Od myśliwca do autonomicznej broni. Jak działa konwersja J-6?
Proces modernizacji tych maszyn nie jest wcale nowym przedsięwzięciem. Pierwsze przerobione J-6 wzbiły się w powietrze już w 1995 roku, choć wówczas nikt nie spodziewał się, że pomysł rozwinie się na tak dużą skalę. Sam proces konwersji polega na gruntownym oczyszczeniu maszyny z wszystkich elementów związanych z załogą. Usuwa się fotele, działka pokładowe i dodatkowe zbiorniki paliwa. W ich miejsce trafiają autonomiczne systemy sterowania, które pozwalają na zdalne kierowanie maszyną lub jej całkowicie samodzielną misję. Myśliwiec J-6 to w rzeczywistości chińska wersja radzieckiego MiG-19, produkowana od lat 60. do 80. ubiegłego wieku. Maszyna osiąga prędkość maksymalną 1600 km/h, ma zasięg bojowy 700 kilometrów i może przenosić około 250 kilogramów uzbrojenia.
Czytaj też: Chińska megatama kryje mroczny sekret. Dowiedz się, co naprawdę dzieje się za fasadą gigantycznego projektu
Kluczową kwestią jest tutaj skala, ponieważ Chiny dysponują około 3000 egzemplarzy J-6, co oznacza potencjalnie największą flotę dronów bojowych na świecie. To właśnie liczebność stanowi największe zagrożenie dla potencjalnych przeciwników. Emerytowany generał porucznik Shuai Hua-ming wyraża te obawy wprost:
Nie boję się pocisków balistycznych Dongfeng – martwię się tym dronem. Setki, a nawet tysiące tych samolotów mogłyby nadlecieć w roju – to byłoby bardziej przerażające niż pociski
Ekonomiczny wymiar tej strategii jest nie do przecenienia. Podczas gdy Tajwan musi używać kosztownych systemów obrony przeciwlotniczej, w tym amerykańskich pocisków Patriot, Chiny mogą pozwolić sobie na stratę setek tanich dronów. Koszt przekształcenia starego myśliwca w broń kamikaze jest relatywnie niski w porównaniu z wartością celów, które mógłby zniszczyć.
Taktyczne przewagi przestarzałej technologii
Paradoksalnie, prostota tych maszyn może stanowić ich największą zaletę. Minimalna elektronika sprawia, że drony J-6 są mniej podatne na zakłócenia niż nowoczesne bezzałogowce. Dodatkowo, ich sylwetka na radarze może imitować prawdziwe myśliwce, wprowadzając zamieszanie w systemach obrony przeciwlotniczej. Wojskowy komentator Song Zhongping wyjaśnia logikę stojącą za tym pomysłem:
W przypadku konfliktu bezpieczeństwo samolotów załogowych nie może być w pełni zagwarantowane, a koszt ich utraty byłby wysoki. Bezzałogowe statki powietrzne są potrzebne do tłumienia i wyczerpywania zdolności obrony powietrznej
Prędkość naddźwiękowa tych dronów stanowi kolejne wyzwanie dla systemów obrony. Podczas gdy współczesne technologie antydronowe skupiają się głównie na powolnych, małych obiektach, J-6 poruszają się z prędkością przekraczającą 1600 km/h, co utrudnia ich przechwycenie. Z drugiej strony, przekształcone myśliwce wciąż są maszynami zaprojektowanymi pół wieku temu, z wszystkimi ograniczeniami tej technologii. Ich awionika, nawet po modernizacji, nie może równać się z współczesnymi systemami.
Czytaj też: Chiny ujawniły sekretną operację swoich najlepszych bezzałogowców. Nagranie pokazuje atak na wrogi okręt
Song Zhongping wskazuje również na ekonomiczne aspekty różnych zastosowań, ponieważ o ile konwersja w drona kamikaze jest stosunkowo prosta i tania, tak użycie takiej maszyny jako drona rozpoznawczego byłoby zdecydowanie tańsze. Dla Tajwanu oznacza to konieczność opracowania nowych strategii obronnych. Wyspa ma jedne z najgęściej rozmieszczonych systemów obrony przeciwlotniczej na świecie, ale nawet one mogą mieć problem z równoczesnym odparciem tysięcy celów. Jedno jest pewne: Chiny znalazły sposób na tanie zwiększenie swoich zdolności ofensywnych, co z pewnością wpłynie na strategiczne kalkulacje w regionie.