Fotowoltaika przyszłości nie będzie bać się upałów. Nowa technologia wykorzystuje ciepło jako atut

W inżynierii fotowoltaicznej wszyscy szybko uczą się prostej mantry: ciepło jest wrogiem. Panele fotowoltaiczne mają nie bez powodu nadrukowane współczynniki temperaturowe, a całe pakiety elementów BOS powstają po to, by panele nie “gotowały się” na dachach i pustyniach. Nowa linia badań sugeruje jednak niszę, w której ciepło nie jest obciążeniem, lecz atutem i nie jest to wcale trik ani laboratoryjna sztuczka, a zmiana w sposobie łączenia wychwytu światła i magazynowania.
...

Zamiast traktować wytwarzanie i magazynowanie energii elektrycznej jako dwa odrębne pudełka połączone kablami i oprogramowaniem, badacze coraz częściej testują pojedyncze, zintegrowane urządzenia, które jednocześnie pochłaniają światło i gromadzą wynik w ciekłym elektrolicie. Taka architektura otwiera drzwi, które klasyczne moduły krzemowe trzymają zamknięte. Ciepło, które zwykle obniża napięcie i “ucina” punkty z uzysku fotowoltaiki, może przyspieszać chemię po stronie magazynowania w tych właśnie zintegrowanych ogniwach. Pytanie brzmi więc prosto – jak daleko sięga ten zysk, zanim fizyka cofnie korzyści, i czy efekt jest na tyle duży oraz stabilny, by miał znaczenie poza dygestorium?

Innowacja roku. Ten sprzęt okiełznał największego wroga, aby działać lepiej

Najnowszą odpowiedź na postawione pytanie daje zespół z Loughborough University i Heriot-Watt University, który badał krzemowe fotoelektrochemiczne ogniwa przepływowe, czyli urządzenia typu solar-plus-storage, gdzie półprzewodnikowa fotoelektroda zanurzona w elektrolicie bezpośrednio ładuje cząsteczki redoks pod wpływem światła. Wraz z ze wzrostem temperatury ogniw, rósł też prąd elektrochemiczny, bo jony poruszały się szybciej, a elektrolit przewodził lepiej. Jednocześnie pojawiała się znana “kara fotowoltaiczna” w postaci spadku potencjału, kiedy to bilans dał wyraźne okno pracy z optimum około 45°C. Powyżej tego punktu zyski słabły, gdy straty napięcia doganiały przewagę prądową.

Czytaj też: Panele słoneczne przyszłości już w laboratoriach. Naukowcy pokonali barierę łączenia perowskitów z krzemem

Jeśli brzmi to na opak, to dlatego, że instynktownie myślimy o samodzielnych panelach. Krystaliczne moduły krzemowe zwykle tracą ok. 0,3-0,5% mocy na każdy stopień Celsjusza powyżej 25°C. Na typowym dachu latem tylna warstwa panelu często ma 50-60°C, co tłumaczy, dlaczego chłodne, jasne dni potrafią dać zaskakująco dobry uzysk. W testach Loughborough strona fotowoltaiczna nadal podlegała tej zasadzie, ale strona magazynowania poprawiała się na tyle mocno wraz z wyższą temperaturą, by do pewnego poziomu (mniej więcej do 45°C) to skompensować. Chemia “odbiła” więc to, co tracił rozgrzany krzem.

Czytaj też: O jedną trzecią mniejsza instalacja przy tej samej mocy. Chińczycy prezentują ogniwa o rekordowej sprawności

Zrozumienie, dlaczego ciepło pomaga części magazynującej, wymaga krótkiej wycieczki po budowie tych urządzeń. Fotoelektrochemiczne ogniwo przepływowe kieruje elektrolit wzdłuż światłoczułego półprzewodnika. Światło tworzy w nim nośniki ładunku, które napędzają reakcje redoks “ładujące” rozpuszczone cząsteczki w płynącym roztworze. Ponieważ elektrolit krąży, naładowany roztwór można przechować w zbiorniku i rozładować później w oddzielnym kroku elektrochemicznym, podobnie jak w akumulatorze przepływowym typu redoks. Gdy temperatura rośnie, jednocześnie dzieją się dwie korzystne rzeczy: rośnie ruchliwość jonów i spada opór wewnętrzny, co z kolei objawia się wyższym prądem przy danym napięciu ogniwa. Haczyk w tym, że fotonapięcie półprzewodnika maleje wraz z ogrzewaniem, więc między elektrochemią a fotowoltaiką toczy się przeciąganie liny, które daje optimum temperaturowe zamiast nieograniczonej korzyści. Grupa z Loughborough i Heriot-Watt zaobserwowała dokładnie tę dynamikę: poprawa transportu masy kulminowała w okolicy 45°C, a potem wyhamowywała.

Czytaj też: Sól zmieniająca losy światowej fotowoltaiki została odkryta. Londyńscy naukowcy znaleźli sposób na perfekcyjne ogniwa

Tego typu odkrycie nie sprawia, że konwencjonalne instalacje fotowoltaiczne mogą nagle polubić ciepło, choć oczywiście będzie to wymagać sięgnięcia po panele słoneczne z ogniwami typu solar-plus-storage. Dzięki nim praca w podwyższonej temperaturze nie jest jednak porażką projektu, którą trzeba za wszelką cenę tłumić. Staje się parametrem, którym można świadomie sterować. W praktyce może to oznaczać kierowanie ciepła w kanały elektrolitu zamiast odprowadzania go z urządzenia albo nawet całkowitą rezygnację z systemów chłodzenia. Aktualnie to podejście ma jednak wady – nowa praca opiera się na kontrolowanych badaniach krzemowych fotoelektrod w elektrolicie ferrycyjano-żelazianowym. W nim zbyt wysoka temperatura w końcu przyspieszy degradację membran, uszczelek i cząsteczek redoks, może też uruchomić reakcje uboczne lub wytrącanie soli skracające żywotność. Sami autorzy wskazują trwałość i długoterminową stabilność jako zmienne do zaprojektowania, a nie założenia, więc potencjał jest… ale komercjalizacja jest nadal odległa.