Srebrzyste smugi zamieniły zmierzch w militarny pokaz siły. Chiny nie ukrywały testu swojej najnowszej broni

Srebrzystobiała nić przecięła wczesnowieczorne niebo nad północnymi Chinami i była na tyle jasna, że od razu przyciągnęła obiektywy aparatów. Przez kilka minut trzymała kształt na nieboskłonie, po czym rozkwitła w kolorowe welony, gdy Słońce oświetliło rozdymające się na skraju przestrzeni kosmicznej spaliny. Cokolwiek wzniosło się w tę warstwę powietrza, miało być widoczne dla całego świata, bo ewidentnie nie był to celowo ukryty test w odległym okienku poligonowym.
...

Enigmatyczne wzory na niebie zaskoczyły świat. Winowajca? Nowa tajna broń Chin

29 września, krótko po 18:00 czasu lokalnego, z północnych Chin wzniósł się duży pocisk na paliwo stałe po trajektorii dobranej tak, by był maksymalnie widoczny w kilku prowincjach. Nagrania oraz zdjęcia wykonane przez cywilów trafiły do sieci i pokazały proste, wysokie wznoszenie rakiety z co najmniej dwoma separacjami stopni i jednoznacznymi “węzłami aktywności” w pióropuszu. Gdy obiekt wspiął się na pułap około 70 do 110 km, spaliny zmieniły się w cienkie, kolorowe welony. Stanowi to niejako znak firmowy startów o zmierzchu, kiedy to rakieta jest nadal oświetlona Słońcem, choć obserwatorzy na ziemi znajdują się już w półmroku.

Czytaj też: Dekada tajemnic i spekulacji zakończona spektakularnym debiutem. Chiny pokazują potęgę nowego myśliwca stealth

Aerodynamika na tych wysokościach nadaje specyficzny wygląd, bo wygenerowane pióropusze gwałtownie rozszerzają się w rozrzedzonym powietrzu, a uskoki wiatru rzeźbią je w zawijasy i włókna. Dlatego też dlatego część pozornych “manewrów” to w większości wpływ atmosfery, a nie świadectwo pocisku wykonującego pętle w locie pośrednim. Tę sygnaturę wizualną tłumaczy stały materiał pędny na bazie aluminium, który to jest powszechny w chińskich rakietach na paliwo stałe od rodzin DF-21 i DF-26 po międzykontynentalne klasy jak DF-31. W nich cząstki aluminium spalają się, nadając pióropuszowi ten jasny, włóknisty charakter.

Co tak naprawdę wystrzeliły Chiny? Test wszyscy zobaczyli, ale nie wiemy najważniejszego

Co dokładnie poleciało? Na to pytanie odpowiedzi nie dostaliśmy, bo Chiny utrzymują niedawny test w tajemnicy, choć ewidentnie chciały, aby świat o nim usłyszał. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest pocisk DF-27 na mobilnej wyrzutni, która może jeździć nawet po drogach. Wiemy, że przyjmuje on formę wielkiej rakiety na paliwo stałe, która po wzniesieniu się na odpowiedni pułap, oddziela się od ładunku typu boost-glide, mogącego uderzyć w rejony oddalone o nawet 8000 kilometrów. Niezarejestrowana część testu to zresztą właśnie faza szybowania, czyli segment kluczowy dla tezy o potędze pocisku co do omijania obrony przeciwlotniczej.

Czytaj też: Dorówna najpotężniejszemu lotniskowcowi USA. Z takim sprzętem Chiny opanują nawet Morze Bałtyckie

Alternatywa jest bardziej prozaiczna, bo mógł to być klasyczny test pocisku balistycznego na paliwo stałe, który został nie tylko odpalony o starannie dobranej porze, ale też został pokierowany w sposób (m.in. aktywacjami silników korekcyjnych), aby ozdobić niebo w jeszcze bardziej spektakularny sposób. Proces wznoszenia nie wyklucza późniejszego odchylenia bocznego, bo współczesne testy często zawierają krótkie pulsy silników do kształtowania orientacji i dopracowania separacji ładunku, a te “pyknięcia” w locie generują ostre załamania i oddzielne włókna, które widzimy na nagraniach i zdjęciach. Pytań jest więc sporo, bo na tę chwilę nic nie dowodzi obecności pojazdu boost-glide, ale nic jej też nie obala.