99% bakterii, a filtry HEPA (w wersji Pro i Ultra) zatrzymują alergeny oraz zarazki.

Różnicą między modelami będzie oczywiście czas bezobsługowego wykorzystywania stacji dokującej. W model Roborock H60 Hub wyniesie on do 60 dni, a w modelach H60 Pro i H60 Ultra – do 100 dni. Cieszy, że dok dopasowano do wysokości rury odkurzacza tak, by urządzenia niemal nie trzeba było podnosić. Poza tym odkurzacze prezentują wysoki poziom – są zwrotne, rączka gwarantuje pewny chwyt, a brud jest wciągany nawet w wariancie z najmniejszą mocą aż miło.

Roborock H60 Ultra możecie już kupić – w ofercie z okazji urodzin marki kosztuje 799 złotych. Promocja trwa do 14 września i jeśli ktoś z was szuka niedrogiego odkurzacza pionowego, to w zasadzie nie musi już szukać, bo H60 Ultra działał bardzo dobrze jak na swoją cenę.
Przyszłość Roborocka to pralko-suszarka oraz sprzęt 4 w 1 dla całego domu
Roborock nie poprzestaje na sprzętach czyszczących podłoża – rozwija też swoją ofertę pralkosuszarek. Z pewnością urządzenia wyglądające tak onieśmielająco jak Roborock Zeo X mogą przysporzyć fanów, chociażby ze względu na przyciągający wzrok design. Ukryte drzwi oraz ekran GloScreen, który wybudza się tylko wtedy, gdy go dotkniemy, to świadome decyzje projektowe, nadające całości minimalistycznego wyglądu. Na żywo czarna tafla na froncie obudowy pralkosuszarki wygląda jeszcze bardziej przyciągająco niż na wizualizacjach. W ciemniejszych pomieszczeniach z pewnością uda się uzyskać subtelne dopasowanie pralkosuszarki.

Ten praktyczny aspekt warto mieć za sobą: Zeo X może wyprać 11 kilogramów ubrań i wysuszyć 6 kilogramów. Nie czyni to rozwiązania największą pralkosuszarką na rynku, ale przy głębokości 594 mm i klasycznej szerokości to i tak dobry rezultat. Konstrukcja oferuje ciekawy wygląd, ale na tym nie kończą się jej możliwości. W klasie czyszczenia Roborock Zeo X otrzymał oznaczenie A, zaś w suszeniu – D (co w urządzeniach łączących dwie funkcje nie jest z reguły problemem).

Mimo tego oznaczenia, Roborock Zeo X powalczy nie tylko o mniejsze zużycie energii podczas suszenia, ale i o utrzymanie jakości ubrań. Algorytm Roborock Seafarer wykorzystuje do procesu prania i suszenia pomiary w czasie rzeczywistym, a na bazie rezultatów dobiera przepływ wody, ilość detergentu, ruch bębna oraz temperaturę suszenia. Producent chwali się tym, że stworzył pierwszy na świecie program suszenia w umiarkowanej temperaturze na bazie struktury zeolitu. Brzmi skomplikowanie?

Wystarczy spojrzeć do środka bębna, by zrozumieć, że nie chodzi tu o suszenie minerałem, a raczej o kształt bębna i umieszczenie wlotów powietrza, które ten zeolit imituje. Dzięki temu rozłożenie ubrań na powierzchni bębna będzie bardziej równomierne, a w temperaturach 37-50°C uzyskamy efekt suszenia na miarę gąbki wyciągającej płyn z naszych tkanin. Na miejscu nie było mi dane sprawdzić, jak to działa, ale struktura bębna zdecydowanie przyciąga wzrok i choć nie jest to najistotniejsze, tak widać, że Roborock stawia na bęben z zagięciami, co innym producentom także pomagało osiągać dobrą skuteczność suszenia.

Równie ważne jest wykorzystanie piany w procesie czyszczenia. Roborock FineFoam to nazwa na system generujący gęstą pianę, lepiej wnikającą w struktury ubrań. Według testów producenta rozwiązanie to skracanie czas prania o ponad 20% i redukuje zużycie wody o ponad 32%, a energii o ponad 20%. Piana w pralkach nie zaskakuje, natomiast efekty, jakie daje, są wymierne. Program walczący z alergenami potrafi usunąć 99% czynników generujących alergie oraz roztoczy według TÜV. Z kolei program do zadań trudnych efektywnie poradzi sobie ze szminką, winem czy sosem pomidorowym na ubraniach.

To wszystko przy odciążeniu nas od kalkulacji dotyczących zużytego płynu oraz tego, kiedy musimy wyjąć ubrania z bębna. W tym pierwszym przypadku zadziała system autodozowania, który dobiera ilość detergentu do wagi załadunku. Z kolei dzięki programowi dbającemu o ubrania po ich wysuszeniu możemy odłożyć ich wyjęcie z bębna do 24 godzin.
Roborock Zeo X wygląda futurystycznie i oferuje nowoczesne rozwiązania, nie zaskoczy więc nikogo, że kosztuje swoje. Na razie nie wiemy, czy pralkosuszarka za 1499 euro trafi do Polski, ale mogłaby wnieść odrobinę świeżości do nie tak świeżego segmentu produktów.

To jednak nie najbardziej futurystyczne rozwiązanie, jakie Roborock przywiózł do Berlina. Symbioza pralki i suszarki z odkurzaczem i mopem to rozwiązanie, które może stworzyć ciekawą przyszłość dla nas wszystkich. 4-in-1 Homewide Cleaning Combo to ciekawe połączenie, które pozwala na zachowanie bardziej minimalistycznego wyglądu naszego domu przy jednoczesnym zwiększeniu wygody.

Przede wszystkim połączenie tych urządzeń sprawia, że wystarczy jedna instalacja hydrauliczna, by wyprowadzać jednocześnie brudną wodę z mopowania oraz prania. Uproszczeniu ulega też kontrolowanie wszystkich urządzeń – wystarczy skorzystać z ekranu dostępnego w pralkosuszarce, by wybrać odpowiednie ustawienia, ale można też polegać na sterowaniu głosowym oraz aplikacji mobilnej Roborock.

To, co widać na pierwszy rzut oka, to gotowość rozwiązania do pracy. Tak naprawdę wyglądało to nieco tak, jakby po prostu ktoś postanowił połączyć model Roborock Qrevo Curv 2 Pro oraz pralkosuszarkę Roborock Zeo X w jedno. Być może tak było, bowiem robot również wykorzystuje system chowanego radaru, a interfejs i umieszczenie ekranu na pralce było bliźniaczo podobne. Przede wszystkim jednak rozwiązanie faktycznie działało, przynajmniej gdy chodzi o wersję demo. Na miejscu nie można było zrobić prania, ale myślę, że takie połączenie od Roborocka to tylko kwestia czasu oraz kwestia rynku.