Czym jest AMOC i dlaczego jego stabilność ma znaczenie
Atlantycka Południkowa Cyrkulacja Wymienna (AMOC) to skomplikowany układ prądów oceanicznych przemieszczających wodę przez Atlantyk. Mechanizm ten działa na zasadzie globalnej pompy, ponieważ transportuje ciepłe wody z rejonów równikowych na północ, podczas gdy chłodne masy płyną w przeciwnym kierunku. Proces ten, napędzany różnicami temperatur i zasolenia, odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu względnie stabilnego klimatu w Europie. Dzięki niemu kraje skandynawskie doświadczają łagodniejszych zim niż wynikałoby to z ich szerokości geograficznej. Problem w tym, że ten niewidzialny stabilizator zaczyna szwankować.
Czytaj też: Geolodzy zmienili obraz hadeiku. Tektonika płyt wyglądała inaczej niż sądziliśmy
Stefan Rahmstorf, uznany oceanograf, nie pozostawia wątpliwości co do powagi sytuacji:
Prawdziwa obawa wśród klimatologów polega na tym, że, podobnie jak ten nieostrożny pijak na stołku, chwieje się on między stabilnością a niestabilnością – i jeśli wkrótce czegoś nie zrobimy, może po prostu całkowicie się załamać
Obecny przepływ AMOC jest najsłabszy od przynajmniej tysiąca lat. To nie jest tymczasowe wahanie, lecz trend, który obserwujemy od dziesięcioleci. Co gorsza, tempo zmian przyspiesza. Przez długi czas załamanie cyrkulacji uznawano za mało prawdopodobne, choć potencjalnie katastrofalne. Rahmstorf przyznaje, że obecne dane zmieniają tę perspektywę:
Jednak teraz, w świetle nowych dowodów, myślę, że wielu moich kolegów, w tym ja, nie uważa tego już za mało prawdopodobne
Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) szacował prawdopodobieństwo załamania w tym stuleciu na mniej niż 10%. Najnowsze badania, opublikowane już po raporcie IPCC, sugerują jednak, że ryzyko jest znacznie wyższe.
Konsekwencje, które trudno sobie wyobrazić
Gdyby AMOC rzeczywiście uległ załamaniu, skutki odczuliby mieszkańcy całej planety. Europa doświadczyłaby drastycznego ochłodzenia, na przykład w rejonie Norwegii temperatura mogłaby spaść nawet o 20 stopni Celsjusza w stosunku do obecnych wartości. Poziom wody na północnym Atlantyku podniósłby się dodatkowo o około pół metra. Zakłóceniu uległyby ekosystemy morskie, a globalny cykl węglowy zostałby poważnie zaburzony, co oznacza, iż ocean pochłaniałby mniej dwutlenku węgla z atmosfery. Najbardziej przerażający jest fakt, że ewentualne załamanie nie byłoby krótkotrwałe. Regeneracja układu zajęłaby około tysiąca lat. W ludzkiej skali czasowej oznacza to zmianę permanentną. Paradoksalnie, sama odbudowa cyrkulacji mogłaby przynieść kolejne problemy. Gdyby system nagle „restartował”, północny Atlantyk doświadczyłby gwałtownego ocieplenia w ciągu zaledwie jednej dekady.
Rahmstorf wskazuje na Porozumienie Paryskie jako klucz do minimalizacji ryzyka:
To oznacza 1,7 stopnia Celsjusza lub może 1,8 stopnia Celsjusza. Jeśli uda nam się to osiągnąć, a wszystkie kraje zobowiązały się do tego, to naprawdę możemy zminimalizować ryzyko przekroczenia punktu krytycznego
W odpowiedzi na zagrożenie Wielka Brytania zainwestowała ponad 80 milionów funtów w system wczesnego ostrzegania. To kropla w morzu potrzeb, ale i jakiś punkt zaczepienia. Chociaż scenariusz pełnego załamania AMOC wciąż brzmi jak wyjęty rodem z filmu fabularnego, to nauka pokazuje, że punkt krytyczny może być bliżej, niż sądziliśmy. Nie chodzi o to, aby wpadać w panikę, lecz aby zrozumieć, że nasze dzisiejsze decyzje klimatyczne zaważą na warunkach życia przyszłych pokoleń. Optymizm może polegać na tym, że wciąż mamy wybór. Sceptycyzm – na świadomości, jak niewiele czasu zostało na podjęcie skutecznych działań.