Armata czołgowa zyskuje zdolności artylerii precyzyjnej bez kompromisów. Akeron MBT 120 mieści się w standardowym magazynie wieżowym

Wyobraź sobie amunicję, która raz na zawsze zmieni to, jak postrzegamy armatę czołgu i to, do czego są zdolne te pancerne puszki na gąsienicach. Przesada? Wcale nie, bo Akeron MBT 120 to broń, która zadaje jedno proste pytanie – “dlaczego tak późno?”.
...

Jedna z najciekawszych prezentacji na londyńskich targach DSEI sprowadza się do Akeron MBT 120, a więc nowego pocisku MBDA. Jest on odpalany z czołgowej armaty gładkolufowej kalibru 120 mm i zaprojektowany od podstaw po to, by atakować cele poza linią wzroku załogi. Klucz polega na tym, że amunicja wymiarami i masą naśladuje standardowy nabój NATO, bo mierzy niespełna metr, waży około 20 kg i mieści się w istniejących magazynach wieżowych bez modyfikacji konstrukcji. Start odbywa się metodą soft-launch z niskim przeciążeniem, a następnie silnik rakietowy rozpędza pocisk do niskich prędkości naddźwiękowych, co pozwala uniknąć wzmacniania mechanizmów ładowania i samej lufy. To ważne z perspektywy integracji w Leopardach 2 czy Challengerach 3, gdzie logistyka i procedury ładowania pozostaną całkowicie bez zmian.

Dlaczego wystrzeliwanie pocisków Akeron MBT 120 zmieni wojnę pancerną?

Największy potencjał tej nowej czołgowej broni kryje się w głowicy naprowadzającej i profilu ataku. Akeron MBT 120 korzysta z pasywnego naprowadzania elektrooptycznego i IR, więc działa w trybie fire-and-forget, co oznacza, że nie wymaga utrzymywania armaty na celu w linii prostej ani emitowania na niego lasera, a tym samym ogranicza czas ekspozycji czołgu w nieosłoniętej pozycji. Dodatkowo profil top-attack umożliwia uderzenie w najsłabiej chronione strefy wierzchnie, omijając tym samym pancerz reaktywny i klasyczne pakiety osłon.

Czytaj też: Najlepsze radary świata bladną. Chiny postawiły na sprzęt, który zmienia wojnę

Dzięki takiemu pociskowi w praktyce każda platforma z armatą 120 mm staje się “łowcą-zabójcą” poza linią wzroku, a to wszystko bez zmiany sygnatury i płacenia kosztu integracji aktywnych kanałów kierowania ogniem. To zresztą bezpośrednia odpowiedź na lekcje z Ukrainy, gdzie załogi często improwizowały pośredni ogień pociskami odłamkowo-burzącymi, uzyskując efekt daleki od optymalnego. Wojna przypomniała nam też o wadze logistyki, a tak się składa, że Akeron MBT 120 wywiera minimalny wpływ na integrację, a to przekłada się na wyższy zapas amunicji na pojeździe i mniejsze ryzyko wąskich gardeł logistycznych na poziomie batalionu.

Brzmi zbyt dobrze, żeby było prawdziwe? Może i tak, ale MBDA deklaruje szybki rytm programu, bo pokazy i strzelania próbne mają mieć miejsce jeszcze w 2025 roku, a pełne wdrożenie będzie zależne od zamówień uzyskanych przez najbliższe dwa lata. Dla przemysłu wojskowego jest to tempo ewidentnie przyspieszone, ale zgodne z dynamiką projektów napędzanych realnym zapotrzebowaniem frontowym i presją budżetową.

Nie tylko Akeron MBT 120. Koncern MBDA pokazał też pocisk Crossbow oraz Spear Glide

Na londyńskich targach odwiedzający mogli też zapoznać się z Crossbow, a więc relatywnie tanim pociskiem manewrującym głębokiego rażenia. Ten mierzy około 5,3 metra długości i 3 metry szerokości (po rozłożeniu skrzydeł już w powietrzu), waży w przybliżeniu 750 kg, przenosi do 300 kg ładunku modułowego, leci na wysokich prędkościach poddźwiękowych, a jego zasięg przekracza 800 km. Projekt od początku optymalizowano pod szybkie rozmieszczenie, a w tym zabudowę w tradycyjnym, 20-stopowym kontenerze ISO i integrację z podwoziami ciężarowymi wojsk lądowych. Jest to nic innego, jak prosta i szybka odpowiedź na potrzebę saturacyjnych uderzeń na zaplecze logistyczne przeciwnika przy akceptowalnym koszcie efektora.

Czytaj też: 75 pocisków na sekundę, czyli ostatnia linia obrony floty USA

Trzecim filarem MBDA, który ma nas zaskoczyć, jest Spear Glide, czyli beznapędowa, tańsza odmiana rodziny SPEAR przeznaczona przede wszystkim dla myśliwców czwartej generacji, takich jak Gripen, Typhoon czy KF-21. Zakładany zasięg 80-100 km stawia ją między klasycznymi szybującymi bombami a napędzanym SPEAR-em, który w wariancie z silnikiem turboodrzutowym przekracza 100-140 km i dysponuje wielosensorową głowicą naprowadzającą. Ta broń ma być już złotym środkiem między ceną ataku a wagą celu, ale jej niskie zaawansowanie sprawia, że do gry może wejść dopiero po zniszczeniu wrogich systemów przeciwlotniczych.

Czytaj też: Budują iście królewskie pociski za grosze do królewskiego złomowania wrogów

Wspólnym mianownikiem tych trzech broni MBDA jest ich dostosowanie do europejskiego teatru działań i presji budżetowej. Jeśli koncern utrzyma zapowiadany harmonogram i potwierdzi parametry na strzelaniach, armie europejskie dostaną zestaw narzędzi skrojony pod wojnę na wyniszczenie, w której liczy się skala efektorów, odporność na przeciwdziałanie i logistyka na pierwszej linii. Ostatecznym weryfikatorem pozostanie oczywiście pole walki, ale tym razem rozwiązania wydają się projektowane właśnie z myślą o nich, bo od realnych ograniczeń frontu, a nie od idealnych scenariuszy poligonowych.