Podczas niedawnego wydarzenia Sankalp 2025 indyjski producent zaprezentował drugą iterację prototypu Diamondhead, czyli elektrycznego motocykla sportowego, który ma przyspieszać od zera do setki w zaledwie dwie sekundy. To ambitna deklaracja i to zwłaszcza jak na firmę znaną dotąd głównie z produkcji skuterów, ale tak się składa, że firma ta ma już doświadczenie w produkcji elektrycznych pojazdów, a teraz celuje w segment premium. Przy deklarowanej cenie około 22300 zł brzmi to niemal zbyt dobrze, by mogło być prawdziwe… zwłaszcza w porównaniu z konkurencyjnymi modelami.

Zbyt dobry motocykl, aby mógł być prawdziwy? Diamonhead rozpala wyobraźnie i budzi wątpliwości
Prototyp Diamondhead pod względem wizualnym prototyp zachowuje charakterystyczny design z przednią częścią w kształcie diamentu i cienkim poziomym paskiem LED. Agresywna pozycja jazdy z nisko osadzonymi kierownicami typu clip-on i lusterkami na końcówkach kierownicy podkreśla sportowy charakter całej konstrukcji. Jednak najważniejsze jest to, że wykorzystuje aluminium klasy kosmicznej, włókno węglowe i magnez, co ma znacząco obniżyć masę własną i tym samym poprawić możliwości podczas jazdy. Tego typu materiały zwykle spotykamy w motocyklach kosztujących nawet ponad sto tysięcy złotych, a nie nieco ponad 20000 zł.
Czytaj też: Hybrydowa rewolucja od BYD wkracza do Europy. SEAL 6 DM-i łączy zalety elektryków i spalinówek

Kolejnym aspektem wartym uwagi jest planowane wyposażenie w aktywną aerodynamikę, czyli elementy karoserii, które mają się automatycznie dostosowywać do warunków jazdy. Adaptacyjne zawieszenie będzie z kolei reagować na nawierzchnię w czasie rzeczywistym, a tak zwana aktywna ergonomia umożliwi elektroniczną regulację kierownicy i podnóżków nawet podczas jazdy. Innymi słowy, ten motocykl rzuci głęboki cień na modele kosztujące kilka razy więcej.

Przechodząc do parametrów wydajności, deklarowane przyspieszenie 0-100 km/h w zaledwie 2 sekundy plasuje Diamondhead w gronie najszybszych motocykli świata, niezależnie od rodzaju napędu. To wartości, które do niedawna (premiery przeróżnych elektrycznych motocykli) były domeną wyłącznie najdroższych włoskich supermotocykli. Co ciekawe, Ola Electric planuje wykorzystać w tym modelu własne ogniwa akumulatorowe 4680 Bharat, które mają być obecnie udoskonalane.

Równie istotne jest to, że Ola Electric nie poprzestaje na samej mocy i lekkości, bo Diamondhead ma otrzymać systemy wspierające kierowcę, które są znane z najnowszych samochodów, czyli aktywne hamowanie, adaptacyjny tempomat i kontrolę trakcji sterowaną sztuczną inteligencją. Są więc szanse, że będzie to pierwszy motocykl zdolny do autonomicznego reagowania na zagrożenia w ruchu drogowym.

Czytaj też: Test KGM Actyon – jedno z najładniejszych aut na rynku. Gdyby tylko sam wygląd jeździł…
Firma pracuje również nad inteligentnym kaskiem AR, który ma synchronizować się z motocyklem. Wyświetlacz w kasku mógłby prezentować dane o prędkości, nawigację czy ostrzeżenia o zagrożeniach bez konieczności odrywania wzroku od drogi. Takie rozwiązanie, gdyby działało niezawodnie, mogłoby znacząco poprawić bezpieczeństwo motocyklistów, ale jak tak wszystko zbieramy do kupy i patrzymy na to z perspektywy, to coraz mniej elementów całej układanki zaczyna do siebie pasować. Premiera seryjnego modelu zaplanowana jest bowiem na połowę 2027 roku, a to oznacza ponad cztery lata oczekiwania od pierwszej zapowiedzi. To dość długi okres, który sugeruje przeszacowanie swoich możliwości przez firmę Ola Electric. Możemy tak sądzić zwłaszcza przez fakt, że poprzedni model firmy, Roadster, spotkał się z raczej chłodnym przyjęciem na rynku.